Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Sometimes the dreams that come true are the dreams you never even knew you had.

Charlotte Lester
Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy! Ktoś wam zadaje niespodziewane pytanie, nie zdradzacie się nawet drgnieniem,ale - niestety - spłoszona pytaniem prawda na okamgnienie skacze z dna duszy w oczy i już wszystko stracone.
Urodzona 19.11.1995 r
pochodzi zSouthhampton
z Zawodugrafik
HobbyKrav maga/podróże
niedługo zostanie mamą
cactus

66 komentarzy

  1. — Pomyślimy — rzucił z lekkim rozbawieniem w odpowiedzi na przygotowanie kąpieli po spacerze przez tę zamieć. Na szczęście mieli samochód do dyspozycji i mimo kosmicznych korków nie musieli się martwić o to, że zmarzną na zewnątrz. Było im ciepło i wygodnie, przynajmniej coś. Nie chciał nawet myśleć o tym ilu bezdomnych tej nocy nie wytrzyma i zamarznie. Nie dało się tego niestety uniknąć. Mróz szczypał w odkryte policzki nawet przy kilkuminutowym spacerze, a gdzie tutaj myśleć o spędzeniu nocy, jedynie okrytym kartonem. Nawet jeśli człowiek mógłby jakoś pomóc, nie zdołałby wszystkim.
    Podrapał się po policzku, zastanawiając się chwilę nad czymś. Jakoś nie widział tego, aby nawet Buiscuit chciał w taką pogodę wystawiać nos przez drzwi. Tylko czy byli mu w stanie zapewnić jakieś inne rozwiązanie? Nie miał bladego pojęcia.
    — Dacie radę? — tutaj spojrzał na blondynkę. Nie wątpił w to, że sobie nie poradzi z wyjściem z psem. Kompletnie nie o to chodziło. Jednak pogoda była na tyle okropna, że nie wyobrażał sobie, jak pies mógł swobodnie się teraz załatwić.
    — Możecie iść, przecież ja sobie z tym poradzę — pokręcił głową, spoglądając na całe te majdany, które wpakowali do windy. Może i było ich sporo, ale to nie znaczyło, że brodacz tego nie ogarnie. Wręcz przeciwnie. Musiał tylko uporać się raz z dwa z przeniesieniem tego do mieszkania i tyle. Potem to już pójdzie z górki, bo jedzenie, które nie musiało być w lodówce mógł spokojnie upchnąć w spiżarni, którą przecież posiadał.
    — Bo będzie… — odpowiedział tuż przy jej uchu, uśmiechając się zadziornie. Powoli się wyprostował, odzyskując już równowagę i oparł się plecami o ściankę windy. Popatrzył jeszcze na kobietę, nie przestając się uśmiechać. Dostrzegł tę nagłą zmianę w zachowaniu Charlotte i skłamałby, gdyby powiedział, że się mu ona nie spodobała. Lubił wiedzieć, że na nią działa. Nawet jeśli działo się to zupełnie przypadkiem i nie miało prowadzić do niczego większego. Gdzieś w kościach czuł, że to chwilowe mieszkanie ze sobą może wiele między nimi zmienić. A czy na dobre? To jeszcze miało się okazać.
    Kiedy winda stanęła na odpowiednim piętrze, Rogers od razu zabrał się za rozpakowywanie zakupów i przenoszenie ich do mieszkania. Nie kłopotał się nawet zdjęciem butów, póki co nie przejmując się tym, że roznosił po wszystkich płytkach roztopiony śnieg. Trudno, najwyżej za chwilę będzie musiał odbyć taniec z mopem. Takie życie.

    [Ha! Jestem pierwsza pod taką ładną kartą! :)]

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaśmiał się cicho, spodziewając się tego, że zostanie zasypany gradem pytań. Nie miał jednak niczego do ukrycia i przez to postanowił od razu opowiedzieć przyjaciółce, co się wydarzyło, doskonale wiedząc, że stwierdzenie, iż to nic takiego nie będzie dla niej ani trochę zadowalające.
    — Pracowaliśmy z chłopakami w budynku, który był przeznaczony do rozbiórki. Trzeba było wszystko odpowiednio przygotować przed przyjazdem buldożerów, wiesz, rozprawić się na przykład z elektryką i instalacją gazową. W trakcie pracy na mnie i kolegę spadła sufitowa belka. Nie mam pojęcia, czy nieopatrznie coś naruszyliśmy czy może znaleźliśmy się po prostu w złym miejscu, o złej porze… — mruknął i w ostatniej chwili powstrzymał się przed wzruszeniem ramionami, co ze względu na złamany obojczyk na pewno nie byłoby przyjemne. — Ja oberwałem jej końcem i okazało się, że mam złamany obojczyk. Mateusz natomiast został przygnieciony i cóż, nie było nam wesoło, kiedy czekaliśmy na pomoc. Ale koniec końców, mieliśmy dużo szczęścia — podsumował, nie zamierzając ani w myślach, ani tym bardziej na głos zastanawiać się, co by było, gdyby.
    — Przede mną jeszcze trzy tygodnie w ortezie i rehabilitacja. Także mam teraz mnóstwo wolnego czasu! — zaśmiał się, bo choć tego nie planował, odpoczynek był mu teraz potrzebny i to wcale nie ze względu na samo złamanie. Przez ostatnie miesiące pracował niemalże ponad siły i choć dzięki temu on i Jennifer finansowo wyszli na prostą, jego organizm niekoniecznie był równie zadowolony, co pęczniejące konto bankowe.
    W międzyczasie wrócił do nich kelner i mimo wszystko Jerome skusił się jednak na coś innego, niż makaron. Postawił na tłustą i kaloryczną lasagne, ponieważ nawet jeśli miał się z nią trochę namęczyć, to jego żołądek bez wątpienia miał być zadowolony.
    Kiedy Charlotte zaczęła opowiadać o mdłościach, Jerome nie mógł się powstrzymać i obdarzył ją ciepłym uśmiechem. Jego myśli mimowolnie znowu zawędrowały ku tej części umysłu, gdzie mieściły się wspomnienia związane z ciążą Jennifer – ona również co chwilę biegała do toalety i Marshall nie mógł nie uśmiechnąć się szerzej. Towarzyszące mu uczucia były słodko-gorzkie. Poniekąd zazdrościł przyjaciółce, czuł też ukłucie żalu i tęsknotę za czymś, czego sam nie mógł mieć. Nie zamierzał jednak wywlekać tego na wierzch i kiedy ponownie się odezwał, jego ton był taki jak zwykle, lekki i wesoły.
    — Ale nie wyrzygasz się do talerza? — palnął zaczepnie i zaśmiał się krótko. Następnie westchnął cicho, uważnie śledząc wzrokiem twarz blondynki i powoli pokręcił głową. — Nikt nie będzie cię pośpieszał — powiedział w końcu, ponieważ nie zamierzał ganić jej za to, że jeszcze nie wiedziała, co zrobić. Nie miał też dla niej więcej złotych rad, ponieważ już podczas ich pierwszego spotkania, dosłownie tuż po jego powrocie z Los Angeles, Jerome powiedział wszystko, co myślał na ten temat.
    — A jak w pracy? Skończyliście już w ogóle ten projekt dla Parkera? — zagadnął luźno, poniekąd zmieniając temat na taki, który mógł oderwać kobietę od jej aktualnych zmartwień. — Ja i Jaime widzieliśmy się z panią detektyw. Udało jej się wpaść na trop faceta, który uderzył mnie w barze. Postara się teraz ustalić jego tożsamość i… zobaczymy, co dalej.

    [Pięknie tu 🧡]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy skończył wszystko rozpakowywać, wrócił do przedpokoju, gdzie zaczął się rozbierać. Schował buty do szafki, a kurtkę odwiesił na wieszak. Złapał też od razu za mop, aby przejechać szybko jasne płytki, na których zdążyły się już rozpuścić resztki śniegu, które nanieśli do mieszkania.
    Popatrzył na nią przez moment, gdy rozbrzmiała się jej komórka, jednak nic nie skomentował. Bo niby, co miałby powiedzieć w takiej chwili? Może to był jej szef? Przyjaciółka. Mimowolnie słuchał tej rozmowy, a raczej tylko jej części, bo przecież nie słyszał tego, co odpowiadała osoba po drugiej stronie.
    Kilka zwrotów jednak dało mu do zrozumienia, że blondynka rozmawia z jakimś mężczyzną i bynajmniej nie był to jej szef, a może jednak? Przecież nie wiedział, jakie relacje ją z nim łączyły. A może Jerome? Wiedział, że z nim trzymała się bardzo blisko, ale też nie miał poczucia, aby ten zbliżył się do panny Lester nad wyraz.
    Nie miał nic przeciwko temu, aby kobieta rozgościła się w sypialni. Nie ustalili jeszcze nic w tej kwestii, ale jeśli ta nie chciała dzielić z nim ogromnego łóżka, to brodacz jakoś pomieści się na łóżku Jacksona, którego pokój został zrobiony w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się garderoba i to wcale nie takich małych rozmiarów, jak mogłoby się wydawać.
    — Jeszcze dobrze się u mnie nie rozgościłaś, a już cię szukają? — rzucił to niby żartem, uśmiechając się lekko pod nosem. Czyżby gdzieś tam głęboko ukuło go coś na wzór zazdrości? Niee… Rogers nigdy by tego przed sobą nie przyznał, a przed kimś to już po tysiąckroć nie…
    Gdy dziewczyna wyszła z psem, on skorzystał z okazji, aby zapalić przy uchylonym balkonie, patrząc na istny Armagedon za oknem. Nie podobało mu się to, co widział i miał tylko nadzieję, że miasto szybko sobie z tym wszystkim poradzi i świat będzie mógł w miarę normalnie funkcjonować. Odetchnął głęboko, gasząc niedopałek w popielniczce, której praktycznie już na balkonie nie było widać, po czym wstawił wodę na herbatę, co by Charlotte mogła się rozgrzać, gdy tylko wróci. Wbrew pozorom nie był nieczułym kolesiem, który nie miał za grosz empatii. Może faktycznie czasami tak właśnie było, ale bez przesady.
    Gdy drzwi mieszkania ponownie zostały otwarte, brodacz siedział już na kanapie, skacząc pilotem po kanałach. Uniósł nieznacznie brwi, spoglądając na blondynkę, która niczym zagubione dziewczę stało w progu salonu. Uśmiechnął się pod nosem i skinął głową na łazienkę.
    — Możesz wziąć jeden z wieszaka, a ja potem poszukam jakiś czystych — polecił, w końcu podnosząc się z kanapy. Wszedł do kuchni i zalał dwa kubki herbatą. Było tak cholernie zwyczajnie, tak wręcz nienaturalnie, jak na tę dwójkę.
    — I co? Dacie radę tak wychodzić na zewnątrz w tę śnieżycę? — zapytał, patrząc na Buiscuita, który zaczął się mu kręcić pod nogami.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy on miał wśród płci pięknej kogoś tak bliskiego? Raczej nie. Jeżeli wokół jego osoby kręciły się kobiety to były to raczej relacje dość płytkie i jedynym wyjątkiem była tutaj Charlotte i z oczywistych względów i Natalie, jednak z tą drugą jego relacje wyglądały raczej dość chłodno. Żadne z nich nie dzieliło się swoim prywatnym życiem ze sobą. I może tak było zdecydowanie lepiej? Gdy byli jeszcze dzieciakami ich problemy były zupełnie inne, a z czasem, gdy zaczęli dojrzewać, a raczej dojrzewać zaczęła jego ex-żona to po prostu ich charaktery zaczęły się tak ze sobą ścierać, że nie mogli ze sobą wytrzymać. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z nimi były czymś naprawdę… Ekstremalnym.
    — Popularności, hm? — rzucił to niby od niechcenia — Coś w stylu tego faceta z baru, co raz miałem z nim starcie? — zapytał, przesuwając dłonią po swojej brodzie. Może nie pamiętał z tamtego wieczoru zbyt wiele, ale był chyba bliski żeby tamtemu przywalić prosto w twarz, bo pozwalał sobie w stosunku do panny Lester na zbyt dużo. Na szczęście nic takiego nie zrobił i po prostu odszedł razem z rudowłosą. A może jego pamięć była w tym momencie dość wybiórcza?
    Roześmiał się pod nosem, słysząc jej kolejne słowa.
    — Najwyżej zejdziemy na dół, otworzymy tylko drzwi do klatki. My zostaniemy w środku, a Buiscuit szybko zrobi co trzeba i wróci — zaproponował coś, co wydawało mu się najbardziej rozsądne, ale i zarazem realne. W końcu sam nie wyobrażał sobie, aby w taką pogodę urządzać sobie jakieś spacery po okolicy.
    Sam siedział już na kanapie z wyciągniętymi nogami przed siebie. Wpatrywał się tępo w telewizor, w którym mówiono o aktualnych warunkach na drogach i o tym, jak ludzie powinni się przygotować na kilka dni paraliżu. Odetchnął głęboko, odchylając głowę do tyłu. Nie, nie czuł się niezręcznie w towarzystwie Charlotte nawet jeśli tym razem nie robili nic spektakularnego. Takie dni musiały nadejść skoro byli już na siebie w pewien sposób skazani. A, że los znowu sprawił, że stało się to prędzej niż później, no to cóż mieli na to poradzić?
    — Ale wiesz, co jest w tym zabawne? — napomknął w pewnym momencie i popatrzył na dziewczynę — Twój tata nie będzie mógł przylecieć, więc możemy mieć nadzieję, że ochłonie? — zapytał z wyczuwalnym w głosie rozbawieniem. Nie wiedzieć czemu miał przeczucie, że Pan Lester dość szybko zaakceptuje fakt, że za kilka miesięcy powita wnuka na świecie. Bardziej martwił go ktoś inny i bynajmniej nie chodziło teraz o rozmówcę blondynki sprzed kilkunastu minut. Co z bratem Charlotte, które ewidentnie nie przepadał za brodaczem? No cóż… Będzie musiał się z nim już użerać do końca życia, bo Colin nie miał w planach porzucania swojego dziecka. Już nigdy nie popełni takiego błędu.
    Wyciągnął rękę, którą ułożył na kolanie Lotty, po czym posłał w jej kierunku lekki uśmiech. No tak, raczej nikt nie mógł mieć wątpliwości, że ich relacja uległa diametralnej zmianie. Wcześniej szaleli na parkietach w klubach, a dziś siedzieli na kanapie z kubkami z herbatą. Co to się porobiło?

