Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Sometimes the hardest part of the journey is believing you're worthy of the trip


Lilith Monroe

29 lat,  ChAD'owa dziewczyna, chodzący chaos, człowiek miliona pasji i pomysłów

 

Lilith Monroe. Już samo jej imię brzmiało jak obietnica chaosu, jakby była przeznaczona do życia na krawędzi. Urodzona w Flint, Michigan, mieście, które podobnie jak ona przeszło przez swoje piekło. Dzieciństwo Lilith nie różniło się zbytnio od tego, co codziennie widziała wokół siebie. Brudne podwórka, zdewastowane domy, a w środku jeden wielki bałagan – dosłownie i w przenośni. Jej ojciec, Jack, mechanik samochodowy, bardziej znał smak alkoholu i działanie heroiny niż cokolwiek innego. W chwilach trzeźwości był brutalny. Rzucał przedmiotami, a czasami rękoma. Matka, Elaine, zawsze cichutka, schowana w cieniu, udawała, że tego nie widzi. Że nic się nie dzieje. Może sama była tak zniszczona, że nie miała już siły reagować?


Dla Lilith życie stało się jednym wielkim lękiem. Każdy krok, każde skrzypnięcie podłogi mogło oznaczać kolejną burzę, której nie dało się uniknąć. Nie potrafiła znaleźć swojego miejsca, bo żadne miejsce nie było bezpieczne. W szkole była tym dzieckiem, które unikało spojrzeń, odwracało się od krzyków innych dzieci, zawsze gotowe do ucieczki. Nosiła w sobie gniew, ale nie potrafiła go wyrazić. Dławił ją od środka, aż w końcu, w wieku 15 lat, znalazła ujście. Narkotyki. Alkohol. Ucieczka od wszystkiego.

Nie pamiętała, kiedy dokładnie po raz pierwszy spróbowała kokainy, ale pamiętała to uczucie. Jakby ktoś otworzył jej umysł, jakby na chwilę świat przestał być tym okrutnym miejscem, a ona zyskała kontrolę nad wszystkim, czego nie mogła znieść. Miała wrażenie, że znalazła coś, co wypełniało pustkę. To było uzależniające, potężne. I chciała więcej.

Z czasem nie było już granicy, której nie przekroczyłaby w poszukiwaniu tego uczucia. Alkohol, narkotyki, hazard, przypadkowy seks – cokolwiek, co pozwalało uciec od wspomnień, od bólu istnienia. Nie znała ograniczeń. Zawsze szła za daleko. Zawsze przekraczała linię, którą inni trzymali jako bezpieczną granicę. Ale ona nigdy nie wiedziała, co to znaczy „bezpiecznie”.

Jej mania była jak oślepiające światło, które paliło wszystkich wokół. Lilith w stanie manii to żywioł. Energiczna, pełna pomysłów, nie do zatrzymania. Zakładała biznesy, które nigdy nie miały szansy przetrwać dłużej niż kilka miesięcy. Pewnego dnia otwierała sklep z ubraniami, następnego rzucała się w plany stworzenia firmy organizującej imprezy. Każdy nowy projekt to było coś, co miało ją „uratować”. Przekonana, że właśnie to odmieni jej życie, że teraz w końcu odnajdzie swoje miejsce w świecie. Ale tak jak szybko rozpalała się jej pasja, tak samo gwałtownie gasła. A gdy spalała się na nowo, znów sięgała po alkohol, by uciszyć szum w głowie. By zapomnieć, że kolejny raz zawiodła.

A kiedy depresja nadchodziła jak ciemna chmura, Lilith znikała. Nagle cały ten hałas, energia i pomysły cichły. Zasłony w oknach jej mieszkania były zawsze szczelnie zaciągnięte, telefon milczał, a ona nie wychodziła z domu tygodniami. Życie zdawało się zamierać, tak jak ona. Leżała godzinami, patrząc w sufit, a myśli krążyły wokół jednej, brutalnej prawdy: nic, co zrobi, nigdy nie będzie miało znaczenia. Były chwile, gdy ta myśl prowadziła ją na skraj. Lęk przed śmiercią był dla niej równie obezwładniający, jak samo życie. Tkwienie na tej granicy, między życiem a śmiercią, było jednym z nielicznych momentów, kiedy czuła, że ma jakąś kontrolę. Ale czy naprawdę?

Kiedy nie miała epizodów, wydawała się pusta. Bez tego gwałtownego przypływu emocji, bez skrajności, które napędzały jej działania, Lilith czuła się jak nikt. Nie miała poczucia siebie. Jakby coś w niej wygasło, a świat wokół niej toczył się, ale bez niej. To było przerażające. Dziwnie spokojne, ale zarazem pełne bólu. Poczucie, że czegoś jej brakuje, towarzyszyło jej od zawsze – od tamtych pierwszych dni w domu, gdzie ojciec niszczył wszystko, co mogło mieć jakąkolwiek wartość.

Lilith Monroe była osobą, która nie potrafiła znaleźć równowagi. Całe życie szukała tego, co mogłoby wypełnić pustkę, ale każdy sposób, każda próba ratunku tylko pogłębiała jej ból. Nie znała ograniczeń. Zawsze sięgała po więcej, aż do granic wytrzymałości. Z tym gniewem, który wciąż tlił się pod powierzchnią, z przeszłością, która jak cień podążała za nią, Lilith błądziła po cienkiej linii, raz przepełniona energią, raz tonąc w ciemności.

Czy kiedykolwiek mogła odnaleźć spokój? Czy mogła być czymś więcej niż ofiarą własnej destrukcji? Tego nie wiedziała. Ale była pewna jednego – nigdy nie przestanie szukać.

Lilith Monroe była osobą, która nie potrafiła znaleźć równowagi. Całe życie szukała tego, co mogłoby wypełnić pustkę, ale każdy sposób, każda próba ratunku tylko pogłębiała jej ból. Nie znała ograniczeń. Zawsze sięgała po więcej, aż do granic wytrzymałości. Z tym gniewem, który wciąż tlił się pod powierzchnią, z przeszłością, która jak cień podążała za nią, Lilith błądziła po cienkiej linii, raz przepełniona energią, raz tonąc w ciemności.

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy pewnego dnia, podczas jednego z jej manicznych epizodów, spontanicznie kupiła bilet do Nowego Jorku. Miasto wydawało się być odpowiedzią na pytania, których od lat nie potrafiła zrozumieć. Nowy Jork – miejsce, gdzie nikt nie pyta o przeszłość, gdzie tysiące ludzi codziennie gubi się w tłumie, szukając nowego początku. Anonimowość tego miasta pociągała ją, a jego chaos był niemal odbiciem jej wnętrza.

Do Nowego Jorku przyciągnęła ją też potrzeba ucieczki przed samą sobą. W Flint była już znana, każdy wiedział o jej problemach z narkotykami i alkoholem, o biznesach, które nigdy nie przetrwały. W Nowym Jorku mogła zacząć od nowa, bez ciężaru dawnych porażek, bez oceniających spojrzeń.

Z początku miało to być tylko kilka dni – „reset”, jak to sobie tłumaczyła. Ale kiedy zobaczyła miasto w całej jego złożoności, uznała, że nie chce wracać. Właśnie tutaj mogła istnieć, wtopiona w tłum, nie musząc odpowiadać za swoje błędy. Była pewna, że Nowy Jork mógł zaoferować jej to, czego tak długo szukała: wolność od przeszłości i nowych ludzi, którzy nie znali jej upadków. A może to po prostu kolejna ucieczka, kolejna nieprzemyślana decyzja?

Wkrótce znalazła się na Lower East Side, wynajmując małe, ciemne mieszkanie, które idealnie pasowało do jej chwilowej euforii. Myślała, że to miasto da jej przestrzeń, by zacząć na nowo. Kolejny raz w jej życiu przyszła nadzieja, ale ta była zwodnicza jak zawsze. Nowy Jork, z całą swoją energią i możliwościami, wydawał się idealnym miejscem do dalszego pogrążania się w chaosie. Szybko znalazła nowe imprezy, nowe używki i ludzi, którzy tak jak ona, szukali czegoś, co mogłoby wypełnić ich wewnętrzną pustkę.

Lilith wciąż balansowała na granicy – między maniakalnym pragnieniem życia na pełnych obrotach, a depresyjną chęcią ucieczki przed wszystkim. Nowy Jork był idealnym miejscem, by toczyć tę wewnętrzną walkę. Ale pytanie pozostało: czy miasto, które nigdy nie śpi, kiedykolwiek pozwoli jej odnaleźć spokój? Czy ona sama w tym nieustannym hałasie zdoła usłyszeć własne myśli?
 

