
Siri Mahoney
Sierra Marilla Mahoney "Honey"; urodzona 31.12.2003 roku w Nowym Jorku ♥ najmłodsza z piątki rodzeństwa (Tessa, 31 lat; Connor, 29 lat; Jensen, 28 lat; Ramona, 26 lat), córka podróżnika, badacza dzikiej przyrody i założyciela rezerwatu dla zwierząt, podzielonego na kilka stref klimatycznych oraz emocjonalnie niedostępnej prawniczki ♥ pracownica rodzinnego biznesu Arc of the Wild, charytatywnie współpracuje z miejscowym schroniskiem ♥ po rozwodzie rodziców wraz z rodzeństwem zamieszkała u ojca ♥ aktualnie poszukuje własnego lokum, sypiając kątem u sióstr albo braci, a czasami nocując w rezerwacie —•— powiązania
——— I'll be your father figure, I drink that brown liquor
I can make deals with the devil, because my dick's bigger ———
I can make deals with the devil, because my dick's bigger ———
Pierwsze świadome wspomnienie — bezkresny, rozciągający się poza horyzont dziki step, porośnięty trawą tak miękką, jakiej nie było nigdzie indziej. Widok, który zapierał dech w piersiach i ukazywał ogrom możliwości, gdzie krzywe ograniczeń falowały i załamywały się, jak gdyby tak naprawdę wcale ich tam nie było. Stada majestatycznych gazeli o zgrabnych nogach, pasące się spokojnie, póki nie spłoszył ich dźwięk zbliżającego się drapieżnika — dźwięk, jakiego ludzkie ucho nie mogło dosłyszeć. Zwinne lisy stepowe, które potrafiły chodzić po drzewach w taki sposób, że wydawało się to dziecinnie proste. (Chociaż wcale nie było; zdołała się o tym przekonać.) Pieski preriowe wystawiały z nor swoje zabawne, urocze pyszczki, promienie słońca farbowały krajobraz na złoto, a niebo z każdym dniem zdawało się być coraz bardziej błękitne. I chociaż przez lata widywała wiele krajobrazów, tak samo pięknych, choć zarazem zupełnie różnych, ten pierwszy zajmował w jej sercu szczególne miejsce. Oglądała zorzę polarną za kołem podbiegunowym i asystowała przy wyścigach psich zaprzęgów, opiekując się zwierzętami, które odpadły z zawodów. Podziwiała żółwie, nurkując w ich towarzystwie i udawała syrenę pośród delfinów. Kibicowała ścigającym się dzikim koniom i obserwowała migrujące zebry, myśląc o tym, że w świecie bez żadnych barw one wciąż byłyby równie piękne. Rezerwat przypomina jej tamte miejsca, lecz jednocześnie nie pozwala zapomnieć o różnicach. Nieograniczona dotąd przestrzeń upchnięta w zamknięciu, nieważne jak bardzo jest to konieczne, zawsze już przesycona będzie melancholią i echem tego, co można ścigać w nieskończoność, ale nigdy można dogonić.
Zabawne — dokładnie to samo da się powiedzieć o ludziach.
Zabawne — dokładnie to samo da się powiedzieć o ludziach.
——— Whose portrait's on the mantle? Who covered up your scandals?
Mistake my kindness for weakness and find your card canceled ———
Mistake my kindness for weakness and find your card canceled ———
A co to za słońce wstało na głównej? :D Wybacz, nie mogłam się powstrzymać; takie ładne tło dałaś do karty. Kartę zresztą napisałaś też bardzo ładnie, że tak to prosto ujmę. Masz tak obrazowy styl, że przed oczyma miałam wszystkie te dokumenty na National Geopraphic i Animal Planet, które do dziś zdarza mi się z przyjemnością oglądać.
OdpowiedzUsuńSama Honey "pachnie" mi wolnością i czymś, czego nie da się do końca oswoić, a ja bardzo lubię takie postacie - co widać pewnie po Marco. ^^ Mam nadzieję, że się ze sobą zżyjecie i że stworzycie masę pięknych historii. Powodzenia z kolejną postacią, niech wena Ci dopisuje!