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  5. Popatrzył na nią przez moment, po czym wzruszył ramionami.
    — Ten człowiek nie był wart zapamiętywania nazwiska. Tak się nazywał? Parker? — powtórzył po niej, naprawdę starając sobie wszystko poukładać w głowie, ale naprawdę nie pamiętał, jak ten facet się w ogóle nazywał. Gdyby wiedział, że ten jeszcze potrafił uprzykrzać życie blondynce, ale też i jej przyjaciołom, to z pewnością nie pohamowałby się przed tym, aby coś zrobić. I to niekoniecznie legalnego czy komukolwiek w smak. Zrobiłby to, co uważałby w danej chwili za słuszne. I nawet jeśli miałoby to być nad wyraz głupie.
    Nie bał się konfrontacji z rodziną Lesterów. Brał pełną odpowiedzialność za to, co się wydarzyło i naprawdę miał zamiar zapewnić Charlotte i ich wspólnemu dziecku godną przyszłość. Tak, jak może mogła wątpić w to, że Rogers zrobi wszystko, aby zadbać o jej życie, tak nie powinna mieć wątpliwości, że ten zostawi ich dziecko. Wiedziała, jak zajmował się Jacksonem i mimo wszystko nie miał zamiaru popełniać tych samych błędów. Sam też obawiał się rozmowy ze swoim synem i tego, jak ten to wszystko przyjmie, ale uznał, że ma na to jeszcze trochę czasu zanim cokolwiek zauważy.
    — Nie, na razie nie — odparł, kręcąc przy tym głową. Odstawił kubek na stolik kawowy, po czym przekręcił głowę w kierunku Charlotte.
    — To, co powiedziałem twojej mamie — zaczął, nie puszczając ręki z jej kolana i nie spuszczając wzroku z jej spojrzenia — Jest prawdą.
    Prawdą? Ale co dokładnie? To, że chce być jej partnerem, choć nie doprecyzował do końca, co tak właściwie to dla niego znaczy? Wyjaśnianie pewnych kwestii nigdy nie było dla niego czymś prostym i najwyraźniej wcale nieprędko miało się to zmienić.
    — Cieszę się, że będę miał dziecko — uśmiechnął się lekko. Naprawdę nie potrafił opisać radości, jaką odczuwał. W momencie, gdy dowiedział się o tym, że Natalie jest w ciąży nie poczuł nic, kompletne zero. Tym razem było zupełnie inaczej. Już teraz cieszył się na to, że po raz kolejny zostanie ojcem i tym razem może nawet uda mu się być przy samym cudzie narodzin? Kto wie, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że tutaj wiele zależało od samej blondynki i od tego czy ona sama w ogóle chciałaby go w takim momencie u swojego boku.
    — Z tobą — dodał, co nie uchodziło wątpliwościom, że na chwilę obecną nie wyobrażał sobie nikogo innego w roli przyszłej matki jego dziecka. Z nikim innym nie miał takiej relacji i na nikim innym nie zależało mu tak bardzo, choć może wcale tego na głos nie podkreślał. Teraz jednak zmienił zdanie, czując, że to jest ten moment.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  6. Życie było naprawdę zaskakujące. Najpierw człowiek imprezuje w swoim towarzystwie, bawi się w najlepsze, a chwilę później siedzi się z dwójką dzieci w kawiarni. Carlie wcale nie czuła się, jakby miała o kilkadziesiąt lat więcej, wręcz przeciwnie. Może teraz co prawda była bardziej poważniejsza, bo jednak była odpowiedzialna już nie tylko za siebie, ale i za życie dwójki dzieci, więc musiała mimo wszystko uważać na to, co robi i z kim się zadaje, jednak zupełnie nie martwiła się tym będąc w towarzystwie Charlotte.
    Rudowłosa uśmiechnęła się i zerknęła na Biscuit. No jak taki słodziak mógłby wchodzić komuś za skórę? Był przecież przeuroczy, ale była pewna, że Charlotte mówi prawdę. Sama doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo i jej zwierzaki potrafiły być urocze, a chwilę później podgryzać kostki.
    — Nie ma sprawy, Leila i Berni potrafią zajmować się czasem sami sobą, więc jeśli ich towarzystwo nie będzie odpowiadać twojemu słodziakowi, dadzą sobie radę — zapewniła. Jej psy śliniły się do każdego z każdym dobrze bawiły, więc nie martwiła się tym, że mogłyby nie polubić psiaka jej towarzyszki, ale skoro Biscuit mógł mieć jakieś obiekcje to Carlie jak najbardziej rozumiała. Nie każdy przecież zwierzak kochał towarzystwo innych i czuł się czasami lepiej w swoim własnym towarzystwie, niż będąc otoczony licznymi czworonogami. — Chyba jest zainteresowany maluchami — zaśmiała się. Dzieci były przyzwyczajone do obecności zwierząt. Miały w końcu w domu dwa psy i świnkę, które ciągle szturchały je noskami i bacznie obserwowały, więc z pewnością widok psa nie byłby dla nich nowością, a mógłby być ewentualnie powodem do szerokiego, niemal bezzębnego uśmiechu, który w opinii Carlie był zabawny, ale nie wszyscy znajdowali w tym powód do śmiechu.
    — Zwierzęta podobno są odzwierciedleniem właścicieli — odezwała się Carlie i zerknęła na zwierzaka, a potem na Charlotte — ale masz rację. Oboje jesteście uroczy, nie wiem, jak z wredotą, ale uwierzę tutaj na słowo — dodała z uśmiechem i upiła łyk swojej herbaty. Wolała ją wypić zanim ta zrobi się chłodna.
    Jeśli zaś chodziło o kolor włosów Charlotte, to Carlie oczywiście, że naciskałaby na nią, aby wróciła do naturalnego koloru. Blondynek było przecież mnóstwo, ale to rudowłose były wyjątkowe! I to te naturalne, a nie farbowane. Podrabiane. Oczywiście, że teraz sobie żartowała i nie było w tym absolutnie nic złego, ale jednak co naturalny kolor, to naturalny.
    — Koniecznie wracaj. Rude włosy są najlepsze — powtórzyła i uśmiechnęła się szeroko — odpowiedz sobie na to, ile znasz brunetek i blondynek, a ile znasz dziewczyn, które mają naturalnie ogniste włosy?
    Raczej niewiele. Carlie mogła naliczyć siebie, swoją mamę i babcię oraz oczywiście Charlotte. Nie potrafiła sobie przypomnieć czy ktoś inny jeszcze w jej otoczeniu miał rude włosy. No, nie licząc Caspra, ale on się przecież jeszcze nie liczył i dziewczyna była pewna, że mu pociemnieją z wiekiem.
    Carlie nie chciała wyskakiwać z takimi osobistymi rzeczami. Odetchnęła też z ulgą, kiedy Charlotte zapewniła ją, że nic się nie stało. Nie wszyscy lubili takie wywody. Poczuła się znacznie lepiej z myślą, że Charlotte się tym nie przejęła.
    — Nie zliczę, ile razy przeczytałam, że jestem nieodpowiedzialna i głupia, bo wiąże się z facetem, który miał za sobą jedno małżeństwo i dziecko, a sama dałam się mu wkopać w dzieci po tak krótkim czasie — mruknął i przewróciła oczami. Zauważyła, że najwięcej do powiedzenia mają ludzie, którzy nie wiedzieli kompletnie nic, a swoje informacje wysysali chyba z palca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hesford spojrzała na Charlotte, gdy się odezwała i czekała na jej dalszą wypowiedź. Ale zdecydowanie nie tego się spodziewała.
      — Och, wow — odezwała się po chwili — powinnam ci pogratulować czy… no wiesz, zapewnić, że każda decyzja jest dobrą decyzją? — zapytała ostrożnie. Pojęcia nie miała, jak powinna teraz zareagować, więc uznała, że najlepiej będzie poczekać na to, co jeszcze powie jej Charlotte.
      — Gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy czy się wygadać, to możesz śmiało się tutaj zgłaszać — obiecała posyłając jej też uśmiech.
      Nie chodziło tylko o to, aby porozmawiać o ciąży. Zwyczajnie nie chciała, aby ich drogi znowu się rozeszły i w ten sposób chciała dać pannie Lester znać, że może z nią porozmawiać o wszystkim i o niczym, jeśli tylko będzie miała na to ochotę.

      [A tutaj jak jest pięknie!<33 I dziękuję, jak tylko zobaczyłam zdjęcia z tej sesji Maddie wiedziałam, że muszę je wykorzystać. :D
      I spokojnie, jeszcze kilka dni i bym się upominała o odpis. :D Tak myślałam, że może umknęło. :D]