 

______________________________________________

Cześć wszystkim! 
Uwielbiam eksplorować wątki damsko-męskie oraz damsko-damskie, więc jeśli masz postać, która mogłaby wzbogacić  historię Lilith, to zapraszam do współpracy!
Jestem otwarta na wszelkie propozycje i gotowa na nowe pomysły – nie ma rzeczy, o której bałabym się pisać. Najważniejsza jest dla mnie zabawa i twórcza energia!
Nie czekaj – napisz do mnie, a razem stworzymy coś niesamowitego
kontakt - nieszczesciewszczesciu@gmail.com

 

29 komentarzy

  1. [Kurczę, jak mi jej żal... A jeszcze smutniej robi się, gdy uświadamia się sobie, że historie takie jak Lilith nie należą niestety do rzadkości. Młodym ludziom często bowiem brakuje dostatecznie silnej motywacji i samozaparcia, by nie tylko wyrwać się z rodzinnego chaosu, ale także przede wszystkim zgłosić po pomoc do odpowiednich ludzi. Liczę jednak na to, że na drodze panny Monroe stanie w końcu ktoś, kto pomoże jej o siebie zawalczyć i stanąć na nogi.
    Tobie natomiast życzę masy weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam do siebie.
    PS. Tak sobie myślę, że najlepszy byłby tutaj Martino, który równie dobrze spełniłby się w roli partnera na parkiecie/w łóżku, jak i ktoś, kto chętnie podjąłby próbę ściągnięcia biednego dziewczęcia na ziemię.]


    Martino, Sibyl i Milka

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dobry wieczór!:)
    Również jest mi Lilith strasznie żal. Zupełnie tak, jakby od początku była skazana na takie, a nie inne życie. To niezwykle przykre, że to nie tylko wytwór wyobraźni i takich historii jak Lilith na co dzień są tysiące, jak nie miliony. Oby Nowy Jork jednak okazał się miejscem, w którym dziewczyna wyjdzie na prostą i znajdzie tu coś lub kogoś kto pomoże jej w tych gorszych chwilach. :)
    Życzę udanej zabawy oraz samych wciągających wątków!:)]

    Bridget Calloway, Sophia Moreira & Rhys Hogan

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zawsze zostaje ten 1%, który może okazać się tym prawidłowym. :D I oby tak faktycznie było, dość dziewczyna już złego w życiu doświadczyła. ;)
    Hah, panny podpisuję kursywą, a panów pogrubieniem. Ot, taki wymysł, który trzyma się mnie już parę lat. ^^ Ale wątek zawsze można napisać. Choć przyznaję nie mam pojęcia jak te dwa światy ze sobą można połączyć, ale jestem otwarta na propozycje i współne główkowanie. :)]

    Rhys Hogan

    OdpowiedzUsuń
  4. [Z jednym muszę się zgodzić - chaosu nam nie zabraknie, tym bardziej że i dla Martino, rzadko bo rzadko, ale zdarza się naćpać (zwłaszcza podczas tych bardziej melancholijnych dni), czy ponieść chwilowym emocjom. A skoro ty rzuciłaś konkretny pomysł, postaram się nam napisać początek.]

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam napisać już wcześniej z powitaniem, ale oczywiście mi nie wyszło. W każdym razie karta ładnie i treściwie napisana. Oby Lilith odnalazła się w swoim chaosie i potrafiła zatrzymać parabole skrajności, na których się przemieszcza. Życzę jej mnóstwa miłości oraz ciekawych splotów akcji, które nie tylko zapewnią jej nowe emocje, ale również wewnętrzny spokój.

    Tymczasem dla Ciebie miłego pobytu na blogu i niesamowitych wątków :)

    PS. Jeden akapit chyba się zdublował.


    Dani Hasson & Jaimie Wyatt

    OdpowiedzUsuń
  6. Długie październikowe wieczory sprzyjają życiowym rozrachunkom, co w przypadku osób zmagających się z syndromem PTSD zwykle powoduje bardzo niebezpieczne myśli, z rozpatrywaniem samobójstwa włącznie. Martino nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Może i cotygodniowe wizyty u psychologa, które wymogło na nim szefostwo, zdołały sprawić, że jego psychika ustabilizowała się na tyle, by czując iż znowu zaczyna nieco za mocno popadać na duchu, zmusza się do wstania z kanapy i wyjścia z domu, ale nie oznacza to jeszcze, że zdołał całkowicie pogodzić się z przedwczesną śmiercią ukochanej. Jasne, jest już zdecydowanie lepiej niż dwa lata temu, ale nadal daleko mu do osiągnięcia pełnej normalności. Podczas tego typu nocy, zakładając oczywiście, iż akurat nie pełni dyżuru na wodzie lub siedząc pod telefonem w siedzibie nowojorskich ratowników morskich, przechodzi się zwykle razem z psami portową promenadą, usiłując odeprzeć drażniące wspomnienia. Czasem podczas tego typu spacerów udaje mu się dostrzec kogoś, kto ma wyraźne problemy z zacumowaną jednostką. Zawsze w tego typu przypadkach proponuje pomoc, w końcu dzięki ojcu ma fach w ręku, a i jest z kim pogadać na normalne tematy. Choć nie oczekuje niczego w zamian, ludzie i tak dość często chcą mu się jakoś odwdzięczyć. Najgłupiej czuje się, gdy wciskają mu jakieś pieniądze, nie potrafiąc zrozumieć, że dla Włocha to pewna forma terapii. Na całe szczęście niektórzy z tych nieszczęśników miewają o wiele lepsze pomysły. Weźmy na przykład tego dwudziestoparolatka, który po tym, gdy pomógł mu w naprawie motorówki, zaprosił go na domówkę. Najwidoczniej nie za bardzo przejmował się faktem, iż ściąganie pod swój dach zupełnie obcych ludzi z pewnością nie stanowi najmądrzejszego pomysłu tego stulecia. W końcu nigdy nie wiadomo czy nie trafi się na jakiegoś psychopatę. Hutten jednak nie uważał się za kogoś, kto powinien prawić mu morały. Ostatecznie sam jeszcze czasem popełniał podobne idiotyzmy, a był od niego starszy. Propozycję oczywiście przyjął bez większego zastanowienia, uznając że na sto procent zabawa w nowym gronie będzie o wiele lepszym pomysłem na spędzenie wieczoru niż milionowe już odtwarzanie jakiegoś głupkowatego serialu na ekranie trzymanego na kolanach laptopa.
    W umówionym dniu zjawia się pod odpowiednim adresem dzierżąc w prawej dłoni futerał z ukrytą w środku kitarą.
    - Pomyślałem, że może twoi goście zechcą posłuchać muzyki na żywo. - Rzuca wesoło, przekraczając próg mieszania i rozglądając się ciekawie dookoła.


    Martino [Przychodzimy z obiecanym zaczęciem.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć! Ale mi szkoda tej dziewczyny, ona żyje w swojej własnej klatce zbudowanej z tylu potrzeb i złudzeń... Niezwykle złożona i ciekawa kreacja! Mam nadzieję, że znajdzie tu coś, czego będzie mogła się przytrzymać, coś albo kogoś, kto stanie się jej kotwicą i da jej odrobinę wytchnienia! Oby zabawiła na długo i bezpiecznie! ;) udanej gry:)]

    Emma/ Lily

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdyby tylko wiedział, iż przynajmniej część z gości może znać wykonywany przez niego na co dzień zawód, zapewne zastanowiłby się przynajmniej dwa razy nad przekroczeniem progu tego domostwa. Tego wieczoru nie chce, by ktokolwiek kojarzył go przez pryzmat moralnych obowiązków jakie nakłada na niego praca w charakterze ratownika morskiego. Z doświadczenia wie, iż świadomość tego faktu dość często działa na otaczających go ludzi niczym jaskrawe światło przebijające się przez mroki całkowitej głupoty. Tak jakby sama obecność w najbliższej okolicy kogoś, kto zarabia ratując życie innych osób całkowicie pozbawiała pozostałych imprezowiczów resztek instynktu samozachowawczego. A on z całą pewnością nie zamierza dzisiaj robić dla nikogo za jakiegoś pieprzonego rycerza na białym koniu. Ostatecznie nawet on ma czasem prawo do zwyczajnego relaksu.
    - Ktoś tu chyba od samego początku próbuje zasłużyć sobie na miano królowej balu. - Komentuje ze śmiechem wypowiedź dziewczyny. - Oby tylko od tego twojego ognia nie spłonęła cała chałupa. - Żartuje, przesuwając powoli wzrokiem po jej sylwetce, by choć wstępnie upewnić się, że to z nią ma zamiar spędzić resztę tej domówki. Cóż, figurę ma niczego sobie, energii najwidoczniej aż nadto, skoro bez pardonu zaczepia zupełnie obcego mężczyznę tuż po przekroczeniu przez niego progu, więc na sto procent nie będzie miał na co narzekać. Oby tylko tym razem po raz kolejny nie wygłupił się marnotrawiąc wszystkie swoje siły na koncertowanie. - Martino. - Przedstawia się, przez krótką chwilę ściskając jej wyciągniętą dłoń.
    Następnie niedbale rzuca kurtkę na pierwszy lepszy mebel, po czym rozgląda się za czymś w miarę wygodnym do siedzenia. W końcu jego spojrzenie ląduje na fioletowej pufie przypominającej worek ustawionej pod umieszczonym w kącie czerwonym lampionem. To na niej ostatecznie mości się ze swoją kitarą i, po uprzednim przepłukaniu strun głosowych paroma łykami whisky, intonuje starą włoską balladę. Jedną z tych, które kiedyś usłyszał w jakimś barze, a której tekst opowiada, jak to zresztą często w tego typu przypadkach, legendę jakiegoś młodego przestępcy. Przecież i tak istnieje naprawdę mała szansa, że ktokolwiek ze zgromadzonych zrozumie jej słowa, a rytm ma całkiem ostry, więc do tańczenia powinna się raczej nadawać.


