Thea Campbell
Thea Valentina Campbell-Albonar — 27. 05.2003 rok — Malaga, Hiszpania — w Nowym Jorku od kiedy skończyła 5 lat — córka perkusisty Marcusa Campbella oraz hiszpańskiej aktorki Eleonore Albonar — w 2020 roku zyskała sławę pojawiając się na okładce hiszpańskiego Vouge’a — związana z agencją Ford Models — powiązania, historie i takie tam
Nowy Jork ma specyficzny zapach. Jest mieszanką wszystkiego — stęchlizny, kawy, dusznego powietrza, które uderza z tunelów metra. Jest jedynym zapachem, który większość osób zapamiętuje na długo. Thea go uwielbia i nienawidzi. Przez ostatnie pół roku zdecydowanie go jej brakowało. Choć morska bryza przyjemnie ochładzała ciało, ciągnie ją jednak do dusznego miasta, pełnego ludzi, trąbiących samochodów, zakorkowanych ulic. Ciągnie ją do nocnego życia, do życia jakie prowadziła te sześć miesięcy temu. Do błysku fleszy, zapatrzonych w nią ludzi, do fałszywych przyjaźni. Chyba lubi, kiedy w jakiś sposób się ją rani. Z ogromną przyjemnością wchodzi po kilka razy do tej samej rzeki, choć wie, że potok jest rwący. Wraca dla niego, bo kieruje nią słabość do jego osoby. I wie, że on dla niej rzuci wszystko, że nie odpuści możliwości, by znów na nowo mieć ją w swoich ramionach. Wie, że ona wybaczy mu wszystko. Wykorzystuje jej naiwność, a ona z lubością oddaje się w jego ręce, choć pewnie za niedługo znów będzie cierpieć. Niektórzy nazwaliby to syndromem sztokholmskim, ona nazywa to miłością, choć tak naprawdę nie wie, jak smakuje prawdziwa miłość.
Cindy Kimberly na wizerunku, znaleźć mnie można tutaj > pandaczerwona0@gmail.com

[Postać na głównej za bardzo mnie urzekła, żeby nie skomentować karty prosto z pracy ;D Wydaje mi się, że Cię kojarzę, jakoś tak nazwa czerwona panda utkwiła mi głowie, więc jeśli się nie mylę, witaj ponownie wśród nas ^^ Thea jest młodziutka, jeszcze ma czas poznać smak prawdziwej miłości, czym dokładnie będzie to uczucie, które jedną osobę spotka, jak ma się 16-18 lat, drugą bliżej trzydziestki, a trzecią gdzieś na granicy pięćdziesiątki i sześćdziesiątki. Na to nie ma określonego wieku. Nie wiem, co dokładnie ją spotyka w związku z tym mężczyzną, ale może to są te motyle w brzuchu i ta strzała Amora. Jak już strzeli nas prosto w serce, nie chcemy innego i liczy się tylko ten jedyny. Tylko obawia mnie obserwacja osób z otoczenia Campbell, bo syndrom sztokholmski nie świadczy o tym, aby On był dla niej słusznym wyborem. Zostawiłaś mnie z burzą myśli ^^ Sukcesów na blogu!]
OdpowiedzUsuńNATALIE HARLOW and VANESSA KERR
[Hej,
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że zawarty tu opis wielkiego miasta pasowałby do większości molochów na świecie (no może oprócz metra, bo nie wszędzie można je zwyczajnie przeprowadzić lub jest ono za drogie). Jasne, każdy z nich ma nieco inny klimat, ale pewne cechy pozostają wspólne.
Co do Thei, bo przecież to właśnie ona jest tu najważniejsza, muszę stwierdzić, że nieco mi jej jednak żal. Ma zaledwie trochę ponad 20 lat, a już ewidentnie krzywdzi ją ktoś, w kim pokłada głębsze uczucia. Nieładnie. Tym bardziej jej szkoda, że uroda zwykle kiedyś przemija, więc dobrze by było do tego czasu znaleźć kogoś, na kim można się oprzeć w ciężkich chwilach. Oby i ona kogoś takiego spotkała na swej drodze nim będzie za późno.
Życzę samych porywających wątków.]
Dalaja & Eloy
Ethan wszedł na plan sesji, układając w myślach plan zdjęć, pozy, światła i nagle zatrzymał się w półkroku, kierując wzrok na postać w rogu sali. Siedziała na krześle do makijażu, ręce spokojnie spoczywały na udach, a ktoś delikatnie poprawiał jej włosy i kreskę przy oku. Zabrakło mu oddechu na ułamek sekundy, coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewał. Zwykle był przygotowany na jej wejścia w jego życie, na spięcia, na dramaty… ale nie na to, że wpadnie na nią w miejscu takim jak to - Cholera - wymamrotał pod nosem, jeszcze zanim zdążył włączyć rozsądek. Nie mógł oderwać wzroku, choć próbował wyglądać, jakby w ogóle tego nie zauważył. W środku serce biło mu jak szalone, a w głowie pojawiały się tysiące wariantów: „Nie patrz, udawaj profesjonalistę”, „Powiedz coś zabawnego”, „Nie pokazuj, że się spieprzyłeś zanim cokolwiek powiesz”, ale oczy same do niej wracały. Każdy ruch, każdy drobny gest, sposób, w jaki poprawiała włosy, jak się lekko skrzywiła przy patrzeniu w lustro, sprawiał, że czuł, jak wciąga go wir starych emocji. I, jak zwykle, wiedział jedno, bez względu na to, ile razy ich relacja kończyła się katastrofą, on i tak wróci do niej, a ona przyjdzie z czasem do niego.
OdpowiedzUsuń- Okej, spokojnie - mruknął pod nosem, udając, że przegląda listę ujęć i harmonogram - To tylko sesja. Nic osobistego. Serio – dodał sam do siebie, ale gdy tylko ktoś odsunął krzesło i ona lekko podniosła wzrok, by spojrzeć w lustro, ich oczy spotkały się na ułamki sekund. Poczuł to znajome ukłucie w żołądku, mieszankę fascynacji, strachu i świadomości, że zaraz wszystko spieprzy. I tak zawsze było, wystarczyła chwila, a on znów tracił balans między profesjonalizmem a tym, że ona po prostu istnieje w jego polu widzenia.
- Cholera - wymamrotał raz jeszcze sam do siebie. I już wiedział, że będzie się musiał opanować, albo przynajmniej udawać, że umie, ale ironia i poczucie humoru były silniejsze od rozsądku - No proszę, cameo mojej byłej dziewczyny - wymamrotał z półuśmiechem, ledwie słyszalnym, bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek - Co może pójść źle? - przeszedł kilka kroków w bok, udając, że sprawdza ustawienia aparatu, ale w środku czuł chaos. Zawsze wracał do niej. Zawsze. Nie umiał funkcjonować bez niej, choć wiedział, że prawie każdy ruch kończył się katastrofą. Katastrofą, której najczęściej to właśnie on był sprawcą, dokładnie tak, jak poprzednim razem, kiedy znów się rozstali przez jego głupotę.
hokeista
Ethan nawet nie musiał odwracać głowy, żeby wiedzieć, że to ona. Ten stukot obcasów miał w sobie coś takiego, że wbijał się pod skórę. Zanim jeszcze poczuł jej dłoń na ramieniu, ciało już zdążyło się napiąć. Oczywiście, że wyglądała perfekcyjnie, zawsze wyglądała. Czerń na niej była jak stworzona tylko dla Thei - jednocześnie elegancja i prowokacja. Ethan przełknął ślinę, starając się, by nie wyglądało to zbyt oczywiste, i nawet nie zareagował, kiedy jej paznokcie wbiły mu się lekko w materiał marynarki.
OdpowiedzUsuń- Jasne, gotowi - rzucił, niby swobodnie, ale głos miał odrobinę niższy niż zwykle. Zawsze tak było, gdy pojawiała się Thea. Ironia cisnęła mu się na język, ale wiedział, że jeden źle dobrany komentarz i cały plan runie. Zamiast tego pozwolił sobie na krótki uśmiech, półżartobliwy, jakby mówił: „Znowu to robimy, prawda?”. Była blisko. Za blisko. A on miał wrażenie, że cały plan zdjęciowy patrzy, czekając na to, czy wybuchnie od razu, czy może dopiero za chwilę.
- Okej, Chris - dodał, kierując słowa do fotografa, choć spojrzenie wciąż uciekało w bok, w jej stronę. - Emocje mamy w pakiecie. Nie musisz się martwić - mruknął bardziej do siebie. Tak, emocje, tej dwójce nigdy ich nie brakowało. A Ethan czuł już, że to, co miało być zwykłą sesją, znowu zamieni się w kolejny rozdział tej chorej, niekończącej się historii, której oboje nie potrafili napisać do końca.
Fotograf pokazał im ustawienie, gestykulując energicznie, a Ethan kiwał głową jak profesjonalista, choć w rzeczywistości niewiele do niego docierało. Czuł za to jej dłoń przesuwającą się z ramienia na jego przedramię, niby przypadkiem, niby naturalnie, a jednak dla niego to był impuls, który z miejsca odpalał cały wewnętrzny chaos. Stanęli obok siebie, kilka kroków w górę na marmurowych schodach. Z zewnątrz wyglądali jak para idealna: on w dopasowanej marynarce, nonszalancki, ona perfekcyjna w tej czarnej sukience, uśmiechnięta, opanowana. Wewnątrz Ethan miał ochotę parsknąć śmiechem, gdyby tylko ktokolwiek z tych ludzi wiedział, że za tym obrazkiem kryje się historia zbudowana z kłótni, zdrad, cichych nocy i niekończącego się powrotu do punktu wyjścia.
- Bliżej, proszę, bliżej - zawołał Chris zza aparatu. Ethan poczuł, jak Thea przesuwa się jeszcze o krok w jego stronę, a ciepło jej ciała natychmiast przebiło się przez cienką warstwę materiału. Westchnął cicho, odchylając głowę tak, by na chwilę nie patrzeć na nią prosto. Jeśli miał przetrwać tę sesję, musiał trzymać dystans, chociaż wiedział, że dystans i Thea to dwa słowa, które nigdy nie szły w parze.