      Carlie

      Usuń
  7. Ale czy Rogers był gotowy tę relację teraz właśnie definiować? Chyba cały czas panicznie się tego bał i tylko, jak mógł unikał tego. Dlaczego więc powrócił do wspomnień o rozmowie sprzed kilku godzin? Może dlatego, że po prostu odczuwał w tym momencie taką właśnie potrzebę? Uniósł nieznacznie brwi, gdy padło pytanie z ust blondynki o partnerstwo. Brzmiało to dość kosmicznie i właściwie o czym tak naprawdę stanowiło?
    — Partnerstwem chyba staliśmy się już w momencie, gdy oznajmiłaś mi, że jesteś w ciąży — odpowiedział, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Partnerstwo kompletnie nie kojarzyło mu się ze związkiem dwójki kochających się ludzi, ale oczywiście mogło być to tylko jego subiektywne odczucie, a inni ludzie podchodzić mogli do tego zupełnie inaczej.
    — A mi chyba chodzi o coś innego w sumie — tutaj przyznał już z większą powagą. Nie wiedział, jak powinien ugryźć ten temat, a czy w ogóle chciał to robić? Nie mogło być tak, jak jest? Nie, chyba nie do końca. Bo czuł, że każdy telefon obcego faceta, którego słyszał po drugiej stronie słuchawki Charlotte doprowadzał go do szału, choć może nie dawał tego po sobie poznać. A przynajmniej starał się. Nie dawała mu też spokoju myśl, że Lotta mogła się z kimś spotykać. Pies ogrodnika? Może trochę, choć Colinowi nie w głowie były w tym momencie romanse z innymi. Od kilku miesięcy nie obejrzał się za inną kobietą. Od tamtego wieczoru nie spotkał się z żadną inną i sam łapał się na tym, że kusił los tylko po to, aby wpaść na Charlotte i przecież w święta Bożego Narodzenia to mu się nawet udało.
    Na szczęście z jego przemyśleń wyrwała go sama blondynka, postanawiając go nagle pocałować. Ta chwila rozwiała wszelkie wątpliwości. Chciał z nią być i co więcej… Był na to gotowy.
    Wplótł swą dłoń w jej długie włosy z zapałem odwzajemniając pocałunek. Czuł, jak gorąco rozlewa się po jego ciele, kojąc wszystkie troski. Chciał z nią być i był gotowy jej to wyznać. Oczywiście bał się tego i czuł, że pewnie nie raz ucieknie na miasto, aby odetchnąć, oczyścić umysł, napić się,... Ale chyba pierwszy raz w życiu wierzył w to, że nie przegnie i nie posunie się do czynów, które mogłyby zranić tę drugą istotę.
    Mruknął z lekkim niezadowoleniem, gdy Charlotte się od niego odsunęła i odprowadził ją swoim mętnym spojrzeniem do kuchni. Uśmiechnął się lekko pod nosem, sam do siebie, dając jej chwilę samotności. Musiał kilka rzeczy ułożyć sobie w głowie.
    Dopiero po kilkunastu minutach przekroczył próg kuchni i zatrzymał się w nim, aby oprzeć się ramieniem o ścianę. Skrzyżował ręce na piersi, nie odrywając wzroku od tego swoistego performance’u, który prezentowała panna Charlotte. Faktycznie, jako człowiek zajmujący się muzyką na co dzień i fakt, że pracował z wieloma wokalistami w swoim życiu mógł przyznać, że blondynka nie miałaby większych szans zabłysnąć na scenie bez playbacku, ale i tak ten widok był przeuroczy. Ale może to właśnie dlatego, że była to Charlotte?
    Podszedł do niej bliżej, uważając na psiaka, aby przypadkiem nie zrobić mu krzywdy, po czym objął blondynkę w pasie i obrócił ją tak, aby stanęła z nim twarzą w twarz. Wyjął jej jeszcze z rąk wszystkie przybory kuchenne, których w danej chwili używała po czym popatrzył jej głęboko w oczy.
    — Nie chcę się tobą dzielić z nikim innym — powiedział dość stanowczo, choć mimo wszystko nie brzmiało to niczym rozkaz, a wyznanie, które wypłynęło z jego wnętrza. Tak, jak nigdy wcześniej nie miało to miejsca.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  8. Obdarzył ją rozbawionym uśmiechem, bo jakieś dziwne napięcie nagle z niego zeszło.
    — I tak mi pewnie nie raz jeszcze go skopiesz — przyznał rozbawiony już rozbawiony przez to, że wyobraził sobie, jak Charlotte biegnie za nim z butem w ręku, krzycząc coś, że zrobił nie to mleko dziecku, które powinien. Zapewne takich lub podobnych sytuacji będzie w ich życiu wiele i gdzieś tam w głębi miał nadzieję, że faktycznie o tylko takie błahostki będą się spierać ze sobą, chociaż wiedział, że przy ich charakterach jest to wręcz niemożliwe.
    — Nie, tylko żartowałem — odpowiedział na jej pełne niedowierzania pytanie, kręcąc przy tym głową, sięgnął dłonią jej pośladków, aby je lekko uszczypnąć, jakby na znak, że nie śni, a on wcale nie żartuje. Mówił to, co czuł, a że zbierał się z tym trochę dłużej aniżeli inny facet, no cóż… Taki to już był właśnie Colin i pewnie wiele wody musi upłynąć zanim zdoła się otworzyć jeszcze bardziej. Ale kto wie? Może wcale nie aż tak dużo?
    — I jeszcze Davidem i pracą, i… — zaczął wymieniać, ale po chwili zaczął się śmiać, złapał ją mocniej, po czym posadził dziewczynę na kuchennym blacie. Popatrzył na to, co gotowało się w garnku i jedynie zmniejszył moc na palniku, co by jej kolacja się nie przypaliła. Sam jakoś za ryżem na słodko nie przepadał, więc mogła być pewna, że brodacz nie będzie jej podkradał dzisiaj jedzenia z talerza. Trudno, on się najwyżej pocieszy jakimś hot dogiem na szybko złożonym z tego, co mieli aktualnie w lodówce, a przecież ta była wypełniona po same brzegi. Popatrzył jeszcze w kierunku jej telefonu, który dopiero, co przestał dzwonić.
    — Ale, jak widzę ja coś nie mogę liczyć na to, aby nikt mi nie przeszkadzał — przyznał, ale nie był zły. Rozumiał to, że ktoś mógł się o nią martwić i w sumie nic dziwnego. Ten Armagedon za oknem wcale nie zwiastował niczego przyjemnego.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeżeli z boku ludzie mieliby to tak odbierać, to chyba tak… Można powiedzieć, że Rogersowi chodziło o związek. Bał się zobowiązań. Po nieudanym małżeństwie niewiele się w tej kwestii zmieniło, ale był tylko człowiekiem i potrzebował wsparcia i bliskości drugiej osoby, co wcale nie wiązało się jedynie z cielesnością. Mniej szalał w klubach niż kiedyś, przestał prowadzić koczowniczy tryb życia, a co za tym idzie jego znajomi i przyjaciele też byli inni niż te kilka, kilkanaście lat temu. Mieli swoje partnerki, rodziny i dzieci… I Rogersowi w tej kwestii też zaczęło czegoś brakować, po prostu.
    Nie znaczyło to jednak, że decydował się na coś z Charlotte z braku laku. Nie… Czuł coś do blondynki i nie mógł cały czas temu zaprzeczać.
    — No może jedna dziunia, ale jest tu teraz ze mną — odpowiedział z zadziornym uśmiechem, kręcąc dodatkowo głową, gdy przyznała, że telefon może sobie dzwonić. I dobrze niech dzwoni, bo on zdecydowanie miał ciekawsze rzeczy do roboty niż słuchanie kogoś po drugiej stronie słuchawki.
    Odwzajemnił pocałunek Lotty, przysuwając się jeszcze mocniej do szafki, na której blacie siedziała dziewczyna. Dosłownie czuł jej ciało przywarte do jego torsu i napawał się jej ciepłem. Mógłby teraz tutaj zerwać z niej ubrania i wziąć ją na tym blacie, jednak roznoszący się słodki zapach po kuchni przypominał mu o tym, że Charlotte szykowała sobie kolację.
    — Że też akurat jesteś teraz głodna… — wymamrotał wprost w jej usta między pocałunkami, odsuwając się od niej niechętnie. Klepnął ją lekko w udo, po czym zrobił krok w tył. Zmarszczył brwi i pokręcił głową, powoli wychodząc z kuchni.
    — Ale… Ja ci dziś nie odpuszczę… Pokażę swoich pięćdziesiąt twarzy… — wymruczał, pokazując swoje zęby, jednak długo nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
    Reszta wieczoru upłynęła im na błogim lenistwie przed telewizorem. Nie pamiętał już nawet, co za głupie komedie razem oglądali i też nie patrzył na zegarek, gdy kładli się spać. Mimo to, że nie robili nic spektakularnego to tego wieczoru po prostu grzecznie usnęli w łóżku. Jak nigdy… Najwyraźniej ten dzień miał być początkiem czegoś zupełnie innego, ale czy to oznaczało, że gorszego?
    Następnego ranka, ocknął się gdzieś około siódmej i wygramolił się z łóżka, uważając na Buiscuita, który od razu zaczął mu się plątać pod nogami, najwyraźniej domagając się wyjścia za potrzebą.
    — Ok, ok… Dobra, dobra — przyłożył palec do ust, wychodząc po cichu z sypialni, aby nie obudzić Charlotte — Stary, poczekaj chwilę. Pójdę z tobą — obiecał pupilowi, ale zanim to zrobił ubrał czarny dres i narzucił na głowę kaptur. Nie chciało mu się ubierać nic więcej, więc tak tylko wyszedł z mieszkania razem z psem. Najwyraźniej zwierzak wcale nie miał ochoty zbyt długo przebywać na śniegu, który cały czas był rozwiewany przez śnieg, więc po zrobieniu, co trzeba od razu czmychnął z powrotem do budynku.
    Dzięki Czemy Rogers mógł zabrać się za poranny trening. Normalnie pojechałby na siłownię, ale dzisiaj było to kompletnie niemożliwe, dlatego też rozłożył na podłodze matę antypoślizgową, na której stanął boso. Ściągnął koszulkę i zabrał się za trening siłowy z długą gumą, którą zaczął naciągać na różne sposoby. Mięśnie mimowolnie się napięły i uwydatniły, kropelki potu zaczęły pojawiać się tu i ówdzie.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie usłyszał nawet, gdy Charlotte wstała i stanęła w progu, aby go w milczeniu obserwować. Dopiero, gdy się odezwała odwrócił głowę i popatrzył na nią spod wilgotnych kosmyków włosów, które dyndały mu gdzieś przed oczami.
    — Lepiej się nie przyzwyczajaj, bo zazwyczaj jadę na siłownię — sapnął, uśmiechając się szelmowsko. Odwrócił się przed siebie dopiero w momencie, gdy Charlotte podeszła do niego powoli. Poczuł przyjemny ucisk gdzieś w okolicy podbrzusza, a jego wzrok mimowolnie padł na odbicie w ekranie telewizora, gdzie mógł doskonale dostrzec zgrabne nogi kobiety. Sam też mógłby przyzwyczaić się do takich codziennych widoków z rana. Zdecydowanie pobudziła jego apetyt, dokładając do tego swój gorący oddech i przyjemny ton głosu, który dotarł do jego uszu.
    — Widzisz… Ja właśnie kończę rozgrzewkę — odpowiedział na jej słowa i powoli rozluźnił gumę, aby przypadkiem nie walnąć nią sobie w twarz. Odłożył sprzęt i zaczął wszystko zbierać, gdy Lotta akurat zniknęła w kuchni. Chwycił jeszcze za ręcznik, który leżał na kanapie i wytarł nim sobie twarz i wilgotne włosy.
    — A przeszkadza ci to małe więzienie? — zapytał, gdy blondynka zasiadła z powrotem na kanapie. Uśmiechnął się pod nosem, po czym stanął nad nią, aby sięgnąć ręką miseczkę. Popatrzył na to, co było w środku i bez zastanowienia wsunął do ust sporą porcję płatków cynamonowych. No cóż… Te były jego ulubionymi, więc nic dziwnego, że tylko te znalazła w szafce. Roześmiał się jednak i po tym odstawił miskę na bok, aby móc się zabrać za zdecydowanie ciekawsze rzeczy do roboty przed śniadaniem.
    — Mówiłem to już, że miałem pokazać ci inne swoje oblicza? — pchnął ją lekko na oparcie, po czym drugą ręką rozszerzył jej kolana, aby wygodnie oprzeć między jej nogami swoje kolano, dość głęboko. Na tyle, aby panna Lester doskonale czuła jego ciężar na swym kroczu. Pochylił się jeszcze bardziej i zaczął składać liczne pocałunki na jej szyi… Gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. To było na tyle silne, na tyle agresywne, że Rogers zmarszczył brwi i nagle się wyprostował.
    — Kurwa… Jak nie telefony, to sąsiedzi? To jakieś fatum — pokręcił głową, wcale nie mając ochoty teraz iść do drzwi, aby je otworzyć, jednak ktoś nie dawał za wygraną, waląc w nie coraz mocniej.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie chciał jej dawać taryfy ulgowej, bo miał na nią ochotę już od wczoraj, a najwyraźniej wszystko działało przeciw nim. Sam wymamrotał coś pod nosem i chwycił bluzę, którą rzucił na kanapę przed treningiem. Naciągnął ją na siebie, po czym ruszył otworzyć drzwi. Kompletnie nie spodziewał się zobaczyć za nimi tego, co właściwie zobaczył.
    — Nareszcie! — ton głosu kobiety aż odbił się od wszystkich ścian w mieszkaniu, a Rogers stał w korytarzu osłupiały. Chyba dawno nikt nie widział go w takim szoku, w jakim był teraz. Przełknął ślinę i popatrzył najpierw na kobietę, na której płaszczu było pełno śniegu oraz na stojącego obok niej chłopca, który nie wyglądał na szczęśliwego, choć na widok Rogersa jego lico nieco pojaśniało.
    — Wyłączyli nam prąd! Padł mi z tego mrozu telefon, a żeby się tutaj dostać musiałam wybłagać policjanta by mnie puścił na drogę! W mieszkaniu mamy pięć stopni, wyobrażasz sobie?! Pięć! — kobieta była tak zdenerwowana, że cały czas mówiła podwyższonym głosem, co najwyraźniej nieco przerażało samego Rogersa, ale i Jacksona, który pierwszy raz chyba nie wiedział, co ma zrobić. Wejść do mieszkania ojca, stać na progu?
    Ogromna walizka wjechała na korytarz, zostawiając po sobie brudny mokry ślad, a Rogers aż złapał się za głowę.
    — I… I kiedy ten prąd mają włączyć? — zapytał niepewnie, w końcu chwytając sześciolatka za rękę, by ten w końcu wszedł do środka a brodacz mógł zamknąć za nimi drzwi. Zapowiadał się piękny dzień i zapewne piękna noc w doborowym towarzystwie.
    — Natalie, ok… Rozumiem, ale nie jestem sam — zaczął w końcu, kucając, aby pomóc się rozebrać synowi z mokrych ubrań. Popatrzył na swoją byłą żonę, której wyraz twarzy ze zdenerwowanej nagle przybrał wyraz zdumionej.
    — Ale, że co? Nie może iść do siebie? Masz dziecko, masz obowiązki — odparła pewnym tonem, sama się rozbierając. Z każdą sekundą, z każdym kolejnym tonem w Rogersie zaczęła narastać irytacja, jednak nie chciał wybuchnąć przy dziecku. Pewnie gdyby Jacksona nie było teraz między nimi rozmowa przebiegłaby zupełnie inaczej.
    Wstał i stanął naprzeciw brunetki, celując surowym spojrzeniem prosto w jej oczy.
    — Owszem mam obowiązki. I nie, nie może sobie pójść, bo jest moją kobietą i tutaj z nami zostanie. Poza tym… — tutaj się zawahał, bo nie tak chciał przekazać Jacksonowi, że jeszcze trochę i zostanie starszym bratem. Dlatego wziął głębszy oddech i tylko pokręcił głową.
    — Wszyscy się tutaj pomieścimy.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  12. — Oj, wierzę. Teraz tyle nowych zapachów — zaśmiała się. Zwierzaki wszystko czuły przecież intensywniej, a dzieci miały dość specyficzny zapach, którego Carlie opisać nie potrafiła. Był on dziwny, ale przyjemny. Kiedyś nieszczególnie za nim przepadała, ale teraz po tych paru miesiącach zdążyła się do niego już przyzwyczaić. Pieski i inne zwierzaki może nieszczególnie szybko się przyzwyczajały do takich zapachów i potrzebowały czasu, a w dodatku były ciekawe tych nowych małych człowieków, które wprowadzały tyle zamieszania.
    Carlie miała wrażenie, że zwierzęta były odzwierciedleniem swoich właścicieli i dopasowywały się do ich charakterów. Patrząc na swoją gromadkę to nie była taka pewna, czy mogłaby to powiedzieć, ale hej, u niektórych przecież się to sprawdzało.
    — Nie zapomnij mi powiedzieć, jak już zdecydujesz się na powrót do rudego — poprosiła.
    Herbata i babeczki były naprawdę dobre. Coś czuła, że będąc na spacerach w Central Parku zacznie tu przychodzić nieco częściej. Nie było tu nawet kosmicznie drogo, co było zaskoczeniem, bo zwykle takie miejsca naprawdę się ceniły, a jakość była adekwatna do ceny.
    — Och, no wiesz Matt się obraca w show biznesie, ja przez rodziców niejako też i po prostu różne gazety i inne takie piszą, a ludzie komentują — powiedziała. Wcale by się też nie zdziwiła, gdyby teraz ktoś się tu kręcił z aparatem. Próbowano na siłę zdobyć zdjęcia buziek dzieciaków, czego ani Carlie ani Matt nie publikowali w sieci, więc dla wielu było czystą zagadką jak maluchy wyglądają i niektórzy wiele robili, aby takie zdjęcie zdobyć. Zawsze więc jak wychodziła z nimi to zasłaniała wózek tak, aby nie było widać ich buziek.
    — Nawet, gdyby to była wpadka spoza związku, nie mam czternastu lat, aby mnie za to karać — stwierdziła. Nie była staroświecka i nie uważała, że aby tworzyć rodzinę koniecznie trzeba być w pełnym związku. Jasne, wzięła ślub i miała dzieci, ale czuła, że tego chce i nie robiła tego pod wpływem otoczenia, choć te potrafiło nieźle dać w kość. Carlie spojrzała na Charlotte i lekko się uśmiechnęła. — Nie, nie zabrzmi. Rozumiem, w pewnym sensie rozumiem. Decyzja ostatecznie i tak należy do ciebie, więc jeśli nie chcesz. Patrząc na to, że nie widać po tobie, to zgaduję, że masz jeszcze sporo czasu, aby się zastanowić i podjąć decyzję, która będzie dla ciebie najlepsza.
    Skinęła głową. Nie chciała na niej wymuszać rozmowy, to nie byłoby w porządku, więc jak tylko Charlotte uzna, że chciałaby z nią porozmawiać na ten temat, Carlie była otwarta i gotowa. Mogły kupić bezalkoholowe wino, masę ciasteczek czy cokolwiek by im pasowało i przegadać całą noc.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  13. Szczerze mówiąc Carlie nie pamiętała już, kiedy ostatni raz spędzała czas tak po prostu w Central Parku bez większego powodu. Aktualnie było dość chłodno, a ona wcale nie należała do ludzi, którzy lubią ćwiczyć na zewnątrz. Wolała swoją małą siłownię w towarzystwie trenera, który pomagał jej z odpowiednimi pozami i kolejnymi ćwiczeniami, choć często go wyklinała to za pomoc była wdzięczna. W dodatku, Central Park był pełen ludzi, a Carlie zwyczajnie w świecie nie lubiła być aż tak wystawiona na cudze oczy i bycie w miejscach, które zapewniały jej więcej prywatności było tym, co lubiła najbardziej.
    — Przyzwyczaiłam się — odparła szczerze —wiesz, jak masz rodziców, którzy żyją Hollywood od zawsze, to nie jest to jakoś szczególnie męczące — wyznała. Była od najmłodszych lat do tego przyzwyczajona, choć teraz znacznie się to nasiliło. Carlie sądziła, że będzie prowadziła normalne życie z dala d blasku fleszy, a tu na jej drodze pojawił się Matthew i wcale tak nie było, ale rudowłosej to zupełnie nie przeszkadzało. A raczej nie przeszkadzało jej, bo to był on. Przy kimś innym mogłaby mieć pewne problemy i obiekcje, ale to teraz nie było już ważne. — To tylko i wyłącznie twoja decyzja, masz prawo zrobić co tylko chcesz — dodała, jakby chciała ją tym samym jeszcze raz zapewnić.
    Telefon blondynki rozbrzmiał w odpowiednim momencie, bo i sama Carlie musiała się powoli zbierać. Co prawda szykowała się drzemka dla dzieciaków, ale będą marudzić, było im już tu pewnie ciepło, potem będą chciały jeść, a nie miała wcale ochoty na to, aby rozpłakały się jej w środku kawiarni. Wzięła od dziewczyny wizytówkę, choć jej numer wciąż był zapisany w jej telefonie. Tak w razie czego i pożegnała się z nią.