    Martino

    PS. W dodatkach do KP nie ma literówki. Kitara to zupełnie inny instrument pochodzący ze starożytnej Grecji, a obecnie rzadko używany.

    OdpowiedzUsuń
  9. Swoim prowokacyjnym zachowaniem Lilith nieco przypomina mu jego młodszą siostrzyczkę. Ta sama nieco zbyt duża pewność siebie zmieszana z nutką bezczelności zdolna skutecznie podbić serca wielu mężczyzn, którzy tak jak on, aby nie znudzić się daną dziewczyną już po pierwszych paru minutach potrzebują czuć na języku metaliczny smak adrenaliny związany ze świadomością, iż tylko jeden niewłaściwy gest lub nieprzemyślane słowo dzielą ich od spadnięcia w metaforyczną przepaść. Owszem, postawa ta z perspektywy zwyczajnego członka imprezy wydaje się dla Martino niezwykle kusząca, lecz w sytuacji, gdy swego czasu spoglądał na nią z pozycji starszego brata nieodmiennie stawała się zwyczajnie drażniąca. Ileż to razy okazywało się, że swoim kontrowersyjnym stylem bycia przyciągała do siebie różnej maści typów spod ciemnej gwiazdy, przed łapami których musiała ją później ratować, niejednokrotnie ryzykując przy tym własne życie... Raz nawet zdarzyło mu się być zmuszonym wezwać na pomoc kumpli, bo niepokorne dziewczę nieco za bardzo przypadło do gustu synalkowi nacrobossa.
    - No wiesz, gitara jest strasznie oklepana... - W pierwszym odruchu taksuje swoją nową znajomą obrażonym spojrzeniem - Ej, to nie fair ! - Chwilę później jednak wybucha lekkim śmiechem, orientując się jak łatwo dał się jej właśnie podejść. - Ty jednak się na tym znasz ! Nieładnie się tak drażnić. - Udaje obrazę, choć w jego spojrzeniu nadal można dojrzeć świadczące o rozbawieniu chochliki.
    Częściowo jest to spowodowane kolejnymi pytaniami szatynki, która ta wyrzuca z siebie niczym karabin maszynowy. Sprawiają one bowiem, że cofa się myślami do swojego pierwszego spotkania z Flavią. Pamięta dokładnie, że i wtedy przyniósł ze sobą kitarę. Nie wiedział jeszcze, że rzekoma impreza zorganizowana przez Liama z okazji podpisania jakiegoś superważnego kontraktu biznesowego w rzeczywistości jest jedynie sprytnym zabiegiem ze strony jego znajomych chcących przedstawić mu potencjalną kandydatkę na przyszłą żonę. Przekonał się o tym dopiero, gdy nagle wszyscy pozostali goście gdzieś się rozpierzchli, a on został na tamtym przeklętym balkonie sam na sam z nieznaną jeszcze wtedy panną. Dodajmy, niemającą zielonego pojęcia o dawnych instrumentach, za to na tyle już wstawioną, by postanowiła spróbować się do niego nieco za mocno przystawiać, każąc mu odłożyć to coś. Cóż, nie najlepszy początek znajomości, przez który unikał jej później przez prawie pół roku, uznając za kompletną ignorantkę i osóbkę zbyt wyzwoloną nawet jak na jego typowo włoskie standardy. Aż dziwnie, że po takiej gafie rzeczywiście udało im się później stworzyć szczęśliwy związek...
    - A potrafisz mi może, mi joya, wskazać jakiś instrument, którego brzmienie nie powoduje topnienie niewieścich serc ? - Pyta, odgarniając niesforny kosmyk włosów spadający jej na twarz. Hiszpańskiego wtrącenia znaczącego tyle samo co moja perełka używa z całkowitą premedytacją doskonale zdając sobie sprawę jak mocno język ten oddziałuje na pewną część kobiet.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby nie fakt, że uczestniczy obecnie w imprezie zorganizowanej przez jakiegoś ledwie znanego człowieka, z całą pewnością pomyślałby, iż ktoś znowu postanowił zastawić na niego uczuciową pułapkę. Nawet teraz doznaje lekkiego déjà vu, choć przecież jego ukochana nie żyje już od ponad dwóch tragicznie wręcz długich lat. Mimo posiadania na karku trzydziestu czterech wiosen wciąż nie potrafi zrozumieć co dokładnie sprawia, iż tak bardzo oddziałuje na kobiety nawet za bardzo się przy tym nie starając. Choć jego matka zawsze powtarzała, iż włoscy mężczyźni przyciągają ją zarówno swą charakterystyczną apenińską urodą, jak i niesamowitą wręcz spontanicznością, zdolną czasem wręcz przerodzić się niemal w zwierzęcą dzikość, nie jest do tego do końca przekonany. Jego zdaniem musi kryć się za tym coś znacznie więcej, ale nie potrafić określić czym dokładnie miałoby być owo tajemnicze coś. Błądzi więc wciąż na ślepo w nadziei, iż kiedyś zdoła uchwycić jego definicję albo przynajmniej coś na jej kształt.
    - Zastanawia mnie jednak skąd u ciebie tak dobra znajomość dawnych instrumentów... - Odkłada na moment kitarę na kolana, by móc lepiej przyjrzeć się tej niezwykle intrygującej dziewczynie. - Czyżbyś również muzykowała ? - Rzuca pierwszym rozwiązaniem, jakie tylko przychodzi mu na myśl, a w jego głosie czai się niemal dziecięca ekscytacja. Spragniony odpowiedzi nieświadomie przesuwa się jeszcze bliżej niej, niemal przekraczając sferę uznawaną powszechnie za intymną.
    Nie pamięta już bowiem kiedy ostatnio miał zaszczyt obcować z kimś, kto umiałby samodzielnie rozpoznać trzymany przez niego przedmiot. Na sto procent było to jednak bardzo dawno. Zwykle spotykał się raczej z zadziwieniem, to jeśli chodzi o ludzi dorosłych, bo u dzieciaków czy nastolatków swoim uwielbieniem do starożytnej nostalgii wywoływał raczej po prostu śmiech lub, co jeszcze chyba gorsze, współczucie.
    - Ale, jeśli jednak nadal tak naciskasz, to dobrze, niech ci już będzie, jako dzieciak grałem trochę na gitarze. - Dodaje, gmerając po kieszeniach w poszukiwaniu papierosów. Instynktownie czuje bowiem, iż jego czas na koncertowanie właśnie dobiegł końca, więc trochę nikotynowego osadu na strunach nie powinno zrobić mu zbyt dużej różnicy. - Później podczas którejś z licznych podróży morskich z ojcem odkryłem fletnię Pana, która towarzyszyła mi praktycznie aż do dwudziestki, kiedy to przerzuciłem się właśnie na kitarę. Sądzę jednak, że gdybyś kiedyś miała ochotę posłuchać czegoś innego, to oba te skarby nadal mogą leżeć gdzieś u mnie na strychu. - Udaje mu się wreszcie namacać odpowiednią paczkę, a parę sekund później także metalową zapalniczkę stylizowaną na morskiego żółwia, które następnie wydobywa na światło dzienne. - Masz ochotę ? - Proponuje jeszcze zanim sam odpala pierwszego, mając szczerą nadzieję, że skoro Lilith z własnej woli przesiaduje tak długo w zadymionym pomieszczeniu, sama również nie ma nic przeciwko paleniu w jej najbliższym towarzystwie.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  11. Zabawne, że jeszcze trzy godziny temu założyłby się o milion dolarów, iż impreza, na której miał się zjawić będzie dokładnie tak samo przewidywalna jak wiele innych wcześniej. Na początku trochę pośpiewa, później zagada z jakąś już lekko wstawioną laską, która zanudzi go niemal na śmierć swoimi rzekomo olbrzymim problemami dnia codziennego lub ewentualnie pomarudzi na byłego chłopaka, a później jeszcze na dokładkę będzie zmuszony odstawić ją do domu, bo przecież nie jest aż takim gburem, by zostawić biedaczkę całą we łzach, szczególnie że samotna nocna podróż po uliczkach Nowego Jorku mogłaby się dla niej zakończyć nie najlepiej.
    Tymczasem jednak ku swojemu niesamowitemu zaskoczeniu pierwszy raz od wielu miesięcy trafił wreszcie na dziewczynę zdolną nie tylko zaintrygować go na tyle, by zaczął zupełnie inaczej postrzegać decyzję o swoim przyjściu tutaj, ale także zmusić do myślenia. Tak jakby jakimś szóstym zmysłem wyczuwała, iż tylko nie reagując zbyt przewidywalnie na jego gesty zdolna jest zniewolić jego uwagę na tyle długo, by nie postanowił szukać sobie lepszych zajęć na resztę wieczoru. Musi przyznać, że taka półotwarta postawa nadzwyczaj mu odpowiada. Lilith nie wydaje się mu bowiem być ani tak bardzo krucha, by musiał przy niej stale uważać na język, ani też na tyle wojownicza, by w razie czego nie potrafił poradzić sobie z jej urażeniem. Tak przynajmniej w tym momencie zakłada, bo ostatecznie przecież zna ją zaledwie od pół godziny, a to zdecydowanie za mało, by móc wydawać na jej temat niepodważalne opinie. Zresztą niczego sobie po tej rozmowie nie obiecuje, prawda ? Przynajmniej niczego poza mile spędzonym wspólnie czasem, który pozostał im do końca imprezy... W ten sposób stara się jeszcze oszukać Martino jego własny mózg, podczas gdy reszta organizmu zdaje się z tym jednak nie zgadzać.