- Wyglądacie, jakbyście mieli wspólną tajemnicę - rzucił fotograf zadowolony - Tak, właśnie to chcę złapać - znów żywo dodał Chris. Ethan uśmiechnął się krzywo. „Wspólną tajemnicę? Jasne, stary, tyle, że nasz katalog tajemnic mógłby zapełnić nie jeden album, tylko całą pieprzoną bibliotekę”. Kiedy Chris kazał im zbliżyć się jeszcze bardziej, Thea odwróciła lekko głowę w jego stronę. Ethan poczuł jej oddech blisko własnej skóry i wiedział, że w tym momencie wygląda na absolutnie opanowanego, ale w środku miał ochotę wybuchnąć śmiechem, krzyknąć, pocałować ją albo po prostu uciec. Wszystko naraz, a jednak pozostał w miejscu, z tym swoim charakterystycznym półuśmiechem, który tak naprawdę był jedynym bezpiecznym maskowaniem.
model
Klub „Blue Note Whisper” pękał w szwach. Jak co weekend, schodziły się tu tłumy, pragnąc zrzucić z siebie ciężar pędzącego maratonu tygodnia pracy, zrelaksować się, napić dobrego piwa lub wykwintnej whisky przy akompaniamencie jazzu i bluesa. Nie inaczej było z Gabrielem. Po raz pierwszy od trzech miesięcy włoski fotograf wziął wolny weekend, nie mając absolutnie żadnych wyrzutów sumienia, że zostawia wszystkie zaplanowane sesje zdjęciowe swojemu współpracownikowi. Reakcją na tę wiadomość były wyłącznie westchnienia i jęki, że sam sobie nie poradzi. Gabriel jednak był nieugięty. O wolnym marzył od tygodni.
OdpowiedzUsuńTen wieczór różnił się jednak od wszystkich pozostałych. Brunet, o włoskich korzeniach, siedział przy barze, prowadząc głośną rozmowę, przetykaną salwami śmiechu, ze swoim nowym znajomym – Marcusem Campbellem. W jego oczach ten słynny perkusista był absolutnym mistrzem swojego fachu. Stereotyp, że sławni ludzie są bucami, rozwiał się natychmiast, a oni, niczym starzy dobrzy kumple, gawędzili w najlepsze, popijając whisky. Stracili już rachubę, która to była kolejka.
— Mówię ci, zabiorę cię kiedyś w trasę! — zawołał Marcus, nieco starszy, wytatuowany rockman, unosząc chwiejnie szklankę. Jego głos, choć podniesiony, nie ginął w zgiełku klubu, lecz niósł się pewnie. — Albo tu! Tu będziemy grać! Zrobimy jam session, to będzie widowisko! — dodał, wlewając w siebie złoty trunek z nowym, niemalże dziecięcym, entuzjazmem.
Gabriel pokręcił głową z rozbawieniem, machnął nonszalancko ręką i upił łyk trunku, który przyjemnie palił go w gardle. Wiedział, że do domu odwiezie go David, właściciel klubu i jego jedyny dobry przyjaciel w tym mieście, więc mógł sobie pozwolić na więcej. Zresztą, teraz liczyła się tylko dobra zabawa, a echa spraw zawodowych umilkły.
Wiodąc zawziętą konwersację, ledwo zauważyli wysoką, zgrabną brunetkę, która pewnym krokiem zmierzała w ich stronę. Starszy rockman, z błyskiem w oku, dostrzegł ją pierwszy. Na jego ustach pojawił się łagodny, ojcowski uśmiech.
— Oho, moja Liz wysłała mojego najmłodszego szpiega — zaśmiał się, wstając z krzesła i rozkładając ramiona w kierunku dziewczyny. — Thea, skarbie! Przyjechałaś po staruszka? Już? Tak wcześnie? — zapytał, ściskając ją serdecznie na powitanie.
Zaintrygowany Gabriel przechylił głowę, mierząc dyskretnie dziewczynę wzrokiem, w którym pojawił się ten charakterystyczny, ledwo widoczny błysk. Wpadła mu w oko, to było oczywiste, ale profesjonalnie, wręcz instynktownie, nie okazywał tego. Doskonale pamiętał, jak boleśnie zakończył się jego poprzedni związek; choć był samotny, pustkę po utraconej miłości wypełniał jedynie przelotnymi znajomościami.
— Gabriel, to moja najmłodsza, najukochańsza i najpiękniejsza córka Thea — oznajmił dumnie Marcus. — Thea, to mój nowy znajomy, Gabriel. Też jest artystą, a w jego żyłach płynie czysty rock and roll! — zawołał entuzjastycznie, klepiąc fotografa po plecach z siłą, która niemal zrzuciła go ze stołka.
Brunet uśmiechnął się w kierunku dziewczyny, wyciągając ku niej swoją wytatuowaną dłoń.
— Miło mi poznać — powiedział, a jego włoski akcent był słyszalny, choć subtelny. Miała w sobie to coś, co widać było z daleka — mieszankę delikatności i siły, której Gabriel jako artysta nie mógł zignorować.
Makaroniarz xD
Brunet poczuł to natychmiast – ten błysk, którego od lat bezskutecznie szukał w oczach innych kobiet. Było to światło, które rozjaśniało mu duszę, jednocześnie ją niepokojąc. Ten rodzaj blasku widział tylko raz, przed siedmioma, może ośmioma laty, w kobiecie, która równie szybko, jak się pojawiła, zniknęła z jego życia. Tamta historia nie miała miłosnego happy endu – skończyła się szumem złamanych obietnic i gorzkim smakiem rozczarowania, a on, nauczony tym bolesnym doświadczeniem, postanowił nigdy więcej nie angażować się emocjonalnie.
OdpowiedzUsuńPowtarzał to wielokrotnie Ivett, swojej obecnej „partnerce” w luźnym układzie pozbawionym jakichkolwiek zobowiązań i deklaracji. Mimo braku jakichkolwiek obietnic na przyszłość, razem bawili się wyśmienicie, a jedynym, co ich faktycznie łączyło, było zaspokajanie potrzeb czysto fizycznych. Była wygodną kotwicą w jego chaotycznym świecie.
Słuchając Marcusa, który z wyraźną, niemal ojcowska dumą, opowiadał o swojej córce, Gabriel uniósł nonszalancko kąciki ust i z powolną gracją dopił resztkę bursztynowego trunku. Chłód szkła w jego dłoni kontrastował z ciepłem whisky rozlewającym się w środku.
— Twój Ojciec to niesamowity człowiek. Legenda, jeśli chodzi o muzykę — odparł, kręcąc głową i zaśmiał się, widząc, jak starszy mężczyzna desperacko przeszukuje kieszenie w poszukiwaniu papierosów.
Na szczęście Włoch rzucił palenie już dawno – to zwycięstwo nad słabością, które cenił. Chociaż nawet teraz, w dusznym oparze tego klubu, poczuł znajome ukłucie pragnienia, by zapalić choćby elektryka, starał się trzymać swoje żądze na wodzy. Umiał sobie z tym radzić. Tak samo jak z każdym innym, całym otaczającym go chaosem, który w tej chwili zupełnie zszedł na drugi plan, ustępując miejsca intrygującemu spotkaniu.
— Uważaj, Marcus. Kobiety są bardzo niebezpieczne. A mając jeszcze dwie przeciwko sobie, wpakujesz się w niezłe tarapaty, z których nawet legenda cię nie wyciągnie — rzucił, śmiejąc się głośno.
Odprowadził wzrokiem oddalającego się mężczyznę, a jego myśli na moment pogrążyły się w ciszy. Czasem lubił tę ciszę, była rzadkością. Przerwał ją jej aksamitny głos i proste pytanie, które jednak zabrzmiało jak wyzwanie. Wodząc wzrokiem po jej twarzy, analizując każdy rys, uniósł brew i z namysłem stukał palcami o szklankę.
— Mógłbym o to samo zapytać ciebie — odparł, przykładając szkło do ust, by ukryć uśmiech.
Szybko dopił, czując palenie alkoholu w gardle. Gdy przed nimi zjawił się kelner, machnął ręką, zamawiając dwie kolejne kolejki dla siebie i colę dla niej. Nie chciał się upijać, ale chciał stworzyć pretekst, alibi. Tym prostym trikiem chciał kupić sobie kilka dodatkowych minut, by móc z nią porozmawiać, by móc chłonąć to światło.
— Jestem tu raz, dwa razy w miesiącu. Czasem... — Uniósł ponownie brew, z akcentem stukając palcami w szklankę. — Gram na fortepianie, czasem słucham, robię zdjęcia. A ty? Nie wyglądasz mi na osobę, która lubi takie miejsca. Masz w sobie coś zbyt czystego, by pasować do tego mroku — stwierdził, a raczej zaintrygowany zapytał, przysuwając w swoją stronę szklankę z alkoholem.
— *Alla salute*! — rzucił, stukając się z nią szkłem w energicznym geście. Wypił znaczną część alkoholu, jakby chciał sprytnie odwrócić uwagę od faktu, że jej blask, ten sam, który kiedyś go zranił, totalnie wytrącił go z równowagi. Ostatnia dawka ostrożności uleciała wraz z ostatnim łykiem.
Oj, Gabriel, będziesz tego gorzko żałować... Znowu – pomyślał, czując na plecach zimny dreszcz nieuchronności.
G.
Życie Gabriela było ulepione z nieco innej gliny. Porządna, szanowana rodzina adwokatów, mecenasów i on... Czarna owca, która nie chciała podążać tym jakże nudnym, wytyczonym schematem. Od zawsze miał własne, wyraziste zdanie, którego nie bał się głośno wygłaszać, idąc wszem i wobec pod prąd. Zatem otwarcie wyrażał swój sprzeciw wobec tego, co działo się w rodzinnym domu – domu, który nie znał rodzinnego ciepła, miłości czy zrozumienia. Liczył się status, stan konta, nazwisko i pilnie strzeżone pozory ideału, skrywające za drzwiami twarde rządy głowy rodziny. Nie chciał być taki jak bracia i rodzice. Pragnął wolności, prawdziwego życia, pasji i rozwoju. Nie dla niego były kodeksy, rozprawy czy sale sądowe. Zdecydowanie swój świat widział nie poprzez suche regułki paragrafów, ale poprzez przeróżne kolory i dźwięki. Dlatego też, z jednej strony, mimo wszystko był wdzięczny, że wyrwał się z rodzinnego Rzymu, żyjąc teraz na własny rachunek.
OdpowiedzUsuńKiedy usłyszał jej słowa dotyczące ojca, parsknął śmiechem, sięgając po szklankę ze złocistym trunkiem.
— Młodość jest tak krótka i ulotna, że każdy, mimo mijających lat, desperacko pragnie zatrzymać tego nastoletniego ducha — skwitował, spoglądając na nią z malującym się na ustach, łagodnym uśmiechem. Gdzieś w głębi duszy zazdrościł jej takiej relacji. Jego z Ojcem była jej absolutnym przeciwieństwem.