    Kolejne tygodnie minęły dziewczynie dość szybko. W zasadzie naprawdę szybko, ale nie zapomniała o Charlotte i pewnego wieczoru do niej napisała, czy nie miałaby ochoty się spotkać. Powtórzyła pomysł z tym, aby spotkać się w parku ze zwierzakami i zgodnie z tym, co ustaliły kilka dni później Carlie oraz Leia i Bernie byli w drodze do psiego parku. Lubiła te miejsca, bo nie było tu dzieciaków, które z rodzicami pchały łapki do zwierząt. Właściciele czworonogów mogli spokojnie puścić tu psy i się nie martwić, że ktoś będzie je zaczepiał, a zwierzaki mogły się wyszaleć.
    — No już, nie szarp tak — jęknęła, gdy Bernie zaczął się wyrywać do przodu. Wyraźnie podekscytowany tym, że tutaj był. Nie mógł się już doczekać tego, aż znajdzie się na wybiegu z innymi zwierzakami. — Poczekaj chwilę, Bernie — zaśmiała się. Był mały, sięgał jej może do kolan, a miał w sobie zaskakująco dużo siły.
    Carlie weszła w końcu do parku, wzrokiem szukając Charlotte, ale póki co jeszcze jej nie zauważyła. Wyjęła więc telefon i wybrała numer do dziewczyny.
    — Hej, jesteś już może? — spytała. — Właśnie weszłam, ale albo cię nie widzę albo muszę jednak się wybrać do okulisty.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  14. Brunetka nie skomentowała jego słów od razu. Zaczęła się powoli rozbierać płaszcz, wzdychając przy tym głęboko, najwyraźniej i do niej docierał fakt, że nie dość, iż ten dzień rozpoczął się fatalnie to wszystko wskazywało na to, że wcale łatwiejszy nie będzie. Tylko Jackson uśmiechnął się szeroko, pozwalając ojcu, pomóc mu w rozbieraniu swojej kurtki.
    — Wieesz… Ja dzisiaj się obudziłem to normalnie miałem twarde palce i fioletowe paznokcie — powiedział z fascynacją, chociaż po głębszym zastanowieniu to faktycznie musiało wyglądać nieciekawie.
    — Tu na pewno się tak nie wydarzy — zapewnił chłopca i wziął jego walizkę, z którą powoli skierował się w głąb mieszkania — Już dawno ci mówiłem, że powinnaś te mieszkanie w starej kamienicy wymienić na coś nowszego. Tam wszystko w ekstremalnych warunkach może siąść. Teraz możesz mieć tylko nadzieję, że woda w rurach nie zamarznie i ich nie rozsadzi.
    Natalie zmarszczyła brwi i sama złapała za swoją walizkę, aby wciągnąć ją do salonu.
    — Oczywiście, bo ty się na wszystkim znasz najlepiej… — mruknęła tylko po czym jej wzrok zatrzymał się na blondynce, która akurat stała przy kanapie. Nie odezwała się jednak, nie zdając sobie sprawy z tego, że miały już kiedyś okazję się poznać. Prawda była taka, że Morgan nie poznała w blondynce tamtej rudej dziewczyny.
    — Charlotte! — chłopiec, widząc znajomą twarz od razu wystartował i się do niej przytulił. Zawsze był otwartym dzieckiem i póki, co się to nie zmieniło — Będziemy tutaj wszyscy spać? Mogę z tobą? — zaczął nadawać niczym katarynka.
    — Jackson…
    — Jackson!
    Oboje rodziców jednocześnie wypaliło, a przez to od razu po sobie popatrzyli. Natalie tylko pokręciła z politowaniem głową, a Rogers przywołał na swe wargi lekko rozbawiony uśmiech.
    — Myślę, że Charlotte będzie spała ze mną, a ty u siebie… Ale gdzie i jak… To jeszcze pomyślimy — brodacz, przesunął dłonią po swej brodzie, po czym podszedł do Charlotte i stojąc tyłem do Natalie, posłał blondynce pokrzepiający uśmiech i puścił oczko na znak, że nie jest w tym sama i jakoś sobie poradzą. Poza tym wierzył w to, że Jackson zawsze rozładuje nerwową atmosferę.
    — Tak więc… Charlotte to jest Natalie… Moja była żona — zaczął, podkreślając fakt, że z brunetką łączy go jedynie przeszłość i syn — Natalie, to jest Charlotte… Moja — tutaj popatrzył na blondynkę, cały czas się uśmiechając, jakby nie wierząc w to, co wypływa z jego ust — Dziewczyna.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  15. Carlie o wiele lepiej czuła się, kiedy pogoda w pełni dopisywała. Dla rudowłosej słońce i ciepło były najlepszym lekarstwem na wszystko. Zupełnie inaczej się jej żyło, gdy na zewnątrz było w końcu ciepło. Zapewne nie była jedyną osobą, która tak miała. Carlie wychowała się w Los Angeles, a tam zawsze było ciepło. No zazwyczaj, dla mieszkających tam osób, gdy temperatury spadały poniżej piętnastu stopni było już chłodno, ale na ogół było w mieście aniołów ciepło i można było ciągle chodzić w krótkim rękawku. Teraz co prawda Nowy Jork na takie ubrania jeszcze nie był gotów, ale Carlie musiała przyznać, że miło było pozbyć się zimowych kurtek, szalików i czapek. Człowiek od razu czuł się lepiej, kiedy czuł lekki wiaterek.
    Wszystko budziło się w końcu do życia. Uwielbiała obserwować kwitnące kwiaty, drzewa i zazieleniające się parki, których w Nowym Jorku według niej było o wiele za mało, ale na to wpływu już za bardzo nie miała i nie chciała za długo rozwodzić się nad tym.
    — Nic nie szkodzi, sama dopiero co przyszłam — odpowiedziała. Wcale nie czekała jakoś specjalnie długo. Minęło tylko parę chwil tak naprawdę, nic się nie stało. Jej samej zresztą zdarzało się dość często spóźniać. Mieszkała w końcu w miejscu, w którym spóźnienia były na porządku dziennym i nikogo już chyba nawet nie dziwiło to, że niektórzy biegną spóźnieni
    Rudowłosa uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła znajomą dziewczynę i odmachała jej na powitanie, gdy ta była jeszcze kawałek przed nią. Była tu cała masa różnorodnych zapachów, które sprawiały, że Leia i Bernie dosłownie szaleli nie wiedząc na czym się skupić, ale gdy podeszła do nich Charlotte z Biscuitem zainteresowały się nowo przybyłym psem.
    — Hej, dobrze cię widzieć — powiedziała z uśmiechem. Trzeba było przyznać, że wyglądała na naprawdę zadowoloną i choć Carlie miała parę pytań, to postanowiła je zadać nieco później. Schyliła się tylko, aby odpiąć ze smyczy zwierzaki. Jeszcze by jej wyrwały rękę, gdyby tak na raz zaczęły szarpać. Oczywiście to nie było możliwe, może, gdyby miała tu na smyczy dwa silne dobermany czy inne wielkie psy, ale te jej nie były do tego zdolne.
    — O tak, zupełnie inaczej się żyje — odparła wystawiając twarz do słońca — wciąż jest trochę ciemno, ale czuć różnicę, gdy budzik dzwoni nad ranem czy tamte urwisy się budzą — zaśmiała się.
    — U nas… w zasadzie na spokojnie — powiedziała zastanawiając się czy coś się działo, ale nic nie przychodziło jej do głowy — powoli zaczynają za to ząbkować, więc szykuję się już na masę nieprzespanych nocy — mruknęła, ale z tego faktu nieszczególnie była zadowolona, choć nie był to etap, który można było łatwo pominąć. — No i chyba niedługo wrócę do pracy, nudzi mi się już w domu, choć na brak zajęcia nie mogę narzekać, ale co innego prać śpioszki, a mieć kontakt z klientami — dodała. Nie mogła się już doczekać pełnego powrotu do pracy. Nie mogłaby siedzieć cały czas na tyłku. Prędko dopadłaby ją nuda.
    — A u ciebie?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerze współczuł Charlotte, że ta musiała niemalże codziennie oglądać w pracy gębę Parkera i na dodatek zmuszona była powstrzymywać się przed wygarnięciem mężczyźnie tego, co o nim myśli. Sam chyba nie potrafiłby zachować spokoju i to, co gotowałoby się w nim w środku, niechybnie prędko znalazłoby się na zewnątrz. Może i przeważnie Jerome był łagodny jak baranek, a większość jego przyjaciół miała go za człowieka, który nie potrafiłby skrzywdzić muchy, lecz z zaskakującą łatwością dawał porywać się złości, która skłaniała go do czynów, którymi niekoniecznie chciał się chwalić. Wystarczyło wspomnieć, kiedy tamten nieznajomy mężczyzna uderzył go w barze, przekazując mu w ten sposób pozdrowienia od Patricka. Marshall był pierwszy do pojechania pod siedzibę firmy mężczyzny, który już raz zalazł mu za skórę i sprania go na kwaśne jabłko, lecz to Jaime usadził go w miejscu i zaproponował znacznie lepsze i przede wszystkim mniej inwazyjne rozwiązanie, jakim było właśnie wynajęcie prywatnego detektywa. Teraz co prawda wyspiarza już tak bardzo nie świerzbiły rączki, ale dalej nie mógł ręczyć za to, jak się zachowa, kiedy po zdobyciu wystarczającej ilości informacji uda im się skonfrontować z Parkerem.
    Jak się okazało, miał przekonać się o tym już całkiem niedługo, lecz kiedy umawiał się z blondynką na pierwszy wiosenny spacer z prawdziwego zdarzenia, wciąż był przed finalną rozmową z panią detektyw. Zresztą, w międzyczasie dużo się działo. Charlotte znalazła się w szpitalu, w którym Jerome nie mógł się stawić i poniekąd wysłał do niej Miśka, mając nadzieję, że przyjaciółka nie urwie mu za to głowy, za to być może nawet później mu podziękuje? Sam nieustannie chodził na rehabilitację, w połowie lutego ściągnął na dobre ortezę i mimo że zostało mu do zaliczenia jeszcze kilka sesji z rehabilitantem, w drugim tygodniu marca miał wrócić do pracy po długim, zdecydowanie zbyt długim chorobowym. Stąd ostatni tydzień wolnego zdecydował się wykorzystać na relaks i kiedy tylko pogoda zaczęła dopisywać, odezwał się do panny Lester, zapraszając ją i Biscuita do Central Parku.
    Mieli spotkać się na miejscu wczesnym popołudniem, kiedy słońce jeszcze stosunkowo wysoko stało nad horyzontem, a jego ostro padające promienie (mimo że do kalendarzowej wiosny wciąż dzieliły ich trzy tygodnie) przyjemnie grzały twarz. Jerome tak bardzo cieszył się na tę zmianę pogody, że zmierzając na miejsce spotkania, nucił pod nosem randomowe melodie, śpiewał fragmenty piosenek zasłyszanych w radiu, a czasem nawet pogwizdywał cicho, przez co mijający go szczególnie blisko przechodnie, do których uszu siłą rzeczy dolatywały te dźwięki, spoglądali na niego ni to ze zdziwieniem, ni to rozbawieniem. W końcu wszedł w parkowe alejki i po przejściu kolejnych kilkudziesięciu metrów, dostrzegł znajomą sylwetkę. Jasnowłosa kobieta leniwym krokiem zbliżała się w jego stronę i sama chyba jeszcze go nie widziała, natomiast przy jej nogach plątała się mała, beżowa kulka, która to biegła na trawnik, to wpadała pod nogi swojej pani, przez co Lotta chyba bardziej skupiała się na tym, by nie potknąć się o psa i nie rozglądała się wkoło, przez co Jerome wykorzystał okazję.
    — Przepraszam bardzo, a pani to dokąd się wybiera? — odezwał się ze śmiechem dopiero, kiedy wyrósł tuż przed nią i nieomal na siebie wpadli, Jerome jednak zachował czujność i z rozbawieniem przytrzymał dłońmi ramiona przyjaciółki, by przypadkiem nikomu nic złego się nie stało. — Chciałem po drodze kupić nam kawę, ale później przypomniałem sobie, że właściwie nie wiem, czy powinienem ją kupować — zaczął mówić i niby to zerknął w dół, na kręcącego się pomiędzy nimi psa, a niby jednak przesunął wzrokiem po sylwetce przyjaciółki i cóż, szybko doszedł do odpowiednich wniosków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Może w takim razie herbata? — zaproponował, unosząc na nią wzrok i uśmiechnął się szeroko, a potem w ramach spóźnionego przywitania przyciągnął Charlotte do siebie i uściskał ją ciut dłużej, niż zazwyczaj. — Chyba masz mi dużo do opowiedzenia? — zagadnął, odsunąwszy się i naprawdę bardzo starał się nie strzelać wzrokiem w stronę widocznego pod jej płaszczem, lekko zaokrąglonego brzuszka. Po pierwsze, nie chciał wyjść na wścibskiego i bezczelnego, a po drugie… Coś dziwnego działo się w jego wnętrzu i chyba podświadomie starał się to ukryć zarówno przed Lottą, jak i samym sobą. Rozchodziło się o to, że ucieszył go ten widok – bardziej, niż mógł się tego po sobie spodziewać i jakiś niespokojny głosik w jego głowie podszepnął mu, czy ze względu na jego własne doświadczenia, to aby na pewno było zdrowe? I czy w ogóle powinny nękać go tego typu myśli? Nie chciał się tym martwić, ale też nie chciał wyjść na przewrażliwionego błazna i szczerze powiedziawszy, poczuł się jak w potrzasku. Stąd zdecydował nie kłapać więcej buzią, by nie powiedzieć czegoś głupiego i zamierzał poczekać, aż Charlotte rozjaśni mu całą sytuację.