    - Może więc skusisz się kiedyś na prywatny koncert ? - Pyta, w ostatniej chwili powstrzymując się, by nie zaprosić jej do własnych czterech ścian.
    Na to jeszcze przecież przyjdzie czas. Oczywiście zakładając, że wcześniej coś się między nimi jednak nie sypnie. W końcu dopiero zaczynali testować nawzajem swoje siły, więc wciąż w każdej chwili któreś z nich mogło nieświadomie przekroczyć niepisaną granicę wytrzymałości drugiej strony.
    - A co jeśli jestem po prostu kolejnym z tych wielu chłopaków wychowanych w jednym z licznych dużych portowych miast europejskich ? - Pyta, pragnąc się z nią dla odmiany nieco podrażnić. - Jeśli za moimi fascynacjami, jak to nazwałaś, nie kryje się nic więcej oprócz zwykłego przywiązania do wielopokoleniowej tradycji ? - Tym razem nie odbiega nawet zbyt daleko od prawdy, bo przywiązanie do morskich podróży i wszystkiego, co z nim związane faktycznie odziedziczył po ojcu.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  12. Prawdę powiedziawszy od początku nie za bardzo zakładał, że Lilith nabierze się na jego rzekomy syndrom niepewnego chłopaka pochodzącego z jakiejś odległej zaściankowej portowej mieściny, który nigdy nie wyściubił z niej nosa dalej niż do najbliższego łowiska. Ostatecznie należąca do jednych z największych europejskich portów włoska Genua cechowała się niezwykle wysoką polikulturowością, więc nawet ci z jej mieszkańców, którzy faktycznie przeżyli w niej zdecydowaną większość swojego życia brzmieli i zachowywali się zwykle zupełnie inaczej od tamtych nieszczęśników. A on w dodatku jako jedyny chłopak w rodzinie od najwcześniejszych chwil towarzyszył ojcu nie tylko w połowach, ale także dalekomorskich wyprawach, podczas których ich łódź zapakowana była od rufy aż po dziób najróżniejszymi towarami.
    Rację musi przyznać jej jeszcze w jednej ważniej kwestii - z instrumentami, którymi obecnie potrafi się posługiwać wiąże się wiele wspomnień. Inna sprawa, że nie czuje się jeszcze gotowy, by jej je przedstawić. Nic zresztą chyba dziwnego, skoro nawet Flavia dopiero po pół roku związku zdołała wynaleźć dostatecznie mocne argumenty, by w końcu raczył jej się przyznać, że gitarę podarował mu w tajemnicy wujek od strony matki, chcący w ten sposób zemścić się na szwagrze za jakiś głupi kawał, fletnię znalazł wyrzuconą przez fale podczas jednej z wypraw z siostrą, a kitarę zwyczajnie wygrał w karty, za co zresztą nieźle mu się potem oberwało od nieznoszących hazardu rodziców.
    - Może i bym oferował, ale jak do tej pory widziały ją tylko Greczynki, a w ich przypadku rozwiązanie tej zagadki jest zdecydowanie za proste. - Stwierdza po krótkiej chwili zastanowienia, podczas której, pragnąc ukryć zażenowanie spowodowane odpowiedzią Lilith, zaciąga się głęboko papierosowym dymem. Może nawet nieco zbyt głęboko, skoro ten aż wywołuje u niego kaszel. Cholera, jest naprawdę niezła, skoro już po raz drugi dał jej się zagonić w kozi róg. Wygląda na to, że będzie musiał lepiej myśleć nad tym, co mówi.
    Na całe szczęście kolejne uwagi dziewczyny nie wydają się już mu aż tak trudne do przełknięcia. Owszem, niektóre z nich sięgają trochę bliżej jego serca, które wciąż płacze rzewnymi łzami po przedwczesnej stracie ukochanej, lecz nie są czymś, z czym nie potrafiłby sobie poradzić. Ba, sugestia jakoby swą wielką miłość do muzyki odziedziczył po Camillio, sprawia że z nadmiaru rozbawienia omal nie spada na podłogę.
    - Wybacz, ale... - Czując na sobie zadziwione spojrzenia pozostałych członków imprezy, stara się opanować, co jednak nie przychodzi mu zbyt łatwo. - Doprawdy, dalej od środka tarczy już trafić nie mogłaś. - Z ogromnym trudem chwyta powietrze i poprawia się na pufie. - Mój ojciec to czystej krwi marynarz jakby żywcem wyciągnięty z legend o wilkach morskich. On i coś tak mało męskiego jak gra na instrumentach... - Pokręcił głową, wciąż zwijając się ze śmiechu.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  13. Skłamałby, gdyby usiłował twierdzić iż lekko wyzywający styl ubioru siedzącej przed nim dziewczyny w ogóle go nie intryguje. Ostatecznie jest tylko facetem, siłą więc rzeczy pozwala sobie od czasu do czasu na krótkie zerknięcie w stronę jej biustu widocznego spod prawie przezroczystej bluzeczki karmiąc się cichą nadzieją, że ten mimowolny gest nie zbije jej z tropu. W końcu płochliwe dziewczynki pochodzące z tzw. dobrych domów nigdy nie ubierają się w ten sposób, gdy doskonale wiedzą, że będą zmuszone przebywać później w dużym gronie ludzi. Nawet niezwykle krnąbrna Gal, która swoim zachowaniem zawsze tak bardzo odstawała od sztywnych norm panujących wśród starych żeglarzy nie odważyłaby się wyjść z domu w tak skąpym odzieniu. Jej największy grzech w tym zakresie stanowiło wymykanie się przez okno w jaskrawej spódniczce mini, na która dla niepoznaki narzucała zawsze pastelową spódnicę, której ostatnie fałdy niemal ciągnęły się po ziemi w połączeniu z koronkową różową bluzeczką skrytą pod nakładaną przez głowę bluzą. To gdzie się wówczas malowała, a następnie zmywała makijaż pozostawało natomiast jej słodką tajemnicą aż do momentu, gdy jej brat przypadkiem nie przyłapał ją na tej czynności podczas powrotu z wieczoru kawalerskiego zorganizowanego przez jednego ze swoich ówczesnych znajomych.
    - A skoro już o zagadkach mowa... - Podążając podświadomie wzrokiem za ruchem dłoni dziewczyny, trafia spojrzeniem na znaczący jej ramię symbol. - Stawiam jeden do dziesięciu, że i twoje tatuaże mają jakieś głębsze znacznie. Nie sądzisz, że miło by było, gdybyś w drodze rewanżu zdradziła mi znaczenie przynajmniej części z nich ? Przecież mało która osoba robi sobie dziary dla samej zabawy.. - Zauważa, chcąc tym samym zyskać dodatkową chwilę, by lepiej przemyśleć jej uwagę o rzekomym ogonie odziedziczonym po ojcu.
    Instynktownie wyczuwa bowiem, że niosła ona ze sobą z pewnością jakieś drugie, znacznie bardziej prowokujące, wręcz intymne dno. Czyżby i ona zapragnęła nagle zaszyć się z nim gdzieś sam na sam, by móc już bez najmniejszego skrępowania, ulżyć swoim pierwotnym instynktom ? A może po prostu znowu się z nim tylko drażni, widząc jak blisko jest mu obecnie do zaproponowania jej wspólnego opuszczenia tego, z sekundy na sekundę coraz bardziej dusznego od emocji, pomieszczenia ? Nie dowie się tego nigdy, jeśli trochę nie zaryzykuje.
    - Nie dzisiaj, a może tylko nie w tej chwili ? - Niemal mruczy, przesuwając się na tyle blisko do szatynki, że niemal może już wyczuć jej ciepły oddech na swoim policzku.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  14. Wychowany w środowisku starych żeglarskich podań i legend nie zadał tego pytania bez powodu. Nawet jeżeli początkowo zamierzał tylko kupić sobie trochę więcej czasu na zastanowienie się nad poprzednimi słowami Lilith, nie zdziwił się, gdy ta przyznała, iż jej tatuaże faktycznie kryją drugie, znacznie bardziej osobiste, dno. W dawno minionych już czasach dzieciństwa nasłuchał się tak wiele morskich opowieści związanych z symboliką dziar, by móc pokusić się o stwierdzenie, że w kwestii symboliki tych marynistycznych stał się niemal ekspertem. Pozostałe wciąż są jednak w stanie go czasem zaintrygować nawet, gdy ich właściciele nie rozprawiają o nich aż z takim błyskiem w oku jak wydaje się to robić ona.
    Jest tylko mały problem - naprzeciw wrodzonej ciekawości Martino staje wreszcie jego męski umysł, który w momencie gdy dziewczyna lekko dla niego niespodziewanie zaczyna obciągać materiał spodni, przestaje niemal całkowicie skupiać się na wypływających z jej ust wyjaśnieniach. Coraz trudniej jest mu zapanować nad gorejącą rządzą, a jedynym co powstrzymuje go w ty momencie, by nie spróbować się do niej zwyczajnie dobrać jest tragiczna świadomość, iż niestety nie są sami.
    - Chyba powinniśmy przenieść się w jakieś bardziej ustronne miejsce. - Proponuje niemal szeptem, podczas gdy w ciemnych tęczówkach można wyczytać niemą prośbę. - Mój dom jest jakieś pół godziny drogi stąd, więc zapraszam. - Nie umiejąc już dłużej walczyć ze swoimi pierwotnymi instynktami, sięga do nieznacznie opadającego ramiączka bluzki szatynki, ni to z zamiarem jego poprawienia, ni to chęci poczucia ciepła jej skóry pod swoimi palcami.