Gdy zaczęła zaś mówić o ciekawych personach, które tu przychodzą, oraz o tym, że jest modelką, uniósł brew, przyglądając się jej uważniej. Miał nieodparte wrażenie, że skądś zna tę twarz. Pochyliwszy się nieco bliżej, poczuł, jak intensywny, ale przyjemny zapach jej perfum drażni jego nozdrza. Milczał przez chwilę, niemalże przeszywając ją swoimi czarnymi oczami, w których malowała się pewnego rodzaju, błyskawiczna iskra zrozumienia.
— No proszę, swój swojego rozpozna zawsze — rzucił rozbawiony, prostując się. — Jeżeli chodzi o ciebie, właśnie miałem nieodparte wrażenie, że gdzieś cię widziałem. Takiej twarzy się nie zapomina — mruknął z uśmiechem, puszczając jej zalotnie oczko. Flirtował z nią? Może tylko trochę. A może dla zabawy? Tego poza nim nie wiedział nikt.
— Modeling, mówisz... Od zawsze cię to pasjonowało? Nie chciałaś iść w ślady swojego ojca? — zapytał, rzeczywiście zaciekawiony, starając się jednocześnie ignorować wibracje schowanego w kieszeni skórzanej kurtki telefonu. Ivett — jego... nawet nie kobieta, a osoba, z którą trwał w dość skomplikowanej, pozbawionej jakiejkolwiek deklaracji i trwałości relacji, ciągle dawała o sobie znać, nie chcąc spędzać tej nocy samej. Gabiel lekko zacisnął szczękę. Miał ochotę po prostu go wyłączyć.
G
Niestety, Gabriel nie miał tyle szczęścia. Jego ojciec, surowy i despotyczny, wychowywał synów twardą ręką, nie znosząc cienia sprzeciwu. Ten sam lęk paraliżował Matkę, Fatimę, która w obawie przed konsekwencjami ze strony męża, stłumiła własne zasady. Trwała u jego boku, zgadzając się z jego wartościami lub udając zgodę, a przed światem grała rolę idealnej i zgodnej żony oraz, co najważniejsze, matki, która z żelazną konsekwencją kształci swoje dzieci, by zapewnić im „doskonały start” w dorosłe życie.
OdpowiedzUsuńNajstarszy syn, znany ze swojego ciętego języka i niebywałego talentu do wpadania w tarapaty, nie szczędził im wstydu, a jego wybryki były jawnym wyrazem buntu. Używki, wydalenie z prestiżowej uczelni, fatalne towarzystwo… Gabriel mocno kontrastował ze swoimi braćmi — pokornymi sługusami ojca, gotowymi zrobić wszystko dla pieniędzy i zadowolenia Marcella. Brunet miał jednak inny plan. Zagarniając część należnego mu majątku, spakował się i postanowił odejść. Z czasem porzucił Rzym, uciekając do Stanów. I choć raz na jakiś czas narzekał na Nowy Jork, w końcu poczuł, że to jest jego miejsce. Zaczął budować życie od nowa, spełniając się artystycznie, z czego był cholernie dumny.
— Bierze życie garściami. Wyciska z niego wszystko, co najlepsze, i to się ceni — odparł, nie odrywając od niej wzroku. Miał wrażenie, że jej spojrzenie próbuje zajrzeć mu w samą duszę — czego żadna kobieta dotąd nie potrafiła. Skłamałby, mówiąc, że mu to przeszkadza. Wręcz przeciwnie, uwielbiał takie gierki.
Słuchając jej słów, przechylił głowę na bok, dyskretnie, niczym kot czający się na ofiarę, przesuwając wzrokiem po jej sylwetce. W jego wyobraźni natychmiast narodził się pomysł na jej sesję. Idealnie wpasowała się w jego typ, nie tylko jako modelka, ale i… kto wie?
— Jeżeli masz możliwości, a jestem pewien, że masz ogromne, to jasne: korzystaj, ile możesz. A skoro nie modelka, to jaką miałaś wizję swojej przyszłości? — zapytał, sięgając po whisky. Upijając łyk, zastanawiał się nad jej pytaniem. Uśmiechnął się gorzko i wziął spory haust złocistego trunku.
— Z wykształcenia jestem adwokatem. Kiedyś stawiałem czyjeś chore ambicje ponad wszystko — mruknął, bawiąc się szklanką. — Po trzydziestce stwierdziłem, że to jednak nie moja bajka. Wyjechałem z Rzymu i jestem tu — wzruszył ramionami i wyjął nieustannie brzęczący telefon. Nie musiał nawet sprawdzać; wiedział, kto dzwoni. Świadom, że Ivett dziś mu nie odpuści, odrzucił połączenie i wyłączył urządzenie, skupiając całą uwagę na dziewczynie. Nie chciał, by cokolwiek zakłócało tę intrygującą rozmowę.
— Stale pracuję z kilkoma agencjami, za parę tygodni szykuję wystawę, mam sporo zleceń. Nie mogę narzekać, a przez parę lat działałem pod pseudonimem, by zachować jak największą anonimowość. Wolałem, by ludzie patrzyli na mnie przez pryzmat prac, a nie śledzili moje życie prywatne. Dlatego mogę śmiało stwierdzić, że świat wygłodniałych hien, jakie można spotkać w show-biznesie, nie jest dla mnie — rzucił, kręcąc głową z rozbawieniem i czując, jak alkohol przyjemnie rozgrzewa jego ciało.
Słysząc, że na siebie „nie trafili”, pochylił się do dziewczyny, nie przestając nonszalancko się uśmiechać.
— Nie trafiliśmy… — powtórzył wolno, mrużąc oczy. — Trafiliśmy dzisiaj przez Twojego ojca, który zwrócił uwagę na moje tatuaże. Przy okazji, plus za perfumy. Zapach idealnie pasujący do Ciebie — mruknął, by po chwili się wyprostować. Pachniała tak niezwykle, tak tajemniczo, a zarazem niewinnie.
Szybko jednak starał się zbyć myśli, gdy dostrzegł grupkę fotografów, których znał z marnych brukowców i ich wyssańych z palca treści.
— Chodź, ktoś chyba wie, że jesteś tu z ojcem, i cię szuka — skinął głową w stronę paparazzi, po czym wstał i wystawił w jej kierunku dłoń. — Pójdziemy tylnym wejściem i poszukamy Marcusa — odparł, spoglądając na nią uważnie.
G
Parsknął śmiechem, gorzkim i ironicznym, wbijając wzrok w niemal pustą szklankę. Studia prawnicze – złota klatka, którą sam sobie zafundował. Owszem, zawód był dobrze opłacany, ale cena, jaką za to zapłacił, wydawała mu się dziś niewiarygodnie wysoka: poświęcenie i wyrzeczenia.
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętał dręczący, pierwszy rok studiów, kiedy to zamiast hucznie imprezować z kolegami, spędzał długie noce z nosem w opasłych tomach, wkuwając na pamięć przeróżne kodeksy i paragrafy. Kilka lat uciekło mu przez palce jak piasek, a kiedy wreszcie udało mu się obronić i zdobyć upragniony tytuł adwokata, zamiast satysfakcji, poczuł jedynie ogromny żal. Żal, a może gniew, skierowany przede wszystkim do samego siebie, że zmarnował najlepsze lata życia na coś, co zupełnie go nie interesował
W głowie miał głęboko zakorzenione jedno przekonanie – musiał sprostać oczekiwaniom rodziców. Z czasem jednak chorobliwa chęć zadowolenia ich przerodziła się w bunt. Bunt, który zaprowadził go właśnie tu, do tego miejsca, do tego stołu, do tej rozmowy. A co było w tym wszystkim najlepsze? Że teraz... właśnie teraz czuł, że żyje pełną piersią.
– Może i będziesz miała z tego dobre pieniądze, lecz jeżeli nie kręcą Cię kodeksy i paragrafy, to naprawdę nawet pokaźna pensja nie sprawi Ci satysfakcji. Chodzisz do pracy jak robot. Kolejny klient, kolejna sprawa… I tak dzień za dniem – odparł, powracając do niej wzrokiem. – Wstajesz, wlewasz w siebie kilka mocnych kaw, bo po nieprzespanej nocy, kiedy starasz się jak najlepiej przygotować, przypominasz chodzące zombie. Zakładasz formalny strój, dbając o najmniejsze detale, bo chcesz wyglądać profesjonalnie, i przeklinasz w myślach ze stresu, bo chcesz za wszelką cenę wygrać. Jak przegrasz, masz wyrzuty sumienia, czując, że kogoś zawodzisz…
Westchnął głęboko. – Serio, takie życie jest do dupy. Jeżeli tego nie czujesz… Męczysz się. To jest tak samo, jak z miłością. Jeżeli nie ma w niej pasji, namiętności i tego „czegoś”… Tkwisz w rutynie. – Dodał, wzruszając ramionami, a na jego twarzy pojawił się cień grymasu. Znał to doskonale. Próbował tak żyć. Niestety, nie potrafił.
– Także, odpowiadając na Twoje pytanie, tak. Czuję, że zmarnowałem czas, lecz staram się nad tym nie rozczulać. Nic nie dzieje się bez przyczyny. – Dodał, dopijając resztkę swojego drinka.
Słysząc jej kolejne pytanie, pokręcił głową, milcząc, jakby szukał jak najbardziej sensownej odpowiedzi, która nie zdradzałaby zbyt wiele. – Powiedzmy, że jestem człowiekiem, który chciał znaleźć swoje miejsce na ziemi. I tak oto tu jestem. Ale czy jestem tajemniczy? Ciekawy? Nie. Serio, nudny ze mnie człowiek. – Odparł żartobliwie, puszczając jej oczko. Gabriel nie należał do zbyt wylewnych osób, toteż mówienie o swojej historii sprawiało mu pewnego rodzaju trudność. Tak było od zawsze. Nie umiał, a nawet nie lubił zbyt wiele mówić o sobie. Był samotnym wilkiem, który cenił prywatność.
Kiedy wreszcie wyszli, a właściwie uciekli przed natrętnym zainteresowaniem fotografów, poczuł, że trzeźwieje. Chłodne, nocne powietrze uderzyło w niego z siłą policzka, i wystarczyła ta chwila, by zapomniał smak alkoholu, który krążył w jego żyłach.
Starcie z paparazzi nie było przyjemne, rzucili się w ich kierunku niczym wygłodniałe hieny, łaknące sensacji. – Serio? Oni tak zawsze? – Zapytał, wyraźnie zszokowany ich agresywnym zachowaniem. Podziwiał, jak ktoś tak może żyć, a tym bardziej to lubić. Nie, to zdecydowanie nie była jego bajka.