      wiosenny JEROME MARSHALL

      Usuń
  17. Był bardzo mile zaskoczony tym, jak pozytywna energia wręcz biła od Charlotte, oślepiając go swoim blaskiem. Dawno nie widział jej w tak dobry humorze który momentalnie udzielił się jemu samemu, bowiem jeśli chodziło o pozytywne emocje, to Jerome był pierwszy do ich wyłapywania i pławienia się w ich przyjemnym cieple. Nie bez powodu blondynka nazywała go swoim osobistym promieniem słońca, prawda? I podobnie jak słońce, które czerpało energię z wewnętrznych przemian jądrowych, również Jerome potrzebował od czasu do czasu naładować baterie, by później móc szerzyć w koło swój niepoprawny optymizm. Kiedy zatem sam nie miał niczego ciekawego do powiedzenia, tym chętniej słuchał innych i cóż, zamierzał bezczelnie ukraść odrobinę szczęścia Charlotte również dla siebie. Co jednak mógł poradzić na to, że była mu tak bliska, że cieszył go jej każdy sukces, choćby nawet ten najmniejszy? A niemalże wszystko wskazywało na to, że ostatnio w życiu panny Lester wydarzyło się wiele dobrego.
    — Ja mógłbym cię nie przytulić? — oburzył się. — Uważaj, bo jeszcze jedno takie nieprzemyślane oskarżenie i złamiesz mi serduszko. — Pogroził jej palcem, a następnie jak gdyby nigdy nic objął przyjaciółkę ramieniem i pozwolił jej poprowadzić się do jej ulubionej kawiarni. Szli leniwym krokiem, Biscuit plątał im się między nogami i z daleka wyglądali prawdopodobnie jak para zakochanych, lecz wyspiarz miał w nosie to, co mogli sobie o nich pomyśleć pozostali spacerowicze. Cieszył się pogodą, cieszył się dobrym humorem Lotti i nie zamierzał przez to zastanawiać się, co wypada, a co nie.
    — Tak, zostało mi jeszcze kilka spotkań z rehabilitantem do zaliczenia, ale już wszystko w porządku — odparł, nim jeszcze weszli do środka, a chwilę później pochłonęło go wnętrze przytulnej kawiarni. Również ściągnął skórzaną kurtkę i przerzucił ją przez oparcie wolnego krzesła, a później usadowił się wygodnie, uważając, by nie trącić nogami Biscuita, który zdążył już wygodnie ułożyć się pod stolikiem. Kiedy natomiast Lotta zapytała, czy był gotowy, gestem dał jej do zrozumienia, by chwilę zaczekała. Z rozbawieniem sięgnął ku luźno związanej kitce i szarpnął za gumkę. Założył ją na nadgarstek, podczas gdy jego falowane włosy swobodnie opadły na ramiona.
    — Teraz. Włosy będę mogły swobodnie stawać mi dęba — zażartował i zaśmiał się krótko, uspokoił się jednak szybko, kiedy blondynka zaczęła mówić. W końcu nie chciał uronić ani jednego jej słowa i uśmiechnął się szeroko, kiedy kobiet oznajmiła, że zdecydowała się nie przerywać ciąży i urodzić, a kiedy dodała, że spodziewa się córki, coś aż ścisnęło go za gardło i Lotti mogła zobaczyć to w jego oczach, które zaszkliły się na krótko. Jerome jednak nie zamierzał się rozkleić. Wzruszył się, owszem, ale szybko nad sobą zapanował i jak zwykle w podobnych sytuacjach, postanowił zażartować.
    — Nie wiem tylko, jaki jest żeński odpowiednik imienia Jerome? Może Jeroma? — rzucił i postukał się palcem wskazującym w brodę, jakby głęboko zadumany. Nie było przecież innej możliwości, jak ta, że Charlotte nazwie dziecko po swoim najlepszym przyjacielu, prawda? Wygłupiał się, jak to miał zwyczaju i przez to już po chwili śmiał się wesoło, a kiedy się uspokoił, posłał kobiecie ciepłe spojrzenie. — Cieszę się, że podjęłaś decyzję i widać po tobie, że to ta właściwa. Lekarz powiedział ci już, na kiedy wypada termin? — zagadnął, ponieważ koniecznie musiał się dowiedzieć, kiedy powinien być w gotowości. Nie zamierzał w końcu przegapić tego wielkiego momentu, choćby jego rola miała sprowadzać się tylko do bycia pod telefonem. Nie zamierzał przecież wpychać się na porodówkę na miejsce Miśka.
    Skinął głową w odpowiedzi na jej kolejne pytanie, a później zamilkł na dłużej i skupił się wyłącznie na słuchaniu tego, co Lester miała mu do powiedzenia. W pewnym momencie nieco osunął się na krześle i skrzyżował ramiona na piersi, przypatrując jej się spod byka, jakby był nieco naburmuszony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jestem zazdrosny — oznajmił, trwając niezmiennie w tej samej pozie. — Złamałaś mi serduszko — pożalił się, a następnie wydął usta i policzki. Może tak właśnie czuli się ojcowie, będący pierwszą miłością swoich córek, kiedy dowiadywali się, że ich ukochana dziewczynka zamierzała sprowadzić do domu chłopaka? Jerome nie wiedział, czy było to trafne porównanie, ale myśl ta rozbawiła go na tyle, że porzucił przybraną pozę i zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.
      — Stoją już? — spytał, wskazując na swoje włosy, a potem zaśmiał się raz jeszcze i podziękował kelnerowi skinieniem głowy. Sam nie mógł odmówić sobie tej przyjemności i zdecydował się na kawę, nim jednak sięgnął po filiżankę, ponownie związał włosy i dopiero kiedy te znalazły się we względnym ładzie, upił ostrożnie kilka łyków gorącego napoju.
      — Mam wrażenie, że od naszego ostatniego spotkania zrobiłaś kilka milowych kroków. Wow — skomentował, tym razem już względnie na spokojnie i poważnie, bo przecież nie mógł cały czas się wygłupiać. — I służy ci to jak cholera — dodał z wesołym uśmiechem. — Skoro ty i Rogers zdecydowaliście, że ze sobą będziecie, zamieszkacie razem? — spytał, może zbyt wcześnie wychylając się z tym pytaniem, ale był tego szczerze ciekaw.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  18. Rogers był, jaki był, ale z pewnością nie pozwoliłby na to, aby Charlotte w tym momencie miała się spakować i wyjść. Miał szacunek do swojej byłej żony, ale to nie oznaczało, że miał zamiar dać sobie przez nią wejść na głowę. Dobro Jacksona było dla niego najważniejsze i tylko to się liczyło. A, że akurat mieli taką aurę za oknem to przecież nie mógłby nikogo wykopać za drzwi. Nie mieszkał też na małym metrażu, więc mogli się spokojnie pomieścić. Łóżek też było wystarczająco. Jackson mógł spać u siebie z Natalie, a Rogers z Lottą w sypialni. A nawet jeśli Morgan stwierdziłaby, że jest jej zbyt ciasno mogła bez problemu rozłożyć się w salonie na kanapie i też wygodnie wyspać.
    Brodacz nie był przygotowany na taki nagły wyraz czułości ze strony blondynki i tylko posłał jej lekki uśmiech, gdy ta musnęła jego wargi. Czy czuł się nieswojo? Może trochę, z tego względu, że chyba pierwszy raz znalazł się pomiędzy swoją ex-żoną, a aktualną partnerką. Mina Natalie też zdradzała wiele, ale bynajmniej nie było to nic pokroju miłych odczuć.
    — Też… — mruknęła jedynie, nie wysilając się na zbytnią uprzejmość, po czym pokręciła głową, spoglądając na psa, który zaczął roznosić roztopiony śnieg po całym salonie. Westchnęła ciężko, również zdając sobie sprawę z tego, że ten dzień będzie długi i dość… Niekomfortowy dla nich wszystkich. No może prócz Jacksona i Buiscuita, bo ci najwyraźniej czuli się bardzo dobrze.
    — To ja może wstawię wodę na herbatę — Colin od razu ruszył do kuchni, wcześniej pozwalając brunetce rozgościć się w pokoju Jacksona. Ta bez zbędnych słów ruszyła z walizkami we wskazanym przez bruneta kierunku, gdzie po prostu zaczęła rozpakowywać walizkę.
    — Mogę ci pomóc? — sześciolatek ruszył za blondynką, nawet nie oczekując na jej odpowiedź. Po prostu założył, że mu nie odmówi. I tak też wycierał łapki futrzakowi, gdy Charlotte trzymała go na kolanach — Mój tata to twój chłopak? — wypalił nagle, jak gdyby nigdy nic. Po czym uniósł swoje mądre oczka na twarz blondynki — To znaczy, że go kochasz? Bo wiesz, ja mam w szkole taką Lily i kocham ją, i jest moją dziewczyną, ale… Cicho, bo jeszcze nikomu nie mówiłem, wiesz? — ściszył nieco głos, tak aby jego rodzice go nie usłyszeli.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  19. Chłopiec starał się ostrożnie wycierać Buiscuitowi łapki, tak aby nie zrobić mu krzywdy. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest to żywe stworzenie, z którym należy się obchodzić delikatnie, mimo tego, że sam zwierzaka żadnego nie posiadał. A może to był właśnie dobry czas, aby nad jakimś pomyśleć? Nawet jeśli nie miałby być to pies.
    Zamrugał kilkukrotnie, spoglądając na blondynkę, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i skinął głową, na znak, że rozumie jej prośbę.
    — Oczywiście! — zasalutował — Masz to jak w banku!
    Po łazience rozniósł się wesoły śmiech. Najwyraźniej sześciolatkowi nie zaburzył światopoglądu fakt, że Charlotte była teraz w związku z jego tatą. Był rozumnym dzieckiem i rozumiał też, że jego rodzice nie są już razem. Tak czasami bywało, a on i tak cieszył się z tego, że miał oboje rodziców i widywał się z każdym.
    — Później, oki? — zapytał, po czym odłożył ręcznik — Teraz muszę wypakować mojego Chudego, bo mama mi go gdzieś wsadziła głęboko do walizki, a on się tam udusi! — rzucił, po czym czym prędzej wybiegł z łazienki.
    Rogers powoli skierował swoje kroki do łazienki, gdzie oparł się ramieniem o framugę drzwi, wcześniej krzyżując ręce na piersi.
    — A miało być tak pięknie — prychnął lekko rozbawiony, popatrzył na przedpokój przez ramię, po czym wszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi na zamek — Ale ja ci nie odpuszczę — wymamrotał prosto do ucha blondynki, gdy tylko objął ją jedną ręką w pasie. Powoli przesunął swoimi wargami po jej uchu, aż po szyję, a rękę ułożył na jej pośladku, zaciskając na nim dość mocno swe palce. Miał w tym momencie gdzieś fakt, że Natalie była w drugim pokoju. Jackson, jak to Jackson i tak potrafił się sobą zająć.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  20. Taka przyjaźń jak ich nie zdarzała się często i Jerome był tego w pełni świadomy. Stąd zamierzał o nią dbać i nie chciał nawet wiedzieć, co musiałoby się wydarzyć, aby jego ulubionego rudzielca miało zabraknąć w jego życiu. Chyba tylko koniec świata mógł ich rozdzielić, choć kto wie, co miało nadejść po nim? Marshallowi przemknęło przez myśl, że jeśli istniały jakiekolwiek zaświaty czy też życie po śmierci, to prędzej czy później on i Charlotte znaleźliby się nawet tam. I może w końcu mogliby bezkarnie skopać tyłek Parkerowi? To była piękna i kusząca wizja, lecz zagadnięty o kolegę z pracy, wyspiarz wrócił do spraw przyziemnych i nim odpowiedział, uśmiechnął się lekko.
    — On też zdążył wydobrzeć, ale chyba przez pewien czas da sobie spokój z pracą na budowie — mruknął z lekkim rozbawieniem pomimo stosunkowo nieciekawych okoliczności, ale na szczęście wypadek nie skończył się dla nikogo tragicznie i przez to brunet mógł opowiadać o tym z humorem. — Pracował u nas dorywczo, więc wcale się nie zdziwię, jeśli będzie chciał zrobić sobie przerwę. Ja za to chętnie już wrócę. Dobrze jest czasem tak po prostu posiedzieć na tyłku, ale co za dużo, to niezdrowo — oznajmił i przeciągnął się wymownie, jakby chcąc rozprostować stare kości. Zresztą przy wykonywaniu tej czynności coś nawet chrupnęło w jego plecach i Jerome parsknął krótko przez ten dźwięk, to natomiast przypomniało mu o czymś jeszcze, za co powinien niezwłocznie się zabrać, jeśli chciał ze wszystkim zdążyć na czas. O tym jednak Charlotte miała dowiedzieć się niebawem.
    W odpowiedzi na jej komentarz, sięgnął dłonią do włosów i przerzucił je za plecy w ten charakterystyczny sposób, który mówił bitch, please, I’m fabulous, lecz chwilę później już nie był taki pewny siebie. Informacja o tym, że Lotti spodziewała się córki wyraźnie go rozbroiła i wcale się z tym nie krył. Cieszył się jej szczęściem i koniecznie musiał przeforsować swój pomysł na imię, chociażby drugie. Może niekoniecznie miała to być Jeroma, ale coś innego? Po powrocie do domu będzie się musiał nad czymś zastanowić i poprzeglądać odpowiednie strony. Jednocześnie przypomniał sobie, że kiedy on i Jennifer wybierali imię, poszło im wyjątkowo gładko. Woolf-Marshall po prostu wymieniła kilka imion, które najbardziej jej się podobały, a on bez większego zastanowienia wyłonił spośród nich imię Lionel. Gdyby mieli córkę…
    Zdążył przerwać ten błędny potok myśli, nim zapędził się za daleko. Na szczęście nie zdążył on paść cieniem na jego twarz i bursztynowe oczy mężczyzny wciąż błyszczały wesoło, choć po jego karku prześlizgnęły się zimne macki strachu. Bał się i martwił, ponieważ nie chciał, by ciąża przyjaciółki pchała jego umysł ku zaglądaniu w zakamarki, które powinny pozostać zakurzone. Czasem jednak było to silniejsze od niego, a myśli rozbiegały się beztrosko niczym spuszczone ze smyczy psy.
    — Na pewno nie może zostać Nektarynką — skomentował z rozbawieniem. — Kojarzy mi się to z Brzoskwinką z Epoki Lodowcowej — zaśmiał się i pokiwał głową, kiedy blondynka zdradziła mu termin. Chwilę później natomiast znowu kompletnie go rozbroiła. Posłał Charlotte szybkie spojrzenie, które następnie zawiesił na jej dłoni i mocniej zacisnął na niej palce. Wiedział, że to będzie trudne. W końcu poniekąd miał już okazję poćwiczyć, ponieważ kiedy on i Jennifer byli na Barbadosie, syn jego młodszej siostry miał ledwo kilka miesięcy i wyspiarz długo wzbraniał się przed tym, żeby odwiedzić Ivanę. Kiedy natomiast się na to zdecydował, poniekąd pod pretekstem naprawienia pękniętej rury… Cóż, wzięcie na ręce Yoela rozdarło mu serce i jednocześnie oblało je kojącą słodyczą. To było osobliwe doświadczenie i Jerome zapewne miał nigdy go nie zapomnieć, tak samo zresztą jak Jennifer, która zdecydowała się poznać jego siostrzeńca na krótko przed ich wyjazdem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Masz o mnie bardzo złe mniemanie, przecież nawet nie będę musiał się przygotowywać — wymamrotał, kiedy już był w stanie przepchnąć jakiekolwiek słowa przez zaciśnięte gardło, podniósł wzrok na pannę Lester i dopiero, kiedy posłał jej lekki uśmiech, puścił również jej dłoń, co chyba tylko dało jej pretekst do zmiany pozycji, ponieważ szybko poczuł lekki ciężar na swoim ramieniu.
      — No co — prychnął i wywrócił oczami. — Liczyłem na to, że będę tym jedynym — dodał i po raz kolejny zaśmiał się wesoło, a kiedy się uspokoił i blondynka się odsunęła, pochwycił jej spojrzenie i przyszpilił ją przeszywającym wzrokiem. — Pamiętaj, że gdyby działo się cokolwiek złego, masz mi od razu powiedzieć, a moje drzwi są zawsze otwarte. Obiecujesz? — zapytał, nie odrywając od niej przenikliwego i przyszpilającego spojrzenia, a mówił nie o nikim innym, jak Miśku. Gotów był sprać na kwaśne jabłko każdego, kto ośmieliłby się ją skrzywdzić lub chociażby spróbował jej zaszkodzić i przez to obiecał sobie, że tym bardziej musi szybko rozwiązać sprawę z Parkerem. Nie chciał, by Charlotte musiała zaprzątać sobie głowę tym dupkiem.
      — Widzę, że od razu z impetem powiększasz rodzinę — zażartował ponuro, kiedy wspomniała mu o byłej żonie i wycelował w przyjaciółkę palcem, chcąc, by dobrze wyryła sobie w głowie jego słowa i wiedziała, że zawsze może się do niego zwrócić.
      Zagadnięty o Jennifer, pierwszy raz od dawna nie poczuł się poirytowany. Wręcz przeciwnie, nawet uśmiechnął się lekko, lecz nim się odezwał, upił kilka łyków swojej kawy.