MARCUS LOCKHART
[Jaka promienna, ciepła karta! Mimo, że o samej Honey mało co, to mam wrażenie, że jest ona niesamowicie miłą, uśmiechniętą i szczęśliwą osóbką. Takich warto mieć obok siebie ♥
OdpowiedzUsuńChoć to zupełna odmiana mojego Alexandra to myślę, że mogliby się dogadać!]
Dort, jeszcze w roboczych
[Honey? Powiedziałabym, że sunny. ;-) Mahoney, jak i jej karta, to miła odmiana na jesienną chandrę. Śliczna dziewczyna, z ciekawym zawodem i historią. Zawsze mam wrażenie, że tworzysz niesamowicie przemyślane postaci.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zagościsz tutaj z Siri na długo i ten pobyt będzie owocny w wymarzone wątki. ♥]
Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald
[Baw się z nią dobrze i danych niekończących się podróży dla Sierry! 🧡]
OdpowiedzUsuńIce❄️
[Hey Siri, call my wild side. Nowy Jork widziany jak ekspedycja na sawannę dobrze by się oglądało, Attenborough czyta i ociera łzy wzruszenia. Ja się nie dziwię Honey, że wspomina i myślami ucieka do tej dzikiej natury, bo jak się ma takie origin story, to ciężko żeby zwyczajna codzienność w mieście mogła to przebić. No i cześć, hejhej!]
OdpowiedzUsuńLeif Zweig
[Widzę Taylor Swift i już nie czytam, a nucę ^^ Dzień dobry, cześć i czołem, witam serdecznie Twoją kolejną postać 💙 Bardzo zazdroszczę Siri jej doświadczeń i z tej zazdrości aż mam ochotę odpalić sobie jakiś program przyrodniczy, najlepiej z udziałem pani Czubówny w roli lektora ^^ Kiedyś uwielbiałam takowe oglądać, całe wieki tego nie robiłam i teraz zastanawiam się, dlaczego?!
OdpowiedzUsuńŻyczę udanej zabawy z Siri i wątków, które nie dają spać po nocach :)]
MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS
Chęci oczywiście są, gorzej z częstotliwością mojego odpisywania. ^^" Niby sobie obiecałam, że więcej wątków już na siebie nie wezmę, ale gdyby zwłoka Ci nie przeszkadzała, a Marco na coś mógłby Wam się przydać, to mój mail stoi otworem. :D
OdpowiedzUsuńMARCUS LOCKHART
[Urzekło mnie to zdanie o zebrach, myślę, że to szczera prawda! :D Ciekawa postać o fajnej pasji, która na pewno doświadczyła mnóstwa różnych rzeczy na wycieczkach po świecie, zarówno tych dobrych jak i złych. Można jej pozazdrościć tylu pięknych widokow! I super, że w mieście też może się spełniać, dlatego mam nadzieję, że Siri zostanie tu u nas na długo :) Życzę dobrej zabawy, a gdybyś miała chęć to zapraszam, może wspólnie da się coś wykombinować!]
OdpowiedzUsuńTanner Morgan
& Chayton Kravis
[Ojejku, znalazłam to zdjęcie i naprawdę musiałam chwilkę wytężyć wzrok, żeby te zebry tam dostrzec! :D Super fotka, nie ma co. I jeśli to praca Twoich marzeń, to ja trzymam kciuki, żeby kiedyś stała się Twoją teraźniejszością! <3 Konkretów to poszukuję, ale z obszaru prawniczego lub jubilerskiego, więc nie bardzo mogę coś z nich tutaj zaproponować. W każdym razie, widzę, że matka Siri jest prawniczką, więc zawsze można się uczepić tego punktu. Rodziny mogą się znać, na przykład. Mogli się kiedyś widywać na jakichś różnorakich spędach, no chyba, że taką opcję wyklucza relacja Siri z jej matką. Chociaż to kiedyś też musiałoby być stosunkowo niedawno, biorąc pod uwagę różnicę wieku, tak żeby całość miała ręce i nogi.]