Słysząc jej propozycję nocnego spaceru, uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. Naprawdę cieszył się z tego wieczoru, a tym bardziej z tak intrygującego spotkania. W jej towarzystwie czuł lekkość, której dawno nie doświadczył.
– Nie boisz się spacerować w nocy z nieznajomym? – Zapytał, spoglądając na nią z lekko uniesioną brwią. Starał się jak najbardziej zachować powagę, lecz uśmiech sam wkradał się na jego usta. Jego dzisiejszy wieczór przypominał jedną wielką, przyjemną niespodziankę.
G
Mężczyzna pokręcił głową z wyraźną irytacją, dostrzegając w bocznych lusterkach lśniące flesze nadciągających paparazzi, które natychmiastowo zburzyły ulotny spokój chwili. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, wślizgnął się na siedzenie pasażera w aucie Thei. Całe jego jestestwo wzbraniało się przed jakimkolwiek skandalem z jego udziałem, a już zwłaszcza teraz, gdy w głowie układał skomplikowane zawodowe plany. Wewnętrznie czuł też, że ta spontaniczna ucieczka zaostrzy tylko nieuniknioną kłótnię z Ivettą, która w ostatnich tygodniach zbyt pochopnie interpretowała ich relację. Gabriel, z determinacją godną lepszej sprawy, starał się zdusić w zarodku negatywne myśli. Zamiast tego skupił się na Campbell, a konkretnie na jej niemal nadnaturalnym stoickim spokoju. Znał siebie i swój eksplozjwny temperament; był przekonany, że nie zostawiłby na żadnym fotografie suchej nitki.
OdpowiedzUsuń— Podziwiam. Naprawdę chylę czoła za taką opanowanie. Ja bym chyba już teraz szukał adwokata — odparł, zaciągając pasy, a jego wzrok powędrował do Marcusa. Stary rockman, chwilę po tym, jak usłyszał stłumiony warkot silnika, odchylił głowę i spokojnie odpłynął w krainę snu.
Brunet zaśmiał się cicho. Obserwował w lusterku z przymrużeniem oka śpiącego, niczym dziecko, mężczyznę. Przeniósł spojrzenie na Theę, która z całą koncentracją prowadziła auto.
— Ktoś tu chyba przegrał ten wieczór ze snem i zbyt dużą ilością dobrej whisky — skonstatował, nie kryjąc rozbawienia.
Kiedy usłyszał, jak beztrosko dziewczyna mówi o braku obaw, uniósł brew, a na jego ustach pojawił się enigmatyczny uśmiech.
— Twierdzisz, że się nie boisz, a jednak wybrałaś ucieczkę w zatłoczone miejsce... No to jak to w końcu jest? — mruknął chrapliwym, intrygującym głosem, lustrując ją w lusterku, jakby próbował rozszyfrować sekret zapisany w jej źrenicach. — Thea Campbell, kobieta pełna fascynujących sprzeczności — dodał, po czym odwrócił głowę, zapatrzony w migające za szybą neony Nowego Jorku.
Reszta drogi minęła na wspólnym, spontanicznym podśpiewywaniu starych rockowych kawałków lecących w radiu oraz na złośliwych, acz serdecznych, żartach z Marcusa, który z cicha zaczął chrapać, niczym niedźwiedź po zimowym posiłku.
Wieczór pełen niespodzianek - pomyslał.
W przeciwnym razie siedziałby sam, popijając whisky i zmagając się z papierkową robotą. Ewentualnie spędziłby ten wieczór z Ivett, ale czuł silną potrzebę utrzymania jej na dystans, zanim nie uporządkuje chaosu w swoim życiu.
— Mówisz o paparazzi i zdjęciach z tak olimpijskim spokojem. Nie będziesz miała kłopotów, jeżeli ktoś Cię ze mną zobaczy? Ukochany nie będzie zazdrosny? — zapytał nagle, starając się nadać swojemu tonowi lekko prowokacyjny wydźwięk. Oczywiście, to był blef. Nie miał pojęcia, czy Thea jest singielką, czy ma narzeczonego.
UsuńKiedy pożegnali starego rockmana, który został przywitany srogim, lecz pełnym troski spojrzeniem swojej żony, czekającej na niego w progu, Gabriel stanął naprzeciwko Thei, mierząc ją wzrokiem. Powietrze zgęstniało, zdecydowanie dało się to wyczuć.
— Zatem? Jaki masz plan na dalszą część nocy? Spokojna przechadzka w Central Parku i powrót do rzeczywistości? A może... nie boisz się mnie na tyle, by zajść na lampkę włoskiego wina do mojego studia? Kwadrans drogi i jesteśmy na miejscu — powiedział, a jego słowa zawisły w powietrzu, niczym propozycja, której nie wypada odrzucić.
Wkładając rękę do marynarki, natknął się na wyłączony telefon, ignorując go. Noc wydawała się młoda, a on czuł, że to spotkanie ma jeszcze swój nieopowiedziany ciąg dalszy. Pomimo jesiennej aury wieczór był zaskakująco ciepły, a światła miasta dodawały ulicom specyficznej, magnetycznej magii. Mężczyzna uniósł głowę, spoglądając na niewielką połać rozgwieżdżonego nieba, widoczną między wieżowcami.
— Niby blisko siebie, pod tym samym niebem, jednak daleko. Jak w życiu... — mruknął, gubiąc się na chwilę we własnych myślach, po czym ze zdziwieniem zorientował się, że wypowiedział to głośno. — Wybacz, majaczę i filozofuję. Chyba za dużo alkoholu . - Mruknął przenosząc na nią swoje czarne , błyszczące spojrzenie - No to jaką decyzję podjęłaś, Thea? — zapytał, śmiejąc się cicho i wyczekująco.
G
– Moja droga, nie odpowiadamy pytaniem na pytanie – odparł, puszczając jej zalotne oczko. Zaraz jednak uniósł dłonie w poddającym się geście, a na jego twarzy pojawił się cień skruchy. – Nie chciałem cię zirytować, wybacz. – Dodał, widząc cień irytacji na jej twarzy. Po prostu nie mógł uwierzyć, że tak magnetyczna kobieta mogłaby być sama.
OdpowiedzUsuń– W takim razie czuję się niezwykle zaszczycony– odparł, nie odrywając od niej wzroku. Blask księżyca delikatnie muskał jej twarz i oczy... Oczy, od których dosłownie nie mógł oderwać wzroku. Tkwił w nich niewyobrażalny blask, który zdecydowanie przyćmiewał migoczące na niebie gwiazdy. W ich głębi dostrzegał zarówno iskrę zadziorności, jak i skrywane, intrygujące tajemnice. Marzył, a wręcz pragnął uchwycić ten widok w swoim obiektywie. Na wzmiankę o włoskim winie skinął głową z zadowoleniem. Oczywiście, że nie miał wobec niej żadnych złych ani dwuznacznych zamiarów, które mogłyby ją urazić. Mimo swojego „zaczepnego” i swobodnego zachowania, szanował kobiety i ich zasady, ponieważ przede wszystkim sam posiadał silny kodeks moralny. Ktoś mógłby zaprzeczyć, patrząc na jego dziwną, chaotyczną relację z Ivett, ale im obojgu to odpowiadało. Trzydziestosześciolatka chętnie przystała na ten układ bez zobowiązań, żartując, by ten w końcu się w niej nie zakochał, po czym sama wpadła w tę pułapkę. Ciągłe kłótnie, pretensje o wszystko i wielokrotne próby „znaczenia terenu” przez kobietę zaczęły męczyć Włocha, powoli skłaniając go do przemyśleń nad zakończeniem tej dziwnej, toksycznej relacji. Nie chciał jednak dziś nad tym rozmyślać. Dlatego poszedł do klubu, wyłączył telefon, uprzednio po raz kolejny tłumacząc jej, że nie łączy ich nic więcej poza seksem. Starając się ze wszystkich sił odepchnąć wydarzenia z felernego poranka, postanowił poświęcić swojej nowej znajomej całą swoją uwagę.
– Zatem chodźmy.Noc jest jeszcze młoda i wyjątkowo znośna jak na koniec października. Chyba będzie szkoda marnować ten czas na jazdę samochodem, a poza tym... przejdziemy przez Central Park, co ty na to? – Odparł, spoglądając na nią wyczekująco.
– Jako Włoch z krwi i kości posiadam całkiem pokaźny zapas. Jaki kraj, takie zboczenia – rzucił, śmiejąc się swobodnie. Jego rodzina miała fioła na punkcie tego trunku, a każdy, kto ich dobrze znał, żartował, że zarówno on, jak i jego rodzeństwo, odziedziczą to zamiłowanie po rodzicach. – Ty też nie jesteś stąd, prawda? Nie wyglądasz na rdzenną Amerykankę – rzucił, gładząc wzrokiem jej twarz. Zdecydowanie ta oliwkowa cera, ciemnobrązowe oczy i charakterystyczne rysy twarzy nie pasowały mu do dziewczyny, która z dziada pradziada mieszka w Stanach.
Kiedy dotarli do Central Parku, rozejrzał się wokół, wciągając chłodne powietrze. Nocna sceneria idealnie komponowała się ze światłami miasta, tworząc niepowtarzalny, magiczny klimat. Mgła leniwie otulała drzewa, nadając otoczeniu eteryczny charakter. Mężczyzna przystanął na chwilę, chłonąc wzrokiem każdy detal, każdą napotkaną barwę, po czym bez zastanowienia wyjął aparat. Nastawiając odpowiedni obiektyw, cyknął parę zdjęć, a w jednym z nich całkiem przypadkiem uchwycił ją. Zerknął w ekran aparatu, a na jego ustach pojawił się powolny uśmiech zadowolenia. Podniósł wzrok na dziewczynę, przez dłuższą chwilę obserwując jej reakcję.
– I co? Miało być tłoczno, nie ma prawie nikogo. Dalej utrzymujesz, że się nie boisz?– Zapytał, uważnie na nią patrząc. Park, ku jego zdziwieniu, świecił pustkami, co było rzadkim zjawiskiem o tej porze w Nowym Jorku. Ta cisza była niemal namacalna.
– Wykorzystując fakt, że jesteśmy tutaj sami, chcesz swoją własną, prywatną sesję?– Zapytał po chwili, trzymając w dłoniach aparat. Czuł nagły przypływ inspiracji. – W tym świetle i w tej mgle będziesz wyglądać zjawiskowo– dodał, uśmiechając się, a w jego oczach mogła dostrzec tę właśnie iskrę pasji, która rozpalała go, gdy myślał o fotografii.