      — W połowie marca kończy staż. Więc jeśli dobrze pójdzie i pozamyka wszystkie sprawy w Los Angeles, to pod koniec miesiąca powinna wrócić — odparł i nie mógł nic poradzić na to, że w miarę tego, jak mówił, jego uśmiech stawał się coraz szerszy. Nie wiedział jeszcze, że Jen miała zupełnie inne plany i planowała go zaskoczyć jeszcze w tym tygodniu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  21. — U ciebie praca-dom, a u mnie dzieci-dom — zaśmiała się. Życie było zabawne. Nieco ponad rok temu o tej porze była gotowa o dwudziestej trzeciej ubrać się i iść na imprezę, a teraz była mamą na pełen etat i zajmowała się bliźniakami. Nie zamieniłaby jednak tego życie na żadne inne. Sama jednak również cieszyła się, że mogła się wyrwać w końcu z mieszkania. Dość sporo czasu poświęcała dzieciom i samemu mężowi, w końcu teraz jej priorytety nieco się pozmieniały, ale rudowłosa nie zamierzała zaniedbać w tym wszystkim siebie. Szczęśliwa mama i żona to szczęśliwe dzieci oraz mąż, w tym całym szaleństwie musiała znaleźć przecież też trochę czasu dla siebie.
    — Wiesz ze mnie nie jest ranny ptaszek, serio. Jak musiałam być o szóstej w pracy to budziłam się dopiero koło szesnastej, jak z niej wychodziłam, a potem od razu do łóżka, bo byłam jednak zbyt padnięta, aby robić cokolwiek innego — przyznała z uśmiechem. Co prawda na samo wspomnienie tak wczesnych godzin miała dreszcze, ale całkiem lubiła swoją pracę w kawiarni, gdzie spędziła kilka dobrych lat podczas studiowania. To była jej pierwsza poważna praca, nie licząc różnych staży, które zazwyczaj odbywała za darmo, aby zdobyć doświadczenie i móc pracować w miejscu, gdzie pracowała teraz.
    Carlie postanowiła najpierw jej wysłuchać, a potem dopiero odpowiedzieć i chyba dobrze, że to zrobiła. Usta rudowłosej wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, kiedy jej oznajmiła, że zamierzała urodzić dziecko. Oczywiście, że to była świetna wiadomość! Zresztą, jakakolwiek by nie była Carlie nie zamierzałaby jej prawić kazań.
    — O, to cudownie! Nie jestem chodzącą encyklopedią i sama wyciągam informacje od mojej mamy, ale jeśli mogę tylko przy czymś pomóc, to wal śmiało — powiedziała i słychać było w głosie jej podekscytowanie. Miała w swoim otoczeniu jedną przyjaciółkę, która miała dzieci i teraz proszę, kolejna miała jedno w drodze. — Och, mam tyle ciuszków po Leilani i Casprze, a jeszcze ich nie posegregowałam do oddania. Niektóre są nawet nieruszane, więc jakbyś była zainteresowana to zapraszam, możemy pogrzebać w ich dziecięcej szafie i wybierzesz sobie te, które by ci odpowiadały — zaproponowała. Wiedziała, jak bardzo ciuszki były potrzebne i jak szybko z nich dzieciaki wyrastały, a lepiej było mieć ich więcej niż nagle nie mieć ich wcale.
    — Robią się marudne, dziąsła je bolą i prawie bez przerwy płaczą, ale póki jest w miarę dobrze ratujemy się jakąś maścią, której nazwy teraz nie pamiętam i ibuprofenem dla niemowlaków, ale chyba cała zabawa zacznie się potem — westchnęła. Na samą myśl było jej słabo, a to dopiero był przecież początek.
    — Projektantka wnętrz dla Kraus Swayer się kłania — odpowiedziała dumnie. Długo starała się tam o miejsce i w końcu po wielu miesiącach prób, rozmów i pokazania, że warto jej zaufać miała tam swoje własne miejsce. Czuła się głupio, bo dołączała będąc już w ciąży, ale pracowała niemal do samego końca, a raczej tyle ile mogła, bo maluchy pojawiły się o wiele za wcześnie, ale tego kontrolować w końcu nie mogła. — Więc hej, jakbyś potrzebowała rady jak zaprojektować pokój dla dzieciaczka to ja bardzo chętnie pomogę — dodała całkiem serio.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  22. Rogers jeszcze też nie zastanawiał się nad tym, jakie będzie ich wspólne dziecko. Jackson wcale nie odziedziczył zachowania po nim samym. W końcu on w jego wieku wcale nie był taki otwarty, uprzejmy i pogodny. Jednak ogromny wpływ na to wszystko miało wychowanie i w tym wypadku wcale nie było inaczej. I tutaj mógł być wdzięczny za to tylko i wyłącznie Natalie. Może niekoniecznie wydawała się być pogodną i ciepłą kobietą to w istocie dla swojego syna i najbliższych taka właśnie była. Ale tak, zdecydowanie Rogers już do tego grona się nie zaliczał, więc było, jak było.
    Uniósł nieznacznie brwi, słysząc wyznanie blondynki, na które się tylko uśmiechnął pod nosem.
    — No to będzie musiała się nauczyć być… — wyszeptał prosto w jej skórę, wcale nie mając zamiaru przerywać tego, co w tym momencie rozpoczynał. Miał też cichą nadzieję na to, że za drzwiami też nie wydarzy się nic, co musiałoby by ich wywołać na zewnątrz. Teraz powinni mieć chwilę tylko i wyłącznie dla siebie, bo wszystko wskazywało na to, że najbliższe dwadzieścia cztery godziny wcale takie nie będą.
    Bez protestu dał się pchnąć na ścianę i z wielką pasją odwzajemnił jej pocałunek, coraz śmielej sunąć swymi dłońmi po jej ciele, aby ostatecznie złapać za krawędź jej swetra, którego szybko się pozbył., Oboje tego ranka chyba niezbyt zdążyli się ubrać, więc rozbieranie też nie trwało zbyt długo. Charlotte mimo tego, że jej ciało już zaczęło się zmieniać, to cały czas była dla brodacza pociągająca i wszystko wskazywało na to, że nie powinno się to zmienić w przeciągu najbliższych miesięcy.
    — To jak? Dasz radę? — zapytał cicho z zadziornym uśmiechem, jednak wcale nie dał jej szansy na odpowiedź, bo szybko objął ją w pasie, po czym usadowił na blacie, przynależącym do umywalki. Sam wygodnie ulokował się między jej udami, niby to przypadkiem coraz bardziej na nią napierając. Choć prawda była taka, że robił to bardzo, bardzo dużą premedytacją, niby to przypadkiem przesuwając palcami gdzieś w okolicach jej kobiecości.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  23. Mężczyzna też nie wytrzymałby gdyby kolejny raz coś przerwało mu tę chwilę, o której nie potrafił przestać myśleć od wczorajszego wieczora. Tak, jak wcześniej pozwolił sobie iść spać, myśląc, że i tak mają przed sobą wiele wspólnych, aczkolwiek samotnych godzin to świat został wywrócony do góry nogami i bynajmniej, nie miał tutaj na myśli tego Armagedonu, który szalał za oknem, a fakt, że właśnie był blisko z kobietą, za którą szalał od kilkunastu miesięcy, a za ścianą znajdowała się jego była żona i syn. Jednak przy Charlotte, zwłaszcza teraz, nawet nie zaprzątał sobie tym głowy.
    — Czasami lubię na szybko, ale powiem szczerze, że dzisiaj wolałbym cię torturować, ale nie jest mi to dane — wysyczał zadziornie, nie tracąc przy tym swojego szelmowskiego uśmiechu.
    Nie był jednak głupi i zdecydowanie zgadzał się tutaj z blondynką, że powinni to zrobić po cichu, ale i ekspresowo jeżeli nie chcieli za moment skończyć strasznie sfrustrowani. Takie napięcie seksualne powodowało, że człowiek chodził cholernie poddenerwowany, a przy takiej mieszance wybuchowej w obecności Natalie nie było to raczej wskazane, jeżeli chcieli wszyscy w całości przetrwać ten trudny dla wszystkich czas.
    Zacisnął zęby, gdy tylko poczuł zgrabne dłonie na swojej męskości, po czym popatrzył kobiecie prosto w oczy, pozwalając sobie na oblizanie swych warg. Nie powiedział jednak nic więcej tylko bez większego ostrzeżenia przytrzymał mocno biodra panny Lester i wszedł w nią głęboko, zatrzymując się na moment w takiej pozycji, aby im obojgu pozwolić na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. Sam musiał nieźle się hamować, aby w tym momencie nie wydać z siebie żadnego podejrzanego dźwięku, co doskonale można było wyczytać z jego twarzy. Dopiero, gdy nieco ochłonął, począł delikatny taniec swych bioder, dając w ten sposób im obojgu niesamowitą przyjemność, na którą czekali wbrew pozorom kilka miesięcy.
    Na szczęście w pomieszczeniu obok nikt jeszcze nie zauważył ich dłuższej nieobecności. Jackson w końcu wydobył z walizki swoją ulubioną zabawkę w postaci kowboja Chudego z Toy Story i od razu pobiegł do Buiscuita, z którym zaczął się bawić w salonie. Natomiast sama Natalie rozpakowywała jeszcze ubrania w pokoju chłopca.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  24. On również z nikim od tego czasu z nikim nie sypiał. Tyle, że Rogers od dłuższego czasu zdziadział i nie czuł już takiej potrzeby imprezowania i szukania sobie partnerek na chwilę. Zdecydowanie rzadziej zdarzały mu się takie wyskoki, a odkąd ponownie spotkał Charlotte nie zrobił tego ani razu, jednak nawet się nad tym specjalnie nie zastanawiał. Po prostu tak było i już.
    Po wszystkim odetchnął głęboko i oparł swoje czoło o czoło blondynki, również starając unormować oddech. Uśmiechnął się lekko na jej słowa, po czym przymknął powieki, uspokajając się. Sam chyba nie do końca jeszcze potrafił zrozumieć to, jak wiele się w jego życiu zmieniło, a ile jeszcze się zmieni.
    — Tylko proszę na przyszłość krótsze przerwy — powiedział w pewnym momencie, po czym wyprostował się, mierząc ją od stóp do głów, gdy tak siedziała na blacie — Ale, gdy tak będziesz częściej paradować to na pewno tak łatwo już nie odpuszczę — rzucił z rozbawieniem, po czym sięgnął po swoje dresowe spodnie i bluzę, które od razu na siebie nałożył. Przemył jeszcze swoją twarz zimną wodą, po czym powoli wyszedł z łazienki, na odchodne jeszcze puszczając jej oczko. Wolałby oczywiście jeszcze z nią spędzić chwilę czasu, ale wolał nie przeginać, gdy w jego mieszkaniu znajdował się pewnego rodzaju intruz.
    O dziwo Natalie jeszcze przez chwilę sama nie wyszła z pokoju Jacksona, najwyraźniej przetrzepując wszelkie możliwe kąty w tamtym pomieszczeniu. Jednak Rogers nie miał nic do ukrycia, więc mogła robić, co tam chciała. A może się bała?
    Colin przechodząc przez salon, poczochrał sześciolatka po głowie, gdy ten bawił się na kanapie. Sam zalał herbaty dla całej czwórki i rozstawił je na blacie. Reszta dnia minęła im raczej spokojnie. Każdy zajął się sobą. Nikt nikomu nie wchodził w drogę. W międzyczasie nawet zagrali wszyscy w grę planszową, obejrzeli jakiś film. Bez zbytnich ekscesów i Rogers starał się też nie okazywać wielkich uczuć względem Charlotte. Ale to wcale nie dlatego, że nie chciał… Tylko po prostu czułby się niekomfortowo.
    Nastał wieczór. Czas kolacji, dlatego też Rogers stał w kuchni, przygotowując kanapki i coś ciepłego do picia.
    — Colin… — usłyszał za sobą cichy, jakby niepewny głos. Odwrócił się powoli i popatrzył na brunetkę, która stanęła obok niego, opierając plecami się o blat — To coś poważnego? — zapytała w końcu, spoglądając przy tym na czuprynę ich syna, który raczej nie przejmował się w tym momencie ich rozmową.
    — Ale o co ci teraz chodzi? — brodacz zmarszczył brwi, nie przerywając przygotowywania napojów.
    — Po prostu nie chcę, aby Jax… — ściszyła jeszcze nieco głos — Nie chcę byś mu mieszał w głowie.
    Gdybyś ty wiedziała… Przeszło mu przez myśl. Jednak nic więcej nie powiedział.
    — Wiesz on cały czas mówi kiedy znowu zamieszkamy razem…
    Brodacz pokręcił tylko głową, nie mówiąc jednak nic. Nie wydawało mu się to autentyczne z tego względu, że mimo wszystko sześciolatek mówił mu o wielu sprawach i nigdy nie bąknął nic o tym, że ma nadzieję, że jego rodzice będą znów razem. W swej pamięci nie miał nawet takiego obrazu, więc nie było niczym nadzwyczajnym, że po prostu nie tęsknił za pełną rodziną, bo w niej nigdy nie dorastał.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie odpowiedział nic, widząc też jak blondynka wchodzi do kuchni. Westchnął tylko i pokręcił głową.
    — Ty wiesz i ja wiem, że to nie prawda — odparł spokojnie, choć gdzieś tam w środku niego zaczynało się gotować.
    Czasami naprawdę nie rozumiał tej kobiety. Może w ogóle nie rozumiał kobiet? Niekiedy potrafiła skakać mu do gardła, innym razem wydłubywać oczy, dać kopa w jaja, a teraz? Teraz była niby taka potulna? Wiedział dobrze, że była gotowa zrobić wszystko dla ich dziecka, ale nie sądził, że gdzieś tam jeszcze tliło się w niej coś, co pchało by ją do zazdrości. Wręczył jej do ręki kubek z herbatą. Sam też wziął drugi dla sześciolatka, dając mu kolację. Bez słowa też pościelił brunetce na kanapie w salonie, po czym ucałował czubek głowy Jacksona.
    — Wzięłaś już tutaj wszystko czego potrzebujesz? Nie chciałbym, abyś już przechodziła przez sypialnię — mruknął oschle, spoglądając na Natalie jedynie przelotem.
    Ta chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy i tego, że mężczyzna potrafił ją od tak odrzucić. Już od dawien dawna nic do niej nie czuł. Może jeszcze dwa lata temu, gdy go coś strzeliło i jednak stwierdził, że chce odnowić kontakty z synem i usłyszałby od niej to wtedy… Może i by się zastanowił, bo był gotowy na wiele, ale nie dzisiaj. Nie w momencie, w którym mimo tego, że jego świat został wywrócony do góry nogami to nie zamieniłby go na nic innego.
    — Słucham?! — obruszyła się brunetka, a Rogers tylko uniósł nieznacznie brwi, zatrzymując na niej swoje wymowne spojrzenie. Kobieta na szczęście skapitulowała, najwyraźniej przez fakt, że Rogers Junior siedział obok niej i zajadał kanapkę, popijając herbatą.
    — A Jacksona położę, spokojnie — dodał jedynie, wracając na moment do kuchni, skąd zabrał dwa kubki herbaty i ruszył do sypialni — Dobranoc — rzucił jeszcze, po czym przekroczył próg sypialni, gdzie Charlotte siedziała, pogrążona w innym świecie.
    Brodacz odstawił kubek na szafce nocnej, po czym usiadł przodem do dziewczyny.
    — Jutro ma być już lepiej. Będziemy mogli się odgruzować — zaczął z lekkim uśmiechem.
    Nie minęło wiele czasu, gdy Jackson wparował do sypialni, przebrany w piżamę i wykąpany. Rogers uśmiechnął się do sześciolatka, po czym popatrzył na blondynkę.
    — Za piętnaście minut jestem z powrotem — rzucił, po czym wstał i chwycił Jacksona za rękę, prowadząc go do jego pokoju, który powstał ze starej garderoby. Nie zamykał za sobą drzwi, jedynie je uchylił. Zgasił górne światło, zostawiając tylko małą lampkę przy oknie. Utulił Jacksona do snu i usiadł na moment na krawędzi łóżka.
    — Jest coś czego byś bardzo, ale to bardzo chciał? — zapytał, patrząc na chłopca, który wygodnie układał się do spania, tuląc do siebie Chudego. Po chwili jednak popatrzył na swojego ojca, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
    — Tak! — krzyknął, tak jakby w ogóle nie zbierał się do snu — Żebyś z ciocią Charlotte wziął ślub. Wiesz? Widziałem taki w filmie i bardzo chciałbym na takim być i przynieść wam obrączki! Obiecuję, nie zgubiłbym ich, jak tamten chłopiec. Jestem odpowiedzialny — odpowiedział z ogromną powagą, a Rogers musiał ostro się hamować, aby przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem — I może mama by jakiegoś fajnego wujka poznała na tym weselu… — rozmarzył się, a brodacz wiedział już doskonale, że Natalie jedynie próbowała wpłynąć na jego sumienie. Jednak dobrze znał swoje dziecko i nie pomylił się, co do niego.