OdpowiedzUsuńTanner Morgan
Leonard nigdy nie był fanem podążania za popularyzowanymi przez otoczenie schematami, które na każdym kroku szufladkowały ludzi pod kątem wierzeń, ubioru, racji politycznych, a kończywszy na upodobaniach smakowych. Kreował samego siebie, jak i codzienne życie według własnych zasad, które ściśle opierały się na zgodnych z jego przekonaniami wartościach. Niejednokrotnie przyszło mu wysłuchiwać krzywdzących i niemieszczących się w najmniejszych calach prawdy opinii, które nie wnosiły nic wartościowego do jego życia. Mógłby nawet napisać książkę i to wielotomową na temat tego ile razy jego własna matka zarzuciła mu bycie głupcem, filozofem bez planu, czy zwykłym wyrzutkiem. Z czasem nauczył się znosić wszelkiego rodzaju obelgi, które przerodził w swoją siłę. Podczas, gdy wszyscy żyli w dobie internetu, często zamieniając własną wyobraźnię i intelekt na gotowca wyciągniętego prosto z sieci dusząc resztki szarych komórek, Allen tonął pośród książek, pisemnych form wypowiedzi chociażby takich jak listy. Unikał konsumpcjonizmu niejednokrotnie tworząc coś z niczego. Uwielbiał pstrokate stroje, które nadawały mu wyrazu, krzyczały mocnym kolorem już z daleka. Każdy, nawet tej najmniejszy element ubioru niósł ze sobą odrębny przekaz, jednocześnie tworząc ze sobą spójną całość. Kolory były jego życiem, którego od dnia pożaru nie umiał odnaleźć w ludziach. Cichy sprzeciw przeciwko światu, który w dniu tragedii postanowił zabarwić jego życie na szaro.
OdpowiedzUsuńŻycie w tak dużym mieście wiązało się z dużym narażeniem na opinię publiczną, a zwłaszcza w pracy. Leonard wielokrotnie doświadczył komentarzy pod swoim adresem, ale przemoc, której padł ofiarą, utwierdziła go w przekonaniu, że świat jest cholernie okrutny, gdy niekoniecznie chcesz się dopasować. Nie chciał ingerencji policji, czy jakiejkolwiek hospitalizacji mimo, że jego stan zdrowia sam się o to prosił, a grupa osób odpowiedzialna za uszczerbek na jego zdrowiu porusza się bezkarnie na wolności, co niekoniecznie powinno im ujść na sucho. Nie był w tamtej chwili sam, za co był cholernie mocno wdzięczny. W innym przypadku mogłoby się to skończyć dla niego tragicznie.
Przyzwyczajony do bardzo intensywnego trybu życia, niekoniecznie chciał się pogodzić z myślą, że przez najbliższe dni poza łóżkiem nie czeka go nic innego. Podjął kilka prób samodzielnego skorzystania z łazienki, czy kuchni, nie wspominając o próbie wyjścia do ogrodu, co zakończyło się kompletną porażką, gdy palący ból żeber sprowadził go do rzeczywistości. Na szczęście nie było problemu z wzięciem wolnego w pracy, czy że znalezieniem opieki nad zwierzętami, ogrodem czy dystrybucją zaległych zamówień przetworów. Był na tyle mocno zaoferowany organizacją nowej codzienności, że kompletnie zapomniał o zniszczonym telefonie, co z pewnością mogło wzbudzić wiele zmartwień i podejrzeń. Dosłownie uwięziony w obszernym łóżku z irytacją wymalowaną na posiniaczonej twarzy, skakał po kanałach telewizora, z którego korzystał aż na ruski rok.
Leoś ♥️♥️
Niechęć względem jakichkolwiek leków zdecydowanie nie ułatwiała fizycznej niedyspozycji Leonarda, który z pewnością wyglądał gorzej niż w rzeczywistości się czuł. Nie chciał tony tabletek, przesadnej troski, paniki i czasu zmarnowanego na siedzenie w szpitalu, w którym to inni ludzie wymagali znacznie większego zakresu pomocy. Mógł chodzić, ledwie, poruszać rękami, mówić, a co najważniejsze zdrowo myśleć. Od momentu tragedii, która dotknęła jego rodzinę, Allen wyznawał sztywną zasadę, która jasno mówiła, że w życiu nie spotka go nic gorszego od utraty najbliższej rodziny. Nie pastwił się nad sobą, zaciskał zęby i odważnie szedł na przód. Siniaki, zadrapania, czy inne uszczerbki na zdrowiu nie były w stanie go złamać i choć z pewnością w oczach wielu osób, jak nie większości był skończonym głupcem, to w tej sytuacji on sam wiedział, co było dla niego najlepsze. Wystarczy, że z ogromnym uporem i wręcz cudem wywalczył fakt, że obecnie znajdował się w domu kompletnie sam.