    Szalejący Martino

    OdpowiedzUsuń
  15. Cichy śmiech Lilith spowodowany przez jego propozycję ulotnienia się i przeniesienia ich prywatnej zabawy do jego prywatnego królestwa z całą pewnością nie jest czymś, czego mógł się spodziewać. Przez krótką chwilę wlepia więc w nią tylko nierozumiejące spojrzenie, zastanawiając się, czy aby pozwalając ponieść się emocjom jakie w nim wywołuje, nie zatracił czasem umiejętności składania logicznych zdań w języku, który nie jest przecież jego ojczystym. Kiedy jednak z ust dziewczyny pada następne pytanie, jego obawy rozwiewają się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Owszem, niezbyt podoba mu się, że traktuje go teraz niczym dziecko, które samo nie do końca zdaje sobie sprawę z przyszłych konsekwencji swoich poczynań, ale obawia się, że jeśli zwróci jej uwagę, iż nie jest już nierozgarniętym małym chłopcem mającym przeżyć swój pierwszy raz, zrobi z siebie kompletnego idiotę. Ogranicza się więc tylko do lekkiego prychnięcia. Aż tak wielkiej satysfakcji nie zamierza dać jej nawet będąc w takim stanie jak obecnie. Wie jednak, że od dawna jest już na straconej pozycji, toteż przez kilka następnych minut podąża tylko wyczekującym spojrzeniem za wszystkimi ruchami szatynki. Gdy ta natomiast wreszcie chwyta za torebkę i zaczyna zbliżać się do drzwi wyjściowych, niemal momentalnie pakuje również swoją kitarę z powrotem do futerału, po czym bez zastanowienia rusza za nią.
    - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko psom. - Uprzedza jeszcze, gdy docierają pod odpowiedni adres, bo jakoś zapomniał zrobić tego wcześniej. - Jeśli jednak się boisz, możesz poczekać chwilę w ogrodzie, a ja je zamknę. - Dorzuca, otwierając przed nią spowitą gdzieniegdzie przez bluszcz bramkę. - Od biedy zostaje nam jeszcze altanka. - Stwierdza w końcu, sam chyba nie do końca przekonany co do tego, czy uprawianie seksu w pomieszczeniu, w którym nie dość, że mógł się zagnieździć pochodzący z sąsiedztwa kot, to jeszcze w którym musiałby najpierw trochę nagrzać, stanowi tak dobry pomysł.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  16. Iskierki radości, które rozbłyskują w oczach Lilith na wieść o czekających na nich w środku psiakach, wywołują u niego lekki śmiech. Przez niezwykle krótki, właściwie ledwie uchwytny moment, nieco przypomina mu małą dziewczynkę nieznającą jeszcze problemów dorosłego świata, a więc wciąż potrafiącą cieszyć się z niezwykle małych rzeczy, na których zauważenie niestety później z reguły nie ma się już zwyczajnie czasu.
    - Skoro tak twierdzisz, zapraszam serdecznie do królestwa kłaków i porozrzucanych po kątach gumowych zabawek. - Rzuca, przekręcając klucz w zamku i usuwając się trochę na bok, by zgodnie z zasadami dobrego wychowania przepuścić dziewczynę przodem. Następnie wchodzi za nią i jeszcze zanim trafia palcami na włącznik światła, słyszy charakterystyczny dźwięk uginających się drewnianych schodów. - Bardzo możliwe, że za chwilę będziesz też miała okazję stanąć oko w oko z polarnym miśkiem. - Żartuje, odwołując się do jej uwagi dotyczącej altanki.
    Na całe szczęście nie musi dodawać żadnego tłumaczenia, bo chwilę później koło nich zjawia się jego wierny retriever dzierżący dumnie wspomnianego pluszaka w pysku. Tuż zanim drepcze zdecydowanie mniej pewna siebie Flo. Ta jednak swoim zwyczajem zatrzymuje się niczym wmurowana tuż przy balustradzie, skąd tylko obserwuje nieufnie nieznaną sobie damę.
    - Musisz dać jej trochę czasu. - Wyjaśnia, podchodząc do swojej puchatej księżniczki, by czochraniem futra na karku dodać jej trochę otuchy. - Odkąd jej właścicielka, a moja narzeczona odeszła z tego świata, stała się niezwykle nieufna w stosunku do obcych. - Dodaje wyraźnie przy tym smutniejąc.