    — Wiesz co? Jeden ślub już miałem i powiem szczerze, że nie spieszy mi się do kolejnego — odpowiedział w końcu z rozbawieniem.
    — Ale mnie na nim nie było! — oburzył się Jackson.
    — To fakt — Colin złapał się za brodę, myśląc nad czym dłuższą chwilę — To ja jeszcze pomyślę, co da się w tej kwestii zrobić i dam ci znać, dobra? A teraz śpij… — pochylił się nad chłopcem i ucałował jego czoło. To z pewnością nie był codzienny widok, jeżeli ktoś dobrze znał Rogersa. Tylko w zaciszu domu i tylko w momencie, gdy nikt nie patrzył wpływało z niego takie, a nie inne ciepło. Uśmiechnął się lekko, po czym po cichu wyszedł z pokoju małego Rogersa, wracając do sypialni.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  26. Widział doskonale, że dotknęło Charlotte to, co usłyszała w kuchni, nawet jeśli zaprzeczałaby mu, że nie. Jednak nie skomentował tego. Wiedział gdzieś tam w środku, że to tylko głupie zagrywki Natalie, które prędzej czy później wyjdą na światło dzienne. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko.
    Przelotnie spojrzał również na ekran jej komputera i pokręcił tylko głową.
    — To jakiś nowy projekt tatuażu? — zapytał mimochodem, ale nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo chwilę później wpadł do sypialni sześciolatek i Rogers musiał się na moment ulotnić.
    Fakt, że Jax nie potrafił jeszcze zapanować nad intonacją i głośnością tego, co mówił Rogers doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Charlotte wszystko słyszała. Pewnie nawet nie musiałaby podchodzić do drzwi, aby jego syn rozwiał wszelkie jej wątpliwości na temat tego czy sześciolatek ma problem z tym, że oboje się spotykali. Na kilometr było widać, że młodszy z Rogersów bardzo polubił blondynkę i nie wiadomo, co musiałoby się wydarzyć, aby nagle zmienił zdanie. Akceptował ją, a wbrew pozorom dla Colina to było bardzo ważne.
    — Zdecydowanie — przyznał rację Loccie, gdy tylko przymknął za sobą drzwi od pokoju Jacksona. Na jego ustach majaczył rozbawiony uśmiech, bo wiedział, co przed chwilą blondynka usłyszała — Mój własny syn próbuje mnie zeswatać. O kim to źle świadczy? O mnie, że jego zdaniem jestem kiepskim amantem czy o nim, że ma niewyparzony język? — rzucił retorycznie, zaczynając się śmiać pod nosem.
    Powoli zbliżał się do łóżka, po drodze gubiąc kolejne części swojej garderoby. Ostatecznie zostając jedynie w czarnych bokserkach. Położył się do łóżka i założył ręce za głowę, uśmiechając się lekko pod nosem.
    — Ale myślałem, że będzie gorzej. Przeżyliśmy ten Armagedon — przyznał, mając na myśli nie tylko to, co działo się za oknem, ale również fakt tego, co wydarzyło się na tych kilkudziesięciu metrach kwadratowych. Jasne, nie było idealnie, ale cała czwórka się nie pozabijała. Nawet spędzili ze sobą czas, pośmiali się. Może rozmowy nie należały do tych górnolotnych, ale przynajmniej były. Może to był jakiś początek? Rogers miał tylko nadzieję, że Morgan już więcej nie przyjdzie do głowy, aby naciągać rzeczywistość przez swoją delikatną zazdrość. Oboje przecież wiedzieli, że już do siebie nie pasowali i taka próba skończyłaby się tragicznie.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  27. Po co miał komentować coś z czym nie do końca się zgadzał? Jak dla niego blondynka mogła spokojnie pomieszkać z nim jeszcze jakiś czas. Najwyraźniej jeszcze nie doszli do tego etapu, w którym ściany drżałyby od ich krzyków i kłótni. Chociaż Rogers domyślał się, że ich temperamenty sprawią, że taki okres przyjdzie prędzej, aniżeli później.
    Colin spokojnie mógłby się zdecydować na kolejny tatuaż. Jednak u niego problem był zupełnie innej natury. Na jego ciele powoli po prostu brakowało miejsca i jeszcze trochę, a będzie musiał zakończyć swoją przygodę z nowymi tatuażami, a jedynie skupić się na ich pielęgnacji i ewentualnych poprawkach. No cóż… Co, jak co… Ale twarzy czy tyłka nie miał zamiaru tykać. Takie miał założenie i koniec kropka.
    — Najlepszego kumpla, hm? — prychnął rozbawiony — I knujecie tam razem za moimi plecami? — zapytał, otwierając jedno oko, aby spojrzeć na nią ukradkiem. Pokręcił tylko głową, po czym z powrotem zamknął oczy.
    — Zostań. Jutro odstawię tę dwójkę do domu z rana. Podobno uporali się już z awarią, a ja w taką pogodę roboty nie mam — przyznał zgodnie z prawdą.
    Z drugiej jednak strony nie chciał nawet myśleć, co to będzie, jak przyjdą roztopy. Grunt rozmięknie, a co za tym idzie jego ciężka praca na jesień pewnie pójdzie na marne. Nie spodziewał się takiej zimy, która rozniesie mu całe ogrodzenie. Teraz niestety musiał to zakładać, patrząc na to ile było śniegu. No cóż… Będzie musiał z Davidem zainwestować grube pieniądze i już nie było od tego ucieczki. Miał tylko nadzieję, że nadchodzący sezon będzie owocny i poradzą sobie z tym wszystkim. Może kokosów jeszcze zbijać nie będą, bo póki co musieli jeszcze w wiele rzeczy zainwestować, ale… Satysfakcji i spełnienia nikt im nie zastąpi.
    Przekręcił głowę dopiero w momencie, gdy blondynce załamał się głos. Popatrzył na wyświetlacz telefonu i aż uniósł się na łokciach.
    — Przecież nie ma żadnych lotów. Kiedy? — popatrzył na przerażoną twarz Charlotte i odetchnął głęboko. Był gotowy stawić czoła ojcu kobiety. W końcu sam o tym przekonywał jej matkę i zdania nie zmienił. Brał odpowiedzialność za wszystko, więc czego miał się bać? Lotta była dorosła i nikt siłą jej zabrać nie mógł. Miała tutaj opiekę, nie była sama.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  28. Rozbawiła go uwaga Charlotte, ponieważ dotarło do niego, jakoby faktycznie zamieniali się miejscami. On miał wrócić do aktywności zawodowej, podczas gdy ona będzie zmuszona wyhamować i nawet jeśli przez całą ciążę miała czuć się dobrze, to w końcu nastanie ten dzień, w którym praca znajdzie się na ostatnim miejscu.
    — To tylko kilka miesięcy — zauważył, wciąż rozbawiony jej cierpiętniczą miną. — Cieszę się, że ciąża u człowieka trwa tak krótko. Nie to, co na przykład u słonia — powiedział, chcąc ją w ten sposób nieudolnie pocieszyć. W końcu lepiej było znosić pewne niedogodności związane ze zmianami zachodzącymi w ciele przez dziewięć miesięcy niż półtorej roku, prawda? Niektóre kobiety będące blisko rozwiązania chyba wcale nie wiedziały, co mówiły, kiedy narzekały na to, że czują się i wyglądają jak słonice. W końcu cóż mogła począć i do kogo się porównać właśnie taka biedna samica słonia, u której końca ciąży zdawało się nie być widać?
    Te dywagacje poprawiły Marshallowi humor i sprawiły, że myśli o Lionelu odpłynęły dalej, choć chyba nigdy nie miały na dobre go opuścić, nie w towarzystwie Charlotte i niestety nie mógł niczego na to poradzić. To, co dotknęło jego oraz Jennifer stało się obecnie blizną na duchowej powłoce – blizną znajdującą się w miejscu, od którego wzrok nie mógł uciec i padał na nią zaskakująco często. I nawet jeśli niegdysiejsza rana pozostawała tylko jaśniejszym, lekko wypukłym fragmentem skóry, to ilekroć człowiek na nią spojrzał, przypominał sobie, z czym ona się wiązała. Wraz z upływającym czasem towarzyszyło temu coraz mniej emocji, lecz pamiętało się okoliczności jej powstania, pamiętało może i sam proces gojenia. Czasem wzrok po prostu prześlizgiwał się bezwiednie po śladzie na ciele. Czasem do spojrzenia dołączały palce, badały inną fakturę, co mimowolnie prowadziło do odżycia wspomnień, wyjątkowo wyraźnych, jeśli dawna rana była bardzo bolesna.
    Ten wyjątkowy ślad na ciele miał już nigdy nie zniknąć i już zawsze miało się pamiętać. Podobnie było z bliznami na duszy, które nie były widoczne dla ludzkiego oka, lecz potrafiły zmaterializować się w otaczającej rzeczywistości, choćby jak siedząca przy stoliku Lotti, która niedługo miała zostać mamą i Jerome nie był w stanie jej wymazać, tak jak bliznę z ciała można było zmniejszyć w wyniku chirurgicznej interwencji. Nie mógł i nie chciał, lecz jednocześnie nie był w stanie panować nad odruchami umysłu na widok znajomych mu rzeczy.
    — To dobrze! — zawtórował jej śmiechem. — Dajcie znać, jak już coś wymyślicie, bo jestem bardzo ciekawy — dodał, a kiedy blondynka opowiedziała mu o tym, że kompletnie nie wiedziała, co robić, lekko się zamyślił. — Obsługa nad noworodkiem chyba nie jest bardzo skomplikowana. Kiedy urodził się mój najmłodszy brat, miałem szesnaście lat i z tego, co pamiętam, co nieco pomagałem mamie. No ale… Ona mnie we wszystkim instruowała i nie musiałem zgadywać czy Thian akurat jest głodny, czy trzeba go przewinąć, choć tego drugiego raczej nie dało się przeoczyć — zaśmiał się i posłał przyjaciółce znaczące spojrzenie. — Na pewno sobie poradzisz. I masz Colina — dodał, wyglądając na zaskoczonego tym odkryciem, ale dopiero teraz połączył wszystkie właściwe kropki. — Skoro ma już syna, na pewno wie, jak zmienić pieluchę — pocieszył ją i mrugnął do niej porozumiewawczo. Gorzej, jeśli nie wiedział. Wtedy obydwoje mieli skończyć po łokcie umazani w kupie, ale czyż nie takie były uroki rodzicielstwa? Ivana nie szczędziła mu szczegółów i nieraz opowiadała o możliwościach Yoela, szczególnie kiedy ten miał jakieś problemy ze strony układu pokarmowego i potrafił być umorusany po same pachy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nawet wtedy, kiedy opowiadam o kupie? — spytał ze śmiechem, ponieważ uważał, że był to temat, który spokojnie mógł go zdeklasyfikować z pozycji Promyczka. Potem spojrzał na Charlotte poważniej i uśmiechnął się lekko. — Oczywiście, że nie chcę zakładać niczego złego. Chcę tylko, żebyś pamiętała, że masz mnie — powiedział i korzystając z okazji, że Charlotte ponownie ułożyła głowę na jego ramieniu, sam oparł policzek na czubku jej głowy i westchnął cicho.
      — Uf, teraz mnie uspokoiłaś! — mruknął z rozbawieniem. — Lubi cię? — spytał, mając na myśli syna Colina. Pytał, ponieważ wiedział, że wiązanie się z osobami, które miały już dzieci mogło być problematyczne i nie chciał, by Lotti usłyszała kiedyś tekst nie jesteś moją matką, żeby mi rozkazywać, ale jeśli ona i Colin mieli się związać, to kiedyś faktycznie mogło to nastąpić i cóż… Takie po prostu było życie, a Jerome nie mógł jej przed wszystkim uchronić, choćby się bardzo stawał i stawał na głowie.
      Parsknął serdecznym śmiechem, kiedy kobieta z takim żalem powiedziała o herbacie. Śmiał się długo, a kiedy już otarł z kącików oczu łzy wyciśnięte rozbawieniem, zmierzwił dłonią jasne włosy przyjaciółki.
      — Na herbatę i ciasto — poprawił ją, bo przecież jakoś musieli osłodzić sobie to spotkanie, skoro nie mogli pozwolić sobie na rum. — Sexy dance? Szkoda, że nie wiedziałem, że takie masz marzenia, kiedy wracałaś do Nowego Jorku — parsknął. — Wolałabyś, żebym wyskoczył z tortu czy to zbędny dodatek? — dopytywał wesołym tonem, wyraźnie się z nią drocząc, a przy okazji chyba wystarczająco dał jej do rozumienia, co myślał o podobnym sexy dance i że nic takiego nie miało prawa mieć miejsca.
      — Przyznam szczerze, że jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Ale jeśli już, to wybieram pyszne domowe jedzonko — odparł i mrugnął do niej porozumiewawczo.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  29. [A ja słyszałam, że nie masz czasu na pisanie i jesteś zasypana wątkami :P]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Jeśli masz jakiś pomysł, to zapraszam :) Pisz :P]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  31. Serge miewał lepsze dni, a przynajmniej tkwił w takim przekonaniu, ponieważ w nawale obowiązków spadających mu codziennie na głowę, zwyczajnie nie miał czasu na myślenie o niczym poza pracą. Była ona jego najwierniejszą kochanką i najbardziej wyrozumiałą partnerką, choć wymagała od niego w zamian absolutnego poświęcenia. Parł do przodu z siłą buldożera taranującego wszystko na swej drodze, ale bywały czasem nieliczne momenty, w których musiał się zatrzymać i skupić na czymś innym, niż na własnych obowiązkach. Starał się unikać takich sytuacji, jednak coraz częściej spędzał samotne wieczory przy stole kreślarskim pochylony nad projektami w towarzystwie butelki wina oraz Czajkowskiego. Kiedy ściany przestronnego, nowoczesnego apartamentu zaczęły go przytłaczać, sięgnął po długi czarny płaszcz, postanawiając spędzić tę noc na mieście. Znał większość barów jak własną kieszeń, a bywał na tyle częstym gościem, że jego twarz stała się rozpoznawalna wśród barmanów i kelnerek. Być może powinien zastanowić się nad tym, dokąd zmierza, ale znał siebie na tyle, by wiedzieć, iż tego typu eskapady to najbezpieczniejsze, co potrafił zrobić. 
    Wybrał bar, w którym aż roiło się od roześmianych ludzi szukających towarzystwa. Prawdopodobnie był więc jedyną osobą wcale niemającą ochoty na poznawanie innych i jakoś tak się składało, że najbezpieczniejsze miejsce, a mianowicie to przy barze, gdzie mógłby w spokoju sączyć drinka, pozostawało puste, toteż Serge ruszył w tamtą stronę raptownie, zajmując jedno z wysokich drewnianych krzeseł. Rzuciwszy krótkie spojrzenie na towarzyszy niedoli, którzy tkwili pogrążeni we własnych myślach lub rozmawiali z osobami stojącymi za barem, doszedł do wniosku, iż nie trafił źle. Bywały dni, gdy nogi same niosły go do dzielnicy, do której nikt raczej nie zapuszczał się z własnej woli, chyba, że zaliczał się do grona nieświadomych niebezpieczeństwa turystów, dla których szemrane lokale i namolne prostytutki jawiły się jako kolejna z atrakcji, które miał do zaoferowania Nowy Jork. Chevalier szukał kłopotów, podświadomie będąc gotowym do 
    — Butelkę szkockiej — mężczyzna nauczył się, że nie było sensu prosić ciągle o napełnienie szklanki, dużo prostszym rozwiązaniem było więc zamówienie całej butelki, którą nieśpiesznie zamierzał wlać w siebie w przeciągu tej długiej nocy w towarzystwie innych nieszczęśników. Mimowolnie drgnął na dźwięk dziwnie znajomego głosu; był pewien, że gdzieś go już słyszał, ale nie ufał sobie zbytnio, biorąc pod uwagę, ile już wypił. Wyprostował się na wysokim barowym krześle, jakby to miało mu pomóc w odgrzebaniu wspomnień, obdarzając kobietę za ladą wnikliwym spojrzeniem. Pamiętał tę twarz, którą próbowała skrupulatnie ukrywać za uwodzicielską maską i pamiętał zdziwienie, gdy pewnego dnia spotkali się, kiedy jej na sobie nie miała. — Lotta? — spytał niepewnie, bo jasnowłosa kobieta mogła być jedynie do złudzenia podobna do tancerki, którą dość często odwiedzał, uzależniając się od jej bliskości, choć oboje nie mogli sobie pozwolić na żaden dotyk, przynajmniej na terenie klubu. Tam spoufalanie się tancerki z klientem nie było mile widziane, co ochroniarze dość często akcentowali, wyrzucając osoby mające problem z szanowaniem zasad ustalonych przez właściciela. — Widzę, że zmieniłaś pracę — zagadnął, szczerze zaciekawiony, dlaczego zrezygnowała z tańczenia. Może nie była to praca marzeń dla młodej kobiety, ale z tego, co się orientował, była całkiem dochodowym zajęciem.