OdpowiedzUsuńSkacząc z kanału na kanał miał wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Leonard nie był przyzwyczajony do siedzenia za dnia w jednym miejscu dłużej niż piętnaście minut. Czuł jak dosłownie każda, najmniejsza cząstka jego obolałego ciała wręcz spazmatycznie prosi się o to, aby mężczyzna wstał i zaczął coś robić, mimo że fizycznie jego ciało było niezdolne do poprawnego skorzystania chociażby z łazienki. Nawet tykanie zegara stojącego w rogu sypialni stawało się irytujące. Starał się zająć dłonie kubkiem z herbatą, czy zwykłym szydełkowaniem, ale nic nie było w pełni wystarczające. Potrzebował pracy niczym tlenu. Praca pozwala mu na oderwanie się od lawiny nieprzyjemnych myśli, które nie pozwalały mu normalnie jeść czy spać.
W pierwszej chwili nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak szybko jak został w domu sam, jego samotność się skończyła. Drgnął zaskoczony, gdy zobaczył przyjaciółkę, a następnie usłyszał jej pełen pretensji ton do czego oczywiście miała pełne prawo. Allen westchnął i z grymasem na twarzy podciągnął się wyżej na poduszce nim zdołał cokolwiek powiedzieć.
— Przepraszam, mój telefon w zasadzie nie nadaje się już do niczego — odparł cicho i wskazał na roztrzaskaną komórkę, która leżała na dębowej szafeczce tuż obok łóżka. Im dłużej patrzył na stojącą przed nim młodą kobietę, tym bardziej czuł jej emocje gęstniejące w powietrzu. Nie chciał tego, przez co czuł narastające w sobie poczucie winy. — Usiądź — poprosił, a gdy tylko zyskał możliwość chwycił delikatnie dłoń Siri, którą zamknął w delikatnym, aczkolwiek pewnym uścisku własnych dłoni. Nie wiedział, czy tym gestem chce uspokoić bardziej samego siebie, czy może przyjaciółkę. Z pewnością oboje wymagali teraz wsparcia i na szczęście byli je w stanie sobie dać, gdy pierwsze większe emocje zdołają opaść. — Powinienem pomyśleć o tym wcześniej, przepraszam, nie chciałem cię denerwować, naprawdę, ale nie pomyślałem, po prostu przed to wszystko nie pomyślałem, że możesz się martwić, przepraszam… — Leonard na moment spuścił wzrok i nabrał powoli powietrza do płuc przez lekko rozchylone usta, co nie było najprzyjemniejsze, zważywszy na to, że miał podejrzenie iż co najmniej dwa żebra są mocno naruszone, a w najgorszym wypadku nawet pęknięte. — Zostałem napadnięty… może zabrzmi to kuriozalnie, ale to nie pierwszy raz. Przywykłem do tego, że ludziom niekoniecznie podoba się to jak wyglądam, co oczywiście w żaden sposób ich nie usprawiedliwia. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić przemocy, ale jest już dobrze, pozbierałem się i za tydzień może dwa nie będzie już śladu.
Dobór słów Leonarda był zaskakująco spokojny, a jednocześnie tak bardzo świadczący o tym, jak wiele przeszedł w życiu i z jak ogromną łatwością był w stanie zaakceptować fakt, iż życie postanowiło mu podłożyć kolejne kłody pod nogi. Specjalnie nie wdawał się w szczegóły, które i tak niczego nie zmienią. Nie chciał denerwować Siri bardziej niż obecnie już była. Zawsze odważnie stała u jego boku, akceptując każde jego dziwactwa i wymysły. Wspierała, kochała i po prostu była. Nie chciał był powodem jej zmartwień. Zbyt mocno mu na niej zależało, aby mógł pozwolić na to, by codzienność dokładała jej stresu, ale na to było już chyba niestety za późno.
UsuńPan jestem niezniszczalny i nie musisz się o mnie martwić ♥️