    Martino

    OdpowiedzUsuń
  17. Jakiś czas temu z niejakim zaskoczeniem zauważył, że wspominanie o okolicznościach, w których stracił ukochaną szło mu znacznie łatwiej w obecności mniej znanych osób niż w przerażająco wręcz bezosobowym gabinecie psychologicznym. Nie oznacza to rzecz jasna, iż zdołał już wyzbyć się całego bólu związanego z jej śmiercią. Na to wciąż jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Z całą pewnością jednak ma go już w sobie zdecydowanie mniej niż na samym początku. Mimo to, gdy Lilith porusza te struny jego duszy, które wiążą się z tamtym wypadkiem, podświadomie trąca czubkami palców prawej ręki agatową bransoletkę podarowaną mu niegdyś przez Flavię tak jakby w ten sposób chciał choć przez krótki moment znaleźć się trochę bliżej niej.
    - Cóż, dwa lata temu mieliśmy wypadek samochodowy. – Wyjaśnia powoli, wciąż bawiąc się zielonymi kamykami. – Ja zapadłem na miesiąc w śpiączkę, ona nie przeżyła. – Dodaje, nie chcąc za bardzo wdawać się w szczegóły. Może jeszcze kiedyś przyjdzie na to pora, ale nie w tej chwili. Zresztą nie po to tu ją przyprowadził.
    Pragnąc definitywnie zakończyć ten niezwykle nieprzyjemny dla siebie temat, kieruje się do kuchni, gdzie natychmiast włącza ekspres do kawy. Teraz potrzebuje bowiem przynajmniej paru minut, by przegonić ze swojej głowy ciemne myśli, a gorący napar powinien mu w tym trochę pomóc. Szczególnie doprawiony odpowiednią mieszanką ziół, czekolady, imbiru i niewielką szczyptą likieru cynamonowego, za którego użycie jego świętej pamięci narzeczona zabroniłaby mu wejścia do kuchni przynajmniej do następnego dnia, uznając to za bezczeszczenie tego aromatycznego napoju.
    - Mam nadzieję, że nie masz cukrzycy. – Żartuje, stawiając przed dziewczyną parujący kubek. Spojrzenie ma jednak poważne, bo jeśli czegoś nauczył się podczas wykonywania swoich służbowych obowiązków to właśnie tego, że licho nigdy nie śpi, więc trzeba być zawsze przygotowanym na wszystko.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  18. W pewnym sensie serdecznie dziękuje swym duchom opiekuńczym za postawienie przed nim tego wieczoru dziewczyny, która nie ma w zwyczaju próbować pocieszać ludzi na siłę. Ma bowiem serdecznie dość tych wszystkich niby to współczujących słówek, których tak wiele nasłuchał się od czasu wybudzenia ze śpiączki, a które jego zdaniem zdecydowanie więcej psuły niż naprawiały. Owszem, zdaje sobie doskonale sprawę z faktu, że ludzie, którzy wówczas mu towarzyszyli, chcieli go po prostu nieco pocieszyć, ale na niego te wyświechtanie sztuczki zdawały się nie działać tak jak to sobie założyli. On musiał przepracować całą tą nieprzyjemną historię od A do Z samodzielnie. Gdyby ktoś teraz natomiast kazał mu określić, przy której literze się znajduje, stwierdziłby, że gdzieś w okolicy środka alfabetu. Wciąż ma wiele do przemyślenia, ale duża część drogi jest już na całe szczęście za nim. Potrafi już na przykład nawet lekko się uśmiechnąć, gdy ktoś tak jak Lilith wywołuje w nim wspomnienia związane z tymi momentami z przeszłości, które spędzał razem z Flavią w kuchni.
    - A wiesz, że możesz mieć w tym trochę racji ? – Stwierdza z dziwną mieszaniną smutku i rozbawienia. – Z tym, że moja ukochana zawsze powtarzała, że alkohol pasuje do kawy mniej więcej tak samo jak kwiatek do kożucha. Zazwyczaj, gdy o tym zapominałem, dostawałem od niej lanie mokrą szmatką do naczyń i absolutny zakaz zbliżania się do kuchni przynajmniej do końca dnia. – Śmieje się cicho. – A najlepsze jest to, że i tak zawsze ją później wypijała. – Dodaje, sięgając wreszcie do swojego kubka. Ma jednak pecha, gdyż nagle na jego kolanach zjawia się donośnie miauczący Mustafa. Oczywiście jak zwykle nie wiadomo skąd, a co gorsza przy okazji wytrąca mężczyźnie napar z ręki, sprawiając że ten rozlewa się w jednej czwartej na jego koszulkę. – Ty mała paskudo ! – Pod wpływem gorąca Martino podrywa się na równe nogi, zrzucając przy tym kota, który jednak tylko w sobie wiadomy sposób nim jeszcze dotknie łapami ziemi, ląduje zgrabnie na blacie stołu i tylko popatruje bezczelnie na Włocha. – Naprawdę wspaniały żart, ty przeklęty diavolo ! – Hutten odruchowo chwyta za wiszące nad zlewem papierowe ręczniki, by się choć trochę otrzeć.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  19. Choć za nic nie przyznałby tego na głos, jest nawet trochę wdzięczny Mustafie za doskonałe poczucie czasu, które kazało mu oznajmić swoją do tej pory doskonale skrywaną obecność akurat w momencie, gdy Lilith zażartowała, iż to właśnie Flavia była tą osobą, która niegdyś niewątpliwie dzierżyła pałeczkę zdrowego rozsądku na terytorium kuchennym, nie pozwalając mu na pewne eksperymenty. Obawia się bowiem, że po raz już drugi tego wieczoru musiałby w przeciwnym wypadku maskować swój lekki foch nieznacznym prychnięciem lub podobnym tego typu zachowaniem. Ostatecznie nie mógłby się jej przecież przyznać, że pozwalał rządzić swojej narzeczonej także w wielu innych kwestiach tylko dlatego, że sam nigdy nie miał za bardzo głowy do zapanowania nad panującym wokół artystycznym chaosem. Zresztą w tej kwestii do dziś za wiele się nie zmieniło, co można było dość łatwo dostrzec niemal od progu w z pozoru kompletnie niepasujących do siebie elementów wystroju, którymi zwykł się otaczać. Jedyny wyjątek na tym tle stanowi położony na piętrze pokój, w którym podczas swoich wizyt nocuje jego młodsza siostra, ale szatynka nie może jeszcze o tym wiedzieć.
    - Gdyby tak ten książę był jeszcze naprawdę mój... – Wzdycha ciężko, wyrzucając w końcu doszczętnie przemoczone ręczniki do kosza na śmieci i jeszcze raz mierząc nieszczęsnego zwierzaka piorunującym spojrzeniem. – Ale nie, przychodzi sobie taki z osiedlowego tournée kiedy mu się żywnie podoba, włamuje ci się bezkarnie do domu, a potem jeszcze bezczelnie żąda żarcia. – Podnosi z podłogi dwie z sześciu stojących tam misek, do których następnie nakłada nieco puszkowanego tuńczyka i nalewa mleka. – A spróbuj mu nie dać, to ograbi nawet psy. – Niby to narzeka, odstawiając z powrotem naczynia, ale w tonie jego głosu można wyczuć rozbawienie. – A teraz wybacz, pójdę się przebrać. – Oznajmia, po czym znika w głębi domostwa poprzedzany przez Flo, która najwidoczniej nadal nie zaufała nieznajomej na tyle, by zostać z nią sam na sam.
    Wraca po kilkunastu minutach ubrany w gryzący w oczy pomarańczowy sweter, na którym oprócz psich kłaków widnieje również zdjęcie pirackiego statku. Nie pamięta już co prawda jakim cudem znalazł się on w jego szafie, ale nie ma to teraz dla niego znaczenia. Najważniejsze, że wreszcie jest mu po prostu ciepło.
    - Przy okazji napaliłem trochę w kominku w sypialni i odnalazłem fletnię na wypadek gdybyś potem faktycznie miała jeszcze chęci na mały koncert. – Informuje, łagodnie przeczesując włosy kobiety, by następnie przejść ponownie do lekkiego masowania jej nagiej skóry.
    Zdążył już bowiem ponownie nabrać na nią ochoty i ma szczerą nadzieję, że ona i tym razem wychwyci ukryty podtekst jego ostatniej wypowiedzi. Po cichu liczy też na to, że słodki aromat miodowej świeczki, którą ustawił na stoliku w odpowiednim pomieszczeniu zdoła przebić charakterystyczny zapach mety, którą wypalił jeszcze w międzyczasie, by szybciej przywrócić się do poprzedniego stanu. W końcu nie chce wyjść przy niej na narkomana, tym bardziej że w rzeczywistości jest mu do niego wciąż niezwykle daleko.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  20. [Z chęcią bym wmieszała w coś moich chłopców, szczególnie, że masz interesującą postać, ale z przykrością muszę do głosu doprowadzić swój rozsądek. Mam chwilowo zbyt dużo gier i za mało weny, żeby móc zdecydować się na kolejne. Z paroma swoimi postaciami musiałam się wręcz pożegnać, m. in. z Jaimiem, bo właśnie przeżywam kryzys artystyczny i Jaimie również był jego ofiarą (problem z immersją i grą). Dlatego grzecznie muszę odmówić, ale życzę owocnych wątków z innymi ♥]

    OdpowiedzUsuń
  21. Grzebiąc między porzuconymi na strychu rzeczami, nie spodziewał się że kolejne wspomnienie przez niego o fletni wywoła u jego dzisiejszej towarzyszki chęć na kolejną zabawę. W dodatku dokładnie taką samą w jaką czasem grał z siostrą, gdy akurat pozostawali na chwilę sami w domu doskonale zdając sobie sprawę, że gdyby zostali nakryci przez matkę na waleniu w kuchenne gary, mogliby już z pewnością zapomnieć o podobnych ekscesach. Dorastający Martino zostałby już na zawsze włączony w tzw. typowo męskie sprawy w porcie i na morzu, zaś Gal w takich momentach trafiałaby od tej pory po prostu pod czujne oko sąsiadów.
    - Nie wydaje ci się, że jesteśmy już trochę za dorośli na tego typu szaleństwa ? – Choć stara się brzmieć poważnie w jego oczach znów można dostrzec charakterystyczne iskierki świadczące o niewątpliwym rozbawieniu. – Nie mamy już przecież po szesnaście lat, a w takim wieku była właśnie moja mała siostrzyczka, gdy bawiłem się z nią w to ostatni raz. – Nie potrafiąc już dłużej udawać, wybucha lekkim śmiechem, za którym czai się pewna nostalgia. – Swoją drogą ciekawe, czy teraz męczy w ten sposób kogoś innego... – Zastanawia się, prowadząc Lilith do salonu. – Chyba że znowu wpakowała się w jakieś kłopoty... – Pozwala sobie jeszcze na parę sekund melancholii, po czym wraca do otaczającej go rzeczywistości. – No mniejsza, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że umiesz też czytać nuty ? – Pyta ze szczerą ciekawością, która jednak po zaledwie paru sekundach przemienia się w usilną próbę odciągnięcia uwagi dziewczyny od leżącej za lampką nocną lufki. Kurwa, a dałby sobie rękę uciąć, że przecież wcześniej schował ją do szuflady, więc jakim pieprzonym cudem się tam znalazła ? Przecież niemożliwe, by był aż tak bardzo podniecony, by zapomnieć o dokładnym sprzątnięciu dowodów na swój mały grzeszek...