G
OdpowiedzUsuń– Ciekawski? Po prostu jestem zaintrygowany Twoją osobą – odparł Gabriel, mrużąc oczy. Grał na zwłokę, starannie unikając bezpośredniego pytania o jej status. Thea była znaną osobistością, a paparazzi kwadrans wcześniej rzucili się na nich jak sępy. Wolał, by nikt później nie miał do niej pretensji, że spędza ten wieczór właśnie z nim.
Kiedy usłyszał o jej hiszpańskim pochodzeniu, uniósł brew, przyglądając jej się z nową uwagą. Intuicja po raz kolejny go nie zawiodła – od początku podejrzewał tamtejsze korzenie.
– Hiszpania... Kraj piękna, pasji i temperamentu – westchnął z cichym sentymentem. – Po opuszczeniu Rzymu bardzo dużo podróżowałem po Europie. Zatrzymywałem się między innymi w Walencji na parę miesięcy. Hiszpania ma szczególne miejsce w moim sercu – dodał, a w jego oczach na chwilę rozbłysło wspomnienie, jakby przeżywał tam przygodę życia.
Słuchając o miłosnych rozterkach jej rodziców, pokręcił głową, łapiąc chwilę zadumy. Znał to... Bolesne echo podobnych doświadczeń rezonowało w jego pamięci.
– Ważne jest jednak, że postanowili się rozejść, zamiast trwać w relacji na siłę – stwierdził. – Toksyczna miłość, pozbawiona namiętności czy szacunku, to najgorsze, co może człowieka spotkać. Po co trwać przy kimś wbrew sobie? To bezsens – rzekł z gorzkim uśmiechem, śledząc wzrokiem wirujące w powietrzu, opadające liście.
Na pytanie, czego oczekuje w zamian za zdjęcia, pokręcił głową, a kącik ust uniósł mu się w łobuzerskim grymasie.
– Thea Campbell, znowu odpowiadasz pytaniem na pytanie – skomentował, lustrując ją wzrokiem. – Twoje towarzystwo jest wystarczającą zapłatą – mrugnął do niej.
Uniósł aparat, a jego dotyk nagle stał się profesjonalny, skoncentrowany. W skupieniu zrobił jej kilka zdjęć. W głębi duszy nadal był w szoku. Znał ją zaledwie parę godzin, a czuł się tak swobodnie i lekko, jakby ich znajomość trwała o wiele dłużej. Nie chciał, by to spotkanie dobiegło końca.
– Pewnie słyszysz to często, ale masz absolutnie zjawiskową urodę – powiedział, spoglądając na nią zza obiektywu, po chwili naciskając spust migawki. – Jako fotograf jestem absolutnie zakochany w głębi Twojego spojrzenia – dodał, wbijając w nią swoje ciemne oczy. – Długo pracujesz w modelingu? – zapytał z autentycznym zaciekawieniem. – Z pewnością musisz być ogromną inspiracją dla innych fotografów.- Stwierdził to, ruszając zdecydowanie przed siebie. Zapomniał, a może po prostu nie chciał dodać, że stała się także jego nowym, palącym natchnieniem.
Kwadrans później stanęli przed budynkiem, w którym mieściło się jego studio.
Usuń– Zapraszam do mojego królestwa – mruknął z uśmiechem, otwierając przed nią masywne drzwi.
Już od progu uderzała artystyczna atmosfera. Ściany zdobiły starannie wybrane, wielkoformatowe fotografie. Wszędzie panował porządek: starannie poukładane na półkach sprzęty, stojaki, lampy ze statywami, zwoje teł i przeróżne rekwizyty do sesji. Wystrój zdominowała paleta czerni i bieli, przełamana ciepłym drewnem, co nadawało wnętrzu modernistyczny, schludny, ale jednocześnie przytulny wygląd.
– Pomyśleć, że kiedyś mieścił się tu zwykły butik – dodał rozbawiony, kręcąc głową. Doskonale pamiętał, jak wszystko, co tu widziała, tworzył od podstaw własnymi rękami.
Skręcając do biura, Thea mogła dostrzec zaskakujące fotografie wiszące na ścianie: zdjęcia samego Włocha, który osobiście brał udział w jednym z pokazów mody w Barcelonie.
– Proszę cię, nie oceniaj tego surowo – rzucił rozbawiony, widząc jej spojrzenie. – Spodobałem się jednej projektantce, zapytała, czy nie chciałbym reklamować jej kolekcji. Nie miałem pojęcia, jak to się robi, więc poszedłem na żywioł – wyjaśnił, otwierając drzwi do swojego prywatnego biura.
Podszedł do przeszklonej witryny, za którą stało kilka butelek alkoholu.
– Bo tak, domyślam się, że zaraz powiesz: „O, degenerat, nawet w pracy musi się napić” – powiedział z przymrużeniem oka. – Ale to tylko dla gości lub jako umilacz do nocnej, samotnej pracy – dodał, puszczając jej oczko.
Po chwili podał jej kieliszek z winem i rozsiadł się na skórzanej kanapie.
– W przyszły weekend zaczynam współpracę z Ford Models. Jakaś szybka akcja, reklama bielizny. Podpisałem umowę w ciemno, nawet nie widziałem jeszcze żadnego modela czy modelki – mruknął, upijając krwistoczerwoną ciecz z kieliszka. – Kojarzysz ich? – zapytał, wpatrując się w nią z uwagą.
G
G
Dla bruneta stanowiła tajemnicę... Tajemnicę, którą pragnął odkrywać, niczym czekoladkę z papierka, lecz nie potrafił się do tego przyznać. Gabriel Soretti był mężczyzną niezwykle zamkniętym w sobie; opowiadanie o swoich wewnętrznych uczuciach nigdy nie przychodziło mu łatwo. Był to mur wznoszony latami, z gruzu i ostrożności. Lecz w jej obecności czuł, jak ten wewnętrzny gmach powoli, bardzo powoli, się kruszył. Mimo to Gabriel, może nawet zbyt desperacko, stał na straży, by w każdej chwili poskładać go od nowa w nienaruszoną całość.
OdpowiedzUsuńNa wzmiankę Thei o Hiszpanii i jej rodzicach, Soretti tylko pokręcił głową, nie komentując tego. Doskonale wiedział, co mogło jej chodzić po głowie. Był podobny. Był, co gorsza, taki sam. Kiedy tylko wokół robiło się zbyt niewygodnie, zbyt intymnie, uciekał, pozostawiając za sobą spalone mosty. Dla niego było to po prostu bezpieczniejsze. To pewnie dlatego jego życie miłosne było jedną wielką, spektakularną porażką. Soretti nauczył się jednak żyć w pojedynkę, a nawet sam żartował, że samotność mu do twarzy. Kiedy dopadały go fizyczne potrzeby, po prostu dzwonił do Ivett, która zawsze była chętna i gotowa. Zero uczuć, zero ckliwych rozmów — tylko seks. Układ wydawał się idealny.
Na komplementy dotyczące jego fotogeniczności, spojrzał na nią, unosząc ze zdziwieniem brwi.
— Dziękuję za te komplementy, Thea. Jeszcze chwila, a pomyślę, że mnie podrywasz — zażartował, mrużąc oczy. Dobry humor trzymał się go mocno, coraz śmielej dając o sobie znać. Mimo wypitego alkoholu czuł się znakomicie.
Szybko zauważył, że dziewczyna jest zmarznięta. Kiedy tylko weszli do biura i podał jej kieliszek wina, zaraz potem ściągnął z siebie marynarkę i niczym dżentelmen zarzucił ją na jej ramiona. Campbell mogła poczuć intensywny zapach jego korzenno-piżmowych perfum, które na szczęście zwyciężały z wonią zimnego wiatru.
— Czemu wcześniej nie mówiłaś, że ci zimno, hm? — zapytał, wyjmując z torby aparat, który po chwili podłączył do laptopa.
Wkrótce na ekranie ukazały się jej zdjęcia. Gabriel uśmiechnął się szeroko, wlepiając wzrok w monitor.
— No spójrz, są idealne! — odparł zachwycony, odwracając głowę w jej stronę. — Takie naturalne... takie piękne. Jak Ty — mruknął, zatrzymując na chwilę na niej swoje spojrzenie. Szybko jednak się opanował jak gdyby nigdy nic wracając do oglądania zdjęć
Kiedy Thea zaczęła mówić o agencji, zmarszczył brwi. Faktycznie, nie dostał żadnych zdjęć ani informacji na temat modeli. A przynajmniej nie on. Co gorsza, jego wspólnik również nawet nie wspomniał o żadnych portfolio.
— Szczerze mówiąc, to nie — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Nie dostałem nic, poza zapewnieniami osób prowadzących agencję, że padnę, jak zobaczę modeli. Podobno to bardzo zdolni ludzie. Szczerze? Umieram z ciekawości. Zazwyczaj lubię wiedzieć, z kim pracuję. Opowiadasz o tej agencji , jakbyś znała ją od podszewki. - Zauważył spoglądając na nią zaciekawiony. - Jeszcze chwila , a okaże się że jeszcze będziemy pracować razem. Wtedy to byłoby kino. - Dodał śmieją się. Cóż , los ostatnio szykował mu dość dziwne niespodzianki
Gabriel, podobnie jak Thea, nie należał do osób przesadnie wylewnych. Mimo że uwielbiał towarzystwo i potrafił świetnie się w nim odnaleźć, sprawy osobiste, a zwłaszcza rodzinne, wolał trzymać z dala od ciekawskich uszu. Z nią jednak było inaczej. Im więcej czasu spędzali, tym silniejsze miał wrażenie, że znają się nie ledwie kilka przypadkowych godzin, lecz znacznie, znacznie dłużej – jakby nadrabiali stracony czas.
OdpowiedzUsuńCzuł jej wzrok. Był uważny, pełen nieukrywanej ciekawości i całkowicie pozbawiony skrępowania. Wiódł za nim, obserwując każdy ruch. Co zaskakujące, wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, można było śmiało powiedzieć, że sprawiało mu to ogromną przyjemność.
Na jej komentarz dotyczący jego wyglądu roześmiał się, kręcąc głową z rozbawieniem. Rzeczywiście, zupełnie nie pasował do sztywnych ram tego świata, w którym z góry narzucano sposób chodzenia, mówienia czy ubierania się, nawet w tak specyficznych okolicznościach jak ta.
— Ja jednak zdecydowanie wolę stać po drugiej stronie obiektywu — stwierdził, upijając łyk wina.
Przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele, a on sam z zaskoczeniem odnotował, że pomimo ilości i mieszanki wypitego alkoholu, nadal czuje się trzeźwo i klarownie.