    Grzecznie prosimy nie bić

    OdpowiedzUsuń
  22. Najwidoczniej nie jest zbyt dobrym aktorem, skoro zaledwie kilkanaście sekund po tym, gdy jego myśli nieświadomie wędrują w kierunku nieszczęsnej lufki, wzrok Lilith zaczyna również skanować najbliższe otoczenie. Już w tej chwili wie, że jego mały, acz niezwykle drażniący sekret zaraz się wyda, a wszelka magia dzisiejszego wieczoru najprawdopodobniej zniknie niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Doskonale przecież pamięta, iż za każdym razem, gdy jego świętej pamięci narzeczona nakrywała go na ćpaniu, wychodziła obrażona z pokoju i nie odzywała się do niego przez następny tydzień. Kiedy więc teraz spojrzenie dziewczyny spoczywa wreszcie na fajce, jego mięśnie automatycznie się spinają, zaś umysł automatycznie zaczyna rozmyślać nad jakąś wymówką. Ostatnią reakcją jakiej się po niej spodziewa jest bowiem zwyczajne zaakceptowanie jego wcześniejszego stanu emocjonalnego związanego ze wspomnieniami dotyczącymi wypadku, w którym stracił ukochaną, który pchnął go do sięgnięcia po narkotyki. Jeszcze większe zdziwienie powoduje u niego z całą pewnością widoczna chęć szatynki na kontynuowanie ich małej gry objawiająca się poprzez wyraźnie wyczuwalną miękkość głosu oraz subtelne, pełne erotyzmu gesty, które coraz mocniej doprowadzają go niemal do szału.
    - Reagujesz zupełnie przeciwnie niż Flavia. – Zauważa, muskając lekko czubkami palców jej nagą skórę na brzuchu. Powoli schodzi coraz niżej, sprawdzając jak daleko da mu się posunąć aż w końcu dochodzi do granicy spodni niby to przypadkiem zahaczając o ich rozporek. Niby, bo w jego ciemnych tęczówkach dokładnie widać miłosny żar.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  23. W pierwszym, jeszcze w pełni emocjonalnym odruchu krwawiącego serca słysząc, że oto przyszedł wreszcie czas na otrząśnięcie się z grubego pyłu sztywnych ram narzucanych mu dawniej przez narzeczoną, ma ochotę zaprotestować, twierdząc że akurat w aspekcie zażywania przez niego narkotyków mogła mieć trochę racji. W miarę jednak jak Lilith powoli, z typowo kobiecą lekkością przesuwa palcami po jego torsie, sprawiając że coraz wyraźniej czuje na swoim ciele swego rodzaju elektryczne napięcie, coraz mocniej zatraca się w stwierdzeniu, że jakiekolwiek próby unoszenia się honorem w obecnej sytuacji byłyby po prostu niedorzeczne. Umysł Martino jest bowiem już całkowicie omotany tkanymi przez szatynkę niewidocznymi nićmi, sprawiającymi że jedynym co potrafi teraz zrobić, jest grzeczne pozwolenie jej na prowadzenie się za rączkę. Przynajmniej do czasu, bo gdzieś tam w głębi i tak doskonale wie, że w końcu tak typowy dla wszystkich mężczyzn tej ziemi instynkt drapieżnika zerwie się ze smyczy, a on sam przestanie się w ogóle kontrolować. Nawet w tej chwili jest tego naprawdę bliski. Wciąż jednak jakaś jego część odpowiedzialna najprawdopodobniej za najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa nie pozwala mu na pełne przejęcie inicjatywy. Nie może przecież powtarzać błędów swojego ojca, który po powrocie z trwającej wiele dni morskiej wyprawy, wielokrotnie posuwał się nawet do bezczelnego oderwania matki od aktualnie wykonywanych czynności i rzucenia jej na najbliższy mebel, by jak najszybciej ulżyć swym podstawowym żądzom. W tamtych momentach nie obchodziło go w ogóle, czy w najbliższej okolicy kręcą się jego dzieci. Wyznawał bowiem starą zasadę głoszącą, iż to on jest w swoim domu niepodzielnym panem i władcą, a reszta ma go zawsze słuchać, zaś bachory, zwłaszcza dziewczynki, nie wtrącać się w sprawy dorosłych.
    Kiedy jednak w końcu wyraźnie wyczuwa, iż jego dzisiejsza towarzyszka nie ma nic przeciwko temu, by przeszli do kolejnej fazy tego pełnego erotyzmu tańca, podnosi się powoli z kanapy, na którą wcześniej go popchnęła i zamiast odpowiedzieć jej za pomocą słów, przez krótką chwilę tylko bawi się jej włosami, następnie całuje skórę na karku, by wyraźnie poczuć jej zapach, po czym sięga do ramiączek bluzki, pragnąc jak najszybciej pozbyć się tej jedynej bariery, która dzieli go teraz od jej jędrnych piersi. Dyndała mu nimi przed oczami wystarczająco długo, więc chyba nie powinna też uznać za dziwne, iż ma ochotę poczuć je w końcu pod swoimi palcami. Albo też bezpośrednio pod sobą, bo i tak nie potrafi już prawie myśleć o niczym innym niż o odebraniu nagrody za swoją wytrwałość.
    - Jesteś pierwszą dziewczyną, na którą mam prawdziwą ochotę, która nie bała się przekuwania piersi. – Oświadcza nagle, zastanawiając się, czy aby kolczyki osadzone w tak niecodziennym miejscu nie będą im później w czymś przeszkadzać. – Powiedz mi, nie bolą cię ? – Pyta obrysowując ich kształt swoimi opuszkami, niepewny czy zanim dojdzie między nimi do fizycznego kontaktu nie powinien ich czasem usunąć, by nie wyrządzić jej przypadkiem jakiejś krzywdy.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  24. Zaskakująca odpowiedź Lilith z jednej strony sprawia, iż oddycha z lekką ulgą, lecz z drugiej gdzieś tam w głębi podświadomości słyszy niezwykle drażniący podejrzliwy głosik doświadczonego ratownika morskiego szepczący, że mimo wszystko powinien uważać, by przypadkiem nie dać się złapać w pułapkę masochistki. Problem a może szczęście, zależy od interpretacji, w tym że narastające z sekundy na sekundę podniecenie wzmocnione dodatkowo przez wpływ zażytych wcześniej prochów, skutecznie spycha go na plan bardziej niż dalszy. W tej konkretnej sekundzie chce przede wszystkim dać porwać się palącemu uczuciu zmysłowości, a odpowiedzialnym być wyłącznie na tyle na ile jest to naprawdę niezbędne.
    - Postaram się. – Zapewnia niemal automatycznie, po czym odwzajemnia jej pocałunek, pozwalając by czubek jego języka przez kilkanaście sekund stykał się z jej. Jasne, miałby ochotę nieco ten kontakt przedłużyć, ale nie jest pewien czy nie musiałby jej później reanimować. A w takie akcje z całą pewnością nie zamierza się tego wieczoru bawić. Wystarczy, że ma dość dużą szansę, by od samego ranka ślęczeć z bolącym łbem nad automatyczną sekretarką i wysłuchiwać jęków kumpli z jednostki jaki to jest niby skrajnie egoistyczny, skoro wiedząc doskonale, iż w nocy zapowiadali silne wiatry, bezczelnie wyłączył komórkę. Nie jest to jednak coś, czym zamierzałby sobie teraz zawracać głowę. Najwyżej będą zmuszeni wziąć do akcji jakichś dopiero przyuczających się szczyli. To już nie jego problem.
    - Ale gdyby coś jednak było nie tak, daj mi znać. – Dodaje na wszelki wypadek, choć jeszcze nigdy aż na tyle nie zdarzyło mu się zapomnieć.
    Przez parę następnych sekund bawi się kolczykami szatynki, po czym jakby nagle znudzony przesuwa swe dłonie w kierunku jej brzucha, gdzie zabawiają one tylko przez krótką chwilę, by następnie zacząć sprawnie rozplątywać materiałowe sznurki strzegące dolnych partii jej ciała, czyli jakby na to nie spojrzeć tego, co pozwoli mu w końcu na uzyskanie pełnego spełnienia. Zakładając oczywiście, że wciąż nie będzie musiał grać w tego rozbieranego pokera sam ze sobą.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  25. Wspominając o ewentualnym przystopowaniu jego ruchów nie spodziewał się, że Lilith swoimi słowami znowu sprawi, iż jego umysł nieświadomie przeniesie się na krótką chwilę do czasów dzieciństwa. Przez parę sekund usiłował sobie nawet przypomnieć kiedy ostatnio dokładnie łowił okonie, ale w końcu musiał się poddać. Najwidoczniej było to zdecydowanie za dawno. Zresztą nic dziwnego, skoro jego ojciec nie poświęcał zwykle uwagi tak lichym i pospolitym rybom.
    Pomijając już fakt, że i sam Martino ma obecnie o wiele przyjemniejsze zajęcie niż z góry skazana na porażkę walka z pamięcią. Podobnie jak ona chce po prostu jak najlepiej wykorzystać te krótkie momenty rozkoszy, podczas których może całkowicie się zrelaksować i zatracić w zmysłowej przyjemności spowodowanej zarówno niczym nieskrępowaną możliwością odkrywania każdego elementu jej ciała z osobna, jak i przyjmowania jej subtelnego dotyku.
    - I oby tak pozostało... – Mruczy w odpowiedzi, instynktownie napinając mięśnie za każdym razem, gdy palce dziewczyny natrafiają przypadkiem na pokrywające jego tors liczne blizny, których dorobił się podczas pracy na morzu.
    Za każdą z nich kryje się osobna historia, przypominająca jak wiele razy tylko prawdziwy cud sprawił, że nie stał się kolejną ofiarą dzikiego żywiołu. Przypominają także jak cenne i kruche jest ludzkie życie, powstrzymując od niektórych głupich decyzji znacznie lepiej niż kiedykolwiek zrobiłby to nawet najlepszy kurs zasad bezpieczeństwa. Podczas cieplejszych dni zdarza się również, że służą mu za swego rodzaju tarczę ochronną szczególnie w trakcie przechadzek po Nowym Jorku. Niedługo po przeprowadzce do USA zauważył bowiem z niejakim zaskoczeniem, iż niektórzy obcy mu ludzie widząc znamiona, którymi gdzieniegdzie poorana jest jego klatka piersiowa wolą trzymać się nieco dalej, szczególnie gdy z jego ust wypadnie przypadkiem jakieś mało kulturalne słowo wypowiedziane w rodzimym języku. Dopiero Flavia ujrzawszy po raz pierwszy nago swojego ukochanego wyjaśniła mu, że najwidoczniej muszą brać go za członka włoskiej mafii. Wtedy ją wyśmiał, myśląc że się z niego nabija, ale usłyszawszy podobną teorię jeszcze parę razy, doszedł do wniosku, iż coś pewnie w tej dziwacznej hipotezie musi być. Nadal jednak nie zmieniało to faktu, iż trudno było mu uwierzyć, że ktokolwiek może kojarzyć go z przemytnikiem narkotyków wyłącznie na podstawie pochodzenia.
    - Zapomniałaś chyba, że masz przed sobą kogoś, kto na węzłach zjadł zęby już za dzieciaka. – Śmieje się, pozwalając jednak, by palce szatynki przejęły na chwilę kontrolę nad jego własnymi.
    Ostatnim czego przecież obecnie chce jest przypadkowe jej spłoszenie swoją zbytnią gwałtownością. Czekał na odbiór upragnionej nagrody bardzo długo, więc dodatkowych kilka sekund nie powinno go już raczej zbawić. Kierując się tą zasadą, przez parę minut masuje leniwie jędrną skórę na nogach kobiety, by dopiero później łagodnie pozbyć się jej prawie przezroczystych majtek. Oczywiście za pełnym jej przyzwoleniem, bo wie dokładnie że gdy tylko to zrobi, nie będzie już odwrotu. Wyjący niemal przez cały wieczór demon żądzy zerwie się z łańcucha, a jego penis zacznie z automatu drążyć jej drogi rodne. I gdy dochodzi wreszcie do tego momentu, nie próbuje go już nawet w ogóle powstrzymywać. Po prostu najpierw powolutku, a potem coraz gwałtowniej zatraca się w przyjemnym uczuciu spełnienia.


    Włoski kochanek

    OdpowiedzUsuń
  26. Kiedy dowiedział się o śmierci Flavii od razu założył, iż nie pozwoli już sobie nigdy na tak bliski kontakt fizyczny z jakąkolwiek kobietą, o prawdziwej miłości nie wspominając. Nie chcąc ponownie przeżywać bólu związanego ze stratą bliskiej osoby, zamknął się szczelnie w ich dawnym mieszkaniu, wychodząc z niego wyłącznie po najpotrzebniejsze sprawunki aż do momentu, w którym to jego młodsza siostrzyczka po miesiącu nagle nie zagroziła mu stanowczo, iż jeśli nadal będzie się tak użalał nad przeszłością, ona sama zwali się mu na głowę razem ze swoim aktualnym chłopakiem i wspólnie zapewnią mu taki chaos, że wyniesie się z apartamentu niczym lis goniony przez chordę chartów. Skubana, doskonale zdawała sobie sprawę jak kiepską opinię o Dario ma jej brat. Choć ciężko mu było się do tego przyznać nawet obecnie, najprawdopodobniej gdyby nie jej drażniące podejście do jego ówczesnego stanu psychicznego, mogłoby dojść do prawdziwej katastrofy, gdyż zdarzało mu się jeszcze wtedy rozmyślać nad popełnieniem samobójstwa i dołączeniem do nieżyjącej narzeczonej, o której przedwczesne zejście z tego świata czasem oskarżał się nawet teraz. Gdyby udało mu się ten plan zrealizować, nie tylko nie przeprowadziłby się ostatecznie do Nowego Jorku, ale także nie mógłby stwierdzić, iż dalsze trwanie w celibacie nie przyniesie mu nic oprócz zupełnie bezsensownego bólu. Choć od czasu dojścia do tego oczywistego wniosku zdążył już przelecieć wiele panien (głównie tak jak dzisiaj po alkoholu) wciąż jednak podświadomie poszukiwał wśród nich tej, która potrafiłaby pozszywać jego cierpiące serce. Owszem, przypadkowy seks z dopiero co poznanymi przedstawicielkami płci pięknej dawał mu spełnienie, którego ku niezrozumieniu części kolegów jakoś nigdy nie potrafił odnaleźć w ramionach choćby najpiękniejszej prostytutki (mimo że za całą herbatę Chin nie przyznałby się do tego na głos, za młodu zdarzało mu się uczestniczyć w wieczorach kawalerskich organizowanych w burdelu), lecz nadal czuł, że do osiągnięcia pełni szczęścia potrzebuje czegoś znacznie trwalszego. Długofalowego, pełnego żaru związku z przygodami, który być może pozwoli mu także na zrealizowanie się w roli ojca.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  27. Po łóżkowych relacjach z dopiero co poznanymi kobietami od dawna już nie spodziewa się za wiele. Mając ponad trzydzieści lat na karku zdaje sobie doskonale sprawę z faktu, że tego typu znajomości naprawdę rzadko mają szansę stać się fundamentem pod coś znacznie stabilniejszego. Te przyjemne, pełne wzajemnej bliskości noce niemal zawsze mają to samo okrutne zakończenie – kolejnego ranka zostaje po prostu sam w zdecydowanie zbyt cichym i wielkim jak na potrzeby samotnego mężczyzny z trójką zwierząt domem, w którym słodki zapach kobiecego ciała rozchodzi się wyłącznie do momentu, w którym nie otworzy okna, by trochę go przewietrzyć przed wyjściem na poranny spacer z psami. A raczej przynajmniej półtoragodzinny bieg bez zwracania uwagi na kaprysy pogody, bo po tak pełnym fizycznego żaru wieczorze tylko kompletne wyczerpanie jest w stanie przegonić z jego głowy wszystkie wyobrażenia wspaniałych chwil, które mógłby jeszcze spędzić w ramionach Flavii lub jakiejkolwiek innej panny, która nie dość że wciąż żywa, zechciałaby spędzić z nim resztę swoich dni.
    Za nic nie przyzna się jednak do tego na głos, obawiając się, że każda rozsądnie myśląca przedstawicielka płci pięknej, którą udało mu się nakłonić do choć jednorazowego zbliżenia pod wpływem tak szczerego wyznania zwiałaby natychmiast gdzie pieprz rośnie, by w przyszłości omijać go jak najszerszym łukiem. I on to w zupełności rozumie, w końcu nic dziwnego, że zdecydowana większość z nich nie marzy raczej o trwałym związku. W dzisiejszych czasach przecież, wbrew temu co uparcie twierdzi jego ojciec, facet nie jest już im niezbędny do codziennego funkcjonowania. Ba, pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że w wielu kwestiach uznawanych do niedawna za typowo męskie nisze, radzą sobie od nich o wiele lepiej.
    A jednak jakaś bardziej uduchowiona część organizmu Martino wbrew zdrowego rozsądkowi ma wciąż cichą nadzieję, że kiedyś wśród tych wszystkich rzekomo chwilowych imprezowych znajomości wyłoni się taka, która przetrwa znacznie dłużej niż tylko jeden wieczór. Ostatecznie swą pierwszą narzeczoną również poznał w bardzo zbliżonych okolicznościach.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  28. [Hej,
    Wydaje mi się, że temat stricte emocjonalno-łóżkowy powoli się nam wyczerpuje. Co powiesz na to, by przenieść się do następnego poranka ? ]

    OdpowiedzUsuń
  29. Następny poranek budzi Martino rzęsistym deszczem uderzającym niemal z piekielną mocą o szyby, tak jakby cały świat chciał dostosować się do jego obecnego humoru. Z jednej strony po wspaniałej nocy spędzonej w kobiecych ramionach czuje się jeszcze bardziej niż zwykle gotowy do nowych wyznań, lecz z drugiej znowu brakuje mu pewnej stabilności, która otaczała go każdego dnia życia u boku ukochanej. Po szybkim prysznicu idzie do kuchni, gdzie spożywając śniadanie i pijąc poranną kawę, niechętnie włącza komórkę, by z bolącą głową wysłuchiwać jakże przewidywalnych żalów innych ratowników. Co gorsza wymagają od niego jak najszybszego ruszenia dupy w troki i stawienia się na posterunek, gdyż okazało się, że poprzedniej nocy otrzymali tak wiele wezwań, że część nadal siedzących na łódkach wodników potrzebuje natychmiastowej zmiany. Początkowo ma zamiar olać te rozkazy, próbując usprawiedliwić się objawami lekkiego kaca, lecz po powrocie z porannego spaceru z psami stwierdza ostatecznie, że jeśli tylko przed wyjściem do pracy zażyje odpowiednio dużą dawkę aspiryny, najprawdopodobniej uda mu się jakoś wytrwać do końca dyżuru. Nie wie jeszcze, że ten zostanie mu niespodziewanie przerwany w momencie, w którym zaledwie parosekundowe rozproszenie uwagi będzie go kosztować przymusowe wycofanie z akcji na minimum miesiąc z powodu złamanego lewego obojczyka, co da mu z kolei jeszcze więcej czasu na rozpatrywanie przeszłości i usilne próby zatapiania czarnych myśli w różnej maści alkoholach serwowanych w nowojorskich knajpach.


    Martino

    OdpowiedzUsuń