— Nie lubię, gdy mi się cokolwiek z góry narzuca, a niektórzy w tej branży tacy właśnie są. Tamten jeden raz to było jednorazowe, czyste szaleństwo — dodał z zadziornym, pewnym siebie uśmiechem.
Usłyszawszy jej słowa i widząc, jak delikatnie drży, podniósł się z miejsca i podszedł bliżej. Ujął jej chłodną dłoń w swoje ciepłe, duże ręce i delikatnie ją potarł. Czuł jej jedwabiście delikatną skórę, a przyjemny, elektryzujący dreszcz przeszedł mu po ciele.
— Kobieta-lód — odparł rozbawiony, spoglądając jej prosto w oczy.
Jej drobne ciało niemalże tonęło w jego obszernej marynarce, co tylko dodawało jej uroku. Na wzmiankę o zdjęciach po prostu się uśmiechnął, celowo spłycając komplement.
— Modelka dobra, to i zdjęcia świetne — mrugnął, uważnie mierząc ją wzrokiem, gdy swobodnie usiadła na biurku.
Słysząc, że Thea współpracuje z agencją, z którą on sam kilka dni wcześniej podpisał umowę, rozchylił usta w geście zdziwienia, unosząc brwi. Nie sądził, że los przygotuje mu jeszcze jedną, tak bezpośrednią niespodziankę. Czyżby faktycznie mieli razem pracować? Spodziewał się po tej nocy wszystkiego, ale na pewno nie takiego profesjonalnego zbiegu okoliczności.
— Cóż za intrygujący zbieg okoliczności — rzucił, kierując się w stronę biurka. Zabierając po drodze butelkę wina, odstawił ją ostrożnie. — Czyżby szykowała się ekscytująca współpraca?
Dolewając im trunku, zawiesił wzrok na jej smukłych nogach, po czym usiadł tuż obok na brzegu biurka. Uniósł swój kieliszek.
— Twoje zdrowie, Thea. Za ten naprawdę miły wieczór — mruknął niskim, niemal szeptanym tonem, stukając się z nią szkłem.
W tym momencie do głowy przyszła mu pewna myśl. Sięgnął po laptopa, który leżał obok niej, i otworzył pocztę mailową. Widniała na niej nieprzeczytana wiadomość od agencji. Szybko ją przeskanował, klikając w załącznik. Na ekranie momentalnie pojawiły się zdjęcia kilku potencjalnych modelek, a wśród nich... ona.
— Co my tu mamy — mruknął pod nosem, a na jego twarzy pojawił się powolny, świadomy uśmiech.
Obrócił laptop w jej stronę, pokazując jej własne zdjęcie, profesjonalnie wyretuszowane i idealnie oświetlone.
— Chyba mam faworytkę. — odparł zadowolony, puszczając jej zalotnie oczko. — Mam tu kontakt do Ciebie, Twojego managera… Muszę się tylko umówić z Tobą i niejakim Natanielem. Zdjęcia do kampanii reklamującej bieliznę. No cóż. Czy chcesz, czy nie, chyba jesteś na mnie skazana w następnym tygodniu.- Gabriel zaśmiał się beztrosko, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Lubił takie gierki. Polemika słów, subtelna gra spojrzeń – to były jego żywioły. Gabriel zdecydowanie był w tym mistrzem, a Thea z godną podziwu gracją podłapała jego vibe. Mężczyzna odnosił wrażenie, że jej również podoba się owo napięcie, które raz po raz dawało o sobie znać.
OdpowiedzUsuńW momencie, gdy Thea zaczęła go ochoczo namawiać na ponowny wybieg, zaśmiał się, przechylając głowę na bok, a jego wzrok utkwiony w niej, emanował rozbawieniem.
— Szaleństwo? Z Tobą zawsze, panno Campbell, ale nie jako model. Ja zupełnie się do tego nie nadaję — mruknął z uśmiechem, w którym kryło się coś więcej niż tylko żart.
Słysząc o tym, że mógłby być „buntownikiem”, uniósł brew, a jego wzrok na chwilę zawiesił się w oddali, jakby intensywnie nad czymś myślał. Buntownik... Przecież on nawet nie musiał wchodzić w taką rolę. To był jego sposób życia, jego wewnętrzna natura. Po prostu taki już był, choć wielokrotnie potrafił to ukrywać, przybierając maskę grzecznego, dobrze wychowanego chłopca z Włoch. Z czasem jednak to ludzie go zmienili i ukształtowali jego charakter na tyle, że przestał się z tym kryć. Sytuacje w domu i zawiłe życie miłosne sprawiły, że przestał gryźć się w język, nie bacząc na to, czy kogoś zrani, czy nie. Był egoistą. Cholernym egoistą, który nigdy, ba, przenigdy nie chciał się angażować. Czy ten stan trwał nadal? Sam nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wolał jednak zachować pozory. Tak było dużo bezpieczniej i wygodniej.
— A skąd wiesz, że nie jestem buntownikiem? — rzucił zagadkowo, zwilżając usta w krwistoczerwonej cieczy, która lśniła w szklance.
Czując lekki uścisk jej dłoni na swoim ramieniu, pokręcił głową z uśmiechem, po czym zamknął laptopa. Włoch podniósł się z krzesła, zbliżając się do dziewczyny, która siedziała na biurku. Zupełnie przypadkiem musnął dłonią jej kolano, po czym pozwolił sobie położyć ręce po obu stronach jej bioder, zamykając ją w półkręgu. Mimowolnie pochylił się nad nią, drażniąc jej ucho swoim ciepłym oddechem.
— Całą przyjemność po mojej stronie, panno Campbell — mruknął niemal szeptem, doszczętnie zacierając tę granicę, której z początku oboje tak kurczowo się trzymali.
W jego oczach mogła dostrzec pewnego rodzaju tlący się ogień, wymieszany z nutą nieukrywanego pożądania. To, co się między nimi działo, było istnym szaleństwem, a on sam nie potrafił, a nawet nie chciał nad tym zapanować.
— Mam nadzieję, że nie będziesz zaś przeklinać mnie przez ten tydzień — rzucił rozbawiony, przesuwając prawie niewyczuwalnie palcami wzdłuż jej nogi.
Wymieniając się z nią intensywnym spojrzeniem, po prostu dał się ponieść chwili. W środku impulsywnie, lecz na zewnątrz z wrodzoną sobie opanowaną gracją, przybliżył swoją twarz do jej i musnął gorącymi wargami jej pełne usta, skupiając swoją całą uwagę tylko i wyłącznie na niej. Nie całował jej natarczywie, niczym ostatni zboczeniec liczący tylko na świeżą zdobycz. Pocałunek był żarliwy, ale Gabriel się nie spieszył, jakby czekał na jakikolwiek ruch z jej strony, na przyzwolenie. Wsuwając dłoń pod marynarkę, którą miała na sobie, objął ją w talii, pragnąc mieć ją jeszcze bliżej siebie. Dotyk był jednocześnie zdecydowany i delikatny.
Objął ją mocniej, dłoń wplatając w jedwabiste włosy na jej karku, pogłębiając zachłannie pocałunek, który smakował jak najsłodszy, zakazany owoc. Milion myśli – alarmujących, racjonalnych, moralnych, krzyczących – przelatywało w ułamku sekundy przez jego głowę, ale każdą z nich, jak natrętnego, bzyczącego owada, starał się natychmiast i bezwzględnie odpędzić. Czuł, że z dramatycznym trzaskiem pęka cienka granica jego wewnętrznej moralności, której tak uparcie trzymał się przez lata. Miał w tej chwili gdzieś konsekwencje, ignorował ryzyko, że ktoś z jego otoczenia – choćby Ivett, która próbowała się z nim kontaktować przez cały wieczór, bombardując go wiadomościami – może tu wejść. Dziś, nie miał najmniejszego zamiaru spędzać tego wieczoru z kimkolwiek innym.
OdpowiedzUsuńTo, co działo się między nimi, było istnym szaleństwem, płomieniem, którego nie potrafił przewidzieć. Jeszcze kilka godzin temu nie miał pojęcia o istnieniu Thei, a teraz? Teraz nie potrafiłby tego przerwać, nawet gdyby mu grożono śmiercią.
– Thea... Już mówiłem Ci, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie – mruknął chrapliwie wprost do jej ucha, przygryzając zmysłowo i delikatnie jego płatek.
Przesunął nosem wzdłuż jej smukłej, rozpalonej szyi, delektując się zapachem, który wydawał mu się idealnie dopasowany do jej skóry, by następnie przetrzeć wargami o jedwabistą skórę i złożyć na niej żarliwy, niemal drapieżny pocałunek. Kiedy brunetka zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, Gabriel mruknął z głębokiego zadowolenia, czując, jak jej palce muskają jego rozgrzaną skórę. To wyczekiwanie, ta powolna gra, niemal doprowadzała go do szaleństwa. Ten dreszcz, który przenikał go na wylot, był wszystkim, czego pragnął.
Całkowicie zatracony w tej chwili, w dotyku jej dłoni, pozwolił, by koszula z szelestem opadła na podłogę. Nie wstydził się swojego ciała, nad którym latami pracował. Było silne, wyrzeźbione, teraz napięte z pożądania. Położył dłoń na jej udzie, ślizgając nią w górę z niecierpliwą, palącą determinacją.
– Co Ty ze mną robisz, dziewczyno... – westchnął, ale w tym westchnieniu nie było skargi, lecz czysty podziw i narastające pragnienie, które groziło eksplozją. Spojrzał na nią swoim ciemnym, intensywnym spojrzeniem, w którym Thea mogła dostrzec bijące w nim szaleństwo i obietnicę zniszczenia wszelkich reguł.
Wolnym ruchem, który wydawał się trwać wieczność, ściągnął z jej ramion swoją marynarkę. Nie spieszył się... Czyżby jeszcze walczył ze swoim zdrowym rozsądkiem? Nie. Wcale nie walczył. Po prostu chciał napawać się każdą milisekundą tej chwili, chłonąć ją zmysłami, rejestrować każdy jej drobny gest i oddech. Chciał, by napięcie rosło aż do granic wytrzymałości.
Usuń– Jesteś taka piękna, delikatna, niewinna... Oszukujesz tym świat, bo w środku drzemie w Tobie niezły diabeł.– odparł, lustrując ją wzrokiem, czując w środku żar, który topił jego dotychczasowe życie. Jego dłoń sięgnęła do zamka jej sukienki. Materiał, który sekundę później spoczął na krześle, był jak bariera, która właśnie zniknęła, uwalniając oboje.
Błądząc dłońmi po jej ciele, dając się prowadzić dzikiemu instynktowi, pochylił głowę, by obsypać pocałunkami jej dekolt. Czuł, jak krew buzuje w jego żyłach, jak ciało rozgrzewa się do czerwoności, stając się jednym wielkim, pulsującym pragnieniem. Pragnął jej więcej i więcej, a wewnętrzny głos rozsądku był już tylko odległym szumem. Gdzieś z tyłu głowy majaczyła mglista myśl – to nie jest ani moralne, ani profesjonalne. Przecież za niedługo mieli razem pracować. Ale w tej chwili to było bez znaczenia. Była tu Thea, a on był Gabrielem, który tonął w zakazanym pożądaniu, gotów spalić mosty, nie zważając na cenę późniejszych konsekwencji. Pochłonięty rozkoszą, przesuwał dłońmi po jej ciele, chcąc je poznać, zapamiętać każdy kontur. Podobała mu się. Cholernie podobała mu się w każdym, nawet najmniejszym calu. Kładąc rękę na jej dekolcie, delikatnie odchylił ją w stronę blatu biurka, z podziwem patrząc na jej ciało. Nie musiał nic mówić. Słowa w tym czasie były zbędne, a on wolał gestami pokazywać swoją adorację wobec kobiety, udowadniając jej, że jest jego jedynym pragnieniem.
G
W jego głowie rozpętała się istna gonitwa myśli. Niczym drapieżnik zwabiony zapachem, Gabriel czuł, jak pierwotne pożądanie bezwzględnie triumfuje nad resztkami zdrowego rozsądku. Z każdą minutą tracił grunt pod nogami, stając się więźniem chwili i jej obecności. Wpadł... Wpadł niczym śliwka w kompot, ale – o, ironio – nie śmiał z tego powodu narzekać. Wręcz przeciwnie; ta utrata kontroli cholernie zaczęła mu się podobać. To było intensywne, zaskakujące i, co najważniejsze, wzajemne.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej słowa, kąciki ust Gabriela uniosły się powoli, kreśląc pewny siebie, zawadiacki uśmiech.
— Jestem dużo starszy od ciebie i już dawno sprzedałem duszę diabłu. Musisz się bardziej postarać, by mnie zaskoczyć – odparł zaczepnie, a jego palec wolno i zmysłowo kreślił linię wzdłuż jej kręgosłupa, tuż nad jedwabistą skórą.
Gdy jej drobne, ale zdecydowane dłonie zaczęły błądzić po jego napiętym ciele, westchnął głęboko, zaciągając powietrze do płuc, jakby to miał być jego ostatni oddech. Przyciągnął ją do siebie dość zdecydowanym ruchem, zaciskając delikatnie, lecz władczo palce na jej pośladkach. Zmysłowy prąd przeszył jego ciało.
— Nie próżnujesz, Campbell – mruknął nisko, celowo zahaczając palcem o krawędź jej dolnej bielizny. Koronkowy komplet prezentował się hipnotyzująco, a to, że to on miał za chwilę go z niej zdjąć, tylko potęgowało jego podniecenie.
Włoch pożerał ją wzrokiem. W oczach wyobraźni widział ją całkowicie nagą, ale instynktownie nie chciał się spieszyć. Pragnął celebrować każdą chwilę, każdy dreszcz, jednocześnie sprawdzając granice jej – i, co zaskakujące, własnej – wytrzymałości. W jego umyśle pojawiła się myśl: Jest moim pięknym, idealnym polem bitwy.
— Cierpliwości, Thea... – szepnął, a ten szept był obietnicą i groźbą jednocześnie.
Dopiero po długim, pełnym drażnienia czasie, zdjął z niej ostatnie części garderoby, które otulały jej jedwabiste ciało. Brunet rozchylił usta z podziwem, mierząc ją wzrokiem. Już miał wypowiedzieć jakąś zuchwałą frazę, lecz zamiast tego uśmiechnął się – uśmiechem, który mówił więcej niż słowa – i obdarował ją kolejnym namiętnym pocałunkiem, pieszcząc jej ciało w miejscach, które znał tylko on.
Zanim miało dojść do punktu kulminacyjnego, wolał jeszcze bardziej rozbudzić pożar. Całował ją, zaczynając od szyi, schodząc przez dekolt, brzuch, aż po wewnętrzną stronę ud. Chciał ją poczuć... Jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, tak blisko, jak to tylko możliwe. Można było rzec, że całkowicie postradał zmysły, zatracając się w tym, co czuł i brał.
Kładąc ją na masywnym biurku, uniósł jej ręce ku górze, zamykając je w swoich silnych dłoniach. Był władczy, zdecydowany, ale przy tym niezmiernie delikatny – pilnował, by ten balans potęgi i czułości tylko podsycał jej ogień.
Usuń— O tak spożytkowany czas ci chodziło? – zapytał, odrywając na chwilę usta od jej dekoltu, jego oddech był urywany i gorący.
Zniecierpliwiony, a jednocześnie opanowany, sięgnął do paska swoich spodni. Po krótkiej chwili stali się jednością, aktem woli i przeznaczenia. Kochał się z nią tak namiętnie i intensywnie, jakby naprawdę byli parą dawnych, stęsknionych kochanków, którzy wreszcie odnaleźli siebie. Nigdy, przenigdy nie czuł takich doznań z żadną kobietą, a w jego życiu przewinęło się ich przecież całkiem sporo.
To było coś nowego... Coś innego, magnetycznego, namiętnego i coś... No właśnie, coś, czego sam nie potrafił określić. Poczuł w środku siebie dziwne, nieznane ciepło, które nie miało nic wspólnego z fizycznym wysiłkiem.
Kwadrans później, Gabriel leżał na obszernej kanapie obok Thei, czule gładząc jej plecy. Jego oddech powoli się uspokajał, a tętno wracało do normy. Miliony myśli, niczym fale, zaczęły napływać do jego głowy. Były to myśli o intensywności, o dziwnej więzi, o... przyszłości? Wśród chaosu pojawiło się jedno, najważniejsze pytanie, które musiał jej zadać, by móc zrozumieć to, co się stało.
Podpierając się na łokciu, spojrzał jej głęboko w oczy.
— Żałujesz? – zapytał, jego głos był cichy, ale pełen powagi. Nie czekając na odpowiedź, złożył na jej ustach jeszcze jeden, gorący i pełen czułości pocałunek, po czym przesunął delikatnie palcami po jej policzku, a potem wzdłuż szyi. Jego serce waliło dziwnie, inaczej – pożądaniem, obawą. W środku szalała istna burza sprzecznych uczuć.
G
Oczywiście, że to „torturowanie” jej sprawiało mu ogromną radość. Chciał się z nią drażnić, testować jej granice, a jednocześnie pragnął dać jej wszelaką namiętność, żar, czułość i ciepło, jakie tylko potrafił. Jej niecierpliwość – ta ledwo skrywana, a jednak tak wyraźna – schlebiała mu do granic. Przecież mogli załatwić to wszystko bardzo szybko, mechanicznie, spełnić nagły impuls, a potem powiedzieć sobie „cześć” i rozejść się jak gdyby nigdy nic.
OdpowiedzUsuńSoretti jednak już od pierwszej chwili czuł się nią oczaro wa ny. Jej sposób patrzenia, subtelność w poruszaniu się, melodyjność mówienia – wszystko to tworzyło aurę, która go przyciągała i onieśmielała zarazem. Patrzył na nią niemalże jak na święty obrazek, z respektem i fascynacją. Lecz nie okazywał tego aż tak bardzo. Po co? Tak było najbezpieczniej. Soretti nie uważał się za eksperta w tych delikatnych grach.
Słysząc jej słowa, pok iwał głową, wpatrując się w sufit. Kiedy usłyszał, że nie żałuje, poczuł dziwną, natychmiastową ulgę, choć sam nie potrafił do końca wytłumaczyć jej źródła. Prosił, błagał wręcz w myślach, aby kac moralny nie dopadł go ze zdwojoną siłą, chociaż wiedział, że to i tak prędzej czy później nastąpi. To była cena, którą zawsze płacił za chwile słabości.
— A miałaś zamiar mnie „olać”? — zapytał, wreszcie odrywając wzrok i patrząc przed siebie. Jego ton stał się nagle chłodniejszy, bardziej rzeczowy. — Wiesz, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, mielibyśmy niezłe kłopoty? — rzucił, patrząc na nią całkiem poważnie.
To, że jutro zobaczy się na pierwszych stronach gazet, było zmartwieniem, ale do przełknięcia. Natomiast fakt, że mogliby narobić niezłego ambarasu w Ford Models, w środowisku Thei, to była zupełnie inna para kaloszy. Myśl, że jej ojciec mógłby dowiedzieć się, że jego córka przespała się ze starszym o dwanaście lat, ledwo poznanym mężczyzną, z którym jeszcze kilka godzin temu pił i rozmawiał niczym z przyjacielem, w środku dawała o sobie mocno znać.
— Ty nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak okropny potrafię być — odparł zagadkowo, muskając palcami jej włosy. Była w nim pokusa, by odepchnąć ją, by uchronić ich oboje. Ale było już za późno. — Ale cieszę się, bo mnie także było dobrze... Bardzo dobrze — mruknął cicho, zamykając ją w swoich ramionach. Chciał, by ta chwila trwała jak najdłużej, by mogła wchłonąć i zamrozić emocje.
OdpowiedzUsuńTydzień minął mu bardzo, ale to bardzo intensywnie. Pochłonięty pracą, od świtu do nocy, Soretti usiłował zagłuszyć wyrzuty sumienia. Mimo że miał do niej kontakt, nie pisał. Kac moralny wda wa ł się we znaki, a on sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. To nie była jednorazowa przygoda, którą mógłby łatwo skatalogować i zamknąć. Zerwawszy ze wszystkimi kontakt, wyjechał na parę dni do Europy, wyłączając telefon. Wymyślając bajeczkę na poczekaniu o „problemach rodzinnych”, wręcz uciekł, by odetchnąć.
Chaos wewnętrzny jednak nie ustępował. Myśli o Theo stawały się coraz bardziej nachalne i częste. Czuł się, jakby opanowała jego umysł, jakby zagnieździła się w jego uporządkowanym życiu, wywracając wszystko do góry nogami. Był dość skołowany tym wszystkim. Czuł przeogromny stres – bojąc się konsekwencji i własnych uczuć – wymieszany z podnieceniem na samą myśl o ponownym spotkaniu.
Wtorkowy poranek zapowiadał się intensywnie. Po powrocie z ucieczki Gabriel wymienił z Theą raptem kilka wiadomości, głównie opierających się na szczegółach nadchodzącej sesji. On nie tłumaczył się ze swojego zniknięcia, a ona sama bezpośrednio nie pytała. Mimo to, nie było dnia, ani nocy, by o niej nie myślał.
Brunet przechadzał się po studio, popijając aromatyczne espresso i obserwując poczynania swojego pracownika, Nicholasa, który starał się na wszystkie możliwe sposoby wydobyć z tej sesji to, co najlepsze. Gabriel spoglądał z rozbawieniem na dwójkę modeli. Thea radziła sobie świetnie, była naturalna i magnetyczna, lecz jej partner...
— To nie ma sensu! — mruknął do siebie. To nie była żadna sensualna sesja, w której miało być widać intymność i napięcie. Ich gra przypominała raczej końskie zaloty uskuteczniane w niszowym klubie – niezręczne i pozbawione finezji. Im dłużej się im przyglądał, tym trudniej było mu powstrzymać śmiech. — Nie no, tak nie może być. Ja się pod tym nie podpiszę — powiedział głośniej, nie kryjąc rozbawienia.
Wolnym krokiem podszedł do modelek. Mierząc wysokiego blondyna, Nathaniela, dość surowym wzrokiem, skrzyżował ręce i westchnął.
OdpowiedzUsuń— Nathaniel, tak? Chłopaku, tu nie ma chemii, napięcia... Tego elektrycznego czaru — odparł, podchodząc bliżej Thei. Patrzył teraz tylko na nią. — Pozwolisz, prawda? — zapytał, a tak naprawdę stwierdził, i nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do swojego wspólnika.
— Nicholas, pyknij na szybko parę zdjęć, tak dla kontrastu. Thea, nie martw się, skasujemy je. Po prostu chcę pokazać Twojemu koledze, o co mi chodzi — odparł, kładąc jej jedną rękę na swojej szyi, tuż koło żuchwy. Drugą dłoń położył na jej talii, delikatnie przysuwając ją do siebie.
W jednej chwili wszystkie wspomnienia z ich upojnej nocy uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.
Wbił w nią swoje ciemne spojrzenie, czując, jak przez jego ciało przechodzi przyjemna fala ciepła. To było niebezpieczne, ale niemożliwe do powstrzymania.
— Widzisz, Nicholas, gra rąk — odparł, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
Klatka po klatce pozował z nią bardzo świadomie, budując to napięcie, tę namiętność, jakby byli naprawdę w sobie zakochani. Gabriel tak poświęcił jej swoją uwagę, że niemal stracił świadomość tego, co dzieje się wokół. Liczył się tylko ten moment i ich bliskość. Kiedy dotknął jej policzka, przesunął palcami po jej gładkiej skórze, zmniejszając między nimi dystans do minimum.
Mógł ją pocałować. Miał ochotę, wbrew logice i otoczeniu. Lecz jej nie pocałował. To nie był czas, nie było to miejsce, a ona – co musiał sobie bezustannie powtarzać – nie była dla niego.
Tak się zapomniał, że w tamtym momencie nic nie było ważne – tylko ona. Szybko jednak się opanował, odzyskując formalną postawę.
— O to właśnie mi chodziło. Spójrzmy na zdjęcia, byście mieli bardziej zobrazowaną moją wizję — mruknął, dość niechętnie odsuwając się od niej. Odsunął się fizycznie, ale emocjonalnie pozostał tam, w tej krótkiej, intensywnej chwili.
G
* Nathaniel
Usuń*Thea
Matko, nie sprawdziłam przed opublikowaniem i widzę byki -.-
W środku znów poczuł to samo – wibracje, które od tygodnia nie dawały mu spokoju, rezonując pod skórą. To nie było zwykłe wspomnienie; to było fizyczne, palące doznanie. Znajome, obezwładniające ciepło rozlało się po jego ciele, a krew zaczęła pulsować w żyłach, uderzając miarowym, ciężkim rytmem w skroniach. Czuł zapach jej perfum – słodką, duszącą woń wanilii, którą tamtej nocy wręcz przesiąkł. Miał wrażenie, że zapach ten wciąż unosi się w dusznym powietrzu studia. Dobrze, że nie musieli udawać nieznajomych. Mimo wyćwiczonej chłodnej postawy i pancerza profesjonalizmu, chyba nie potrafiłby grać aż tak dobrze.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej pytanie uniósł zaskoczony brwi.
– Jestem fotografem. Pozowanie to nie moja bajka. Wolę stać po bezpieczniejszej stronie obiektywu – rzucił, siląc się na blady uśmiech, który nie dotarł do oczu. Wystarczająco pozowali... Tamtej nocy, kiedy spadły wszelkie bariery.
Podchodząc do monitora podglądowego, z uwagą patrzył na zdjęcia. Boże, jak on jej w tym momencie pragnął. Lecz nie mógł. Czuł, że to było nieetyczne, niemoralne, po prostu zakazane na zbyt wielu poziomach. Ona miała zaledwie dwadzieścia parę lat. Była na początku drogi, którą on, jako wpływowy mężczyzna, mógł jednym gestem zniszczyć. Przynajmniej tak mu się wydawało. A jednak obrazy tamtej sobotniej nocy wracały jak bumerang, nakładając się na sterylny, studyjny obraz.
– Widzisz, Nate? – Odchrząknął, a dźwięk własnego głosu wydał mu się obcy i chropowaty. Perfekcyjnie zachowywał pozory, choć w środku wrzał. Zdjęcia w brukowcach były na szczęście ziarniste, zrobione teleobiektywem z dużej odległości; nie pokazywały jego twarzy w pełni, więc mało kto mógł się zorientować, że to właśnie on obejmuje Theę. Nie chciał skandalu. To nie było w jego stylu, lecz w kościach czuł, że huragan dopiero nadchodzi.
Zorientował się, że mówi tylko do asystenta, który patrzył na niego z lekkim zdziwieniem. Szybko się poprawił, gwałtownym ruchem odwracając monitor w stronę grupy modeli oczekujących na instrukcje.
– Widzicie? – Jego głos nabrał mocy, stał się autorytarny, choć dłonie zacisnęły się na krawędzi biurka. – O to właśnie chodzi... To jest w tej branży najważniejsze. Emocja musi przebić się przez obiektyw. Musicie...
Słowa uwięzły mu w gardle. Nagle zabrakło mu tchu.
W drzwiach studia, niczym zwiastun nadciągającej burzy, pojawiła się postać, która sprawiła, że temperatura w dusznym pomieszczeniu natychmiast spadła poniżej zera.
UsuńIvett Brown.
Szczupła, pociągająca blondynka, ubrana w idealnie skrojony, śnieżnobiały garnitur, który wyglądał na niej jak zbroja z lodu. Opierała się o framugę drzwi z nonszalancją, która była równie fałszywa, co jej uśmiech na firmowych bankietach. Jej twarz była maską chłodu, a lodowate spojrzenie błękitnych oczu wbijała prosto w niego, ignorując całą resztę sali. Pracownica działu HR w Ford Models, postrach modelek, strażniczka reputacji agencji i... jego, no właśnie – kim ona dla niego była?
Przyjaciółką z bonusem? Opcją zapasową na samotne, cyniczne wieczory? Kochanką na telefon, z którą łączył go jedynie cynizm i fizyka? Nikt w firmie nie wiedział, co tak naprawdę ich łączyło. Sam Soretti miał problem z definicją tej relacji. Wiedział tylko jedno: jej obecność tutaj, w środku sesji, zwiastowała katastrofę.
– Dzień dobry wszystkim – rzuciła dźwięcznym głosem o metalicznym brzmieniu, który przeciął szum rozmów jak nóż. – Gabriel, mogę cię prosić na słówko? Teraz.
To nie była prośba. To był rozkaz.
Zanim Włoch zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Ivett, z wyuczoną gracją, stukając szpilkami o betonową podłogę w rytmie wojskowego marszu, ruszyła w kierunku przeszklonego biura na antresoli. W dłoniach ściskała ciasno zwiniętą gazetę. Mimo zagięć papieru, Gabriel z przerażeniem dostrzegł na pierwszej stronie sylwetkę mężczyzny pochylonego nad Theą. Ten sam płaszcz. Ten sam, poufny gest dłoni we włosach.
Soretti poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Wymienił szybkie, pełne napięcia spojrzenie z Nicholasem, po czym ruszył za blondynką. Czuł na plecach wzrok wszystkich obecnych.
Kiedy ciężkie, dźwiękoszczelne drzwi zamknęły się za nimi, studio zamarło. Zamiast słyszeć, wszyscy mogli oglądać darmowy spektakl pantomimy w szklanym akwarium. Kłótnia między Iv a Włochem była gwałtowna od pierwszej sekundy. Widać było, jak usta kobiety wykrzywiają się w krzyku, jak jej perfekcyjna maska pęka, odsłaniając czystą furię. Kulminacją był moment, w którym Ivett z całej siły cisnęła gazetą prosto w twarz Gabriela. Papierowe strony rozleciały się po biurze, a ona sama zaczęła gwałtownie gestykulować, wskazując to na niego, to na halę zdjęciową poniżej.
To nie wróżyło niczego dobrego. To był koniec spokoju.
Nicholas, wysoki blondyn o aparycji „złotego chłopca” i bujnej czuprynie, westchnął ciężko, obserwując tę scenę. Stał obok Thei, czując, jak dziewczyna sztywnieje ze strachu. Klasnął w dłonie, głośno i zdecydowanie, odrywając wzrok gapiów od przeszklonego biura, w którym rozgrywał się dramat.
Jego spojrzenie na ułamek sekundy zatrzymało się porozumiewawczo na brunetce. Widział? Oczywiście, że tak. Wiedział wszystko. Soretti, mimo że na co dzień był zadufanym w sobie narcyzem, ostatecznie pękł przy butelce whisky i wyznał przyjacielowi całą prawdę. Traktowali się niczym bracia, a Nick wielokrotnie ratował mu skórę, gdy włoski temperament Gabriela wpędzał go w kłopoty. Ale to... to było coś więcej niż zwykły kłopot; to była katastrofa, której nie dało się już zatrzymać.
– Dobra, koniec przedstawienia! Nie płacą wam za gapienie się w szybę! – krzyknął Nick, starając się rozładować gęstą atmosferę. Rzucił ostatnie, pełne obawy spojrzenie w stronę biura, gdzie Gabriel próbował uspokoić wściekłą Ivett, chwytając ją za nadgarstki. Nicholas odwrócił się do modeli i chwycił za swój aparat, próbując przejąć dowodzenie.
– Wracamy do pracy. Światło ucieka, a my mamy jeszcze trzy stylizacje. Szybko!