    aż mi wstyd odpisywać po takim czasie, bo wyjdzie na to, że zanim sklecę odpis Lotka zdąży urodzić i odchować dzieciaczka, ale wybaczcie nam <3
    Serge

    OdpowiedzUsuń
  32. Ostatnie dni chyba dla wszystkich były bardzo napięte. I nie chodziło jedynie o dość nerwową atmosferę spowodowaną nadrabianiem zaległości po śnieżnym paraliżu miasta. Po zimie praktycznie nie było już śladu. Na całe szczęście. Pogoda dopieszczała pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Na drzewach i krzewach zaczęły się już pojawiać pierwsze pąki i to naprawdę dodawało ludziom energii. Ci coraz chętniej uśmiechali się do siebie na ulicy, co chociaż w małym stopniu poprawiało nastrój, gdy ten akurat danego dnia nie był najlepszy.
    Colin miał pełne ręce roboty przez fakt, że firmy coraz chętniej korzystały z oferty imprez integracyjnych na terenie jego przedsiębiorstwa. Nic w tym dziwnego, bo pogoda naprawdę zachęcała do tego, aby coraz więcej czasu spędzać na zewnątrz. Dlatego też w środku tygodnia Rogers praktycznie od rana do wieczora przebywał w pracy. Raz na jakiś czas, wpadając jeszcze do studia nagraniowego, ale tylko po to, aby dopiąć ostatnie rozpoczęte przez siebie projekty. Planował odejść pod koniec czerwca, a wbrew pozorom to nie był wcale tak odległy termin.
    W tym wszystkim oczywiście nie zapomniał o Charlotte, z którą starał się widywać codziennie, a jeśli mu to nie wychodziło to przynajmniej, co drugi dzień. Jednak nie zawsze miała z niego pożytek, bo ten, gdy tylko do niej przychodził często kładł się i zasypiał, gdy tylko zaczynali rozmawiać. I nie! Nie było to spowodowane tym, że kobieta go nudziła. Nic z tych rzeczy! Po prostu po pracy fizycznej był tak wykończony, że nie miał na nic innego siły. Zdecydowanie w ostatnim czasie za dużo pracował, ale chciał, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik, a bądź, co bądź… W pracy należał do perfekcjonistów.
    Z tego wszystkiego zapomniał też, że zbliżał się dzień przylotu ojca Charlotte. Może to i lepiej? Przynajmniej nie zaprzątał sobie tym głowy i nie układał scenariuszy, co też mógłby zrobić albo powiedzieć w jego obecności. Przecież i tak wszyscy wiemy, że takie praktyki rzadko mają potem odzwierciedlenie w rzeczywistości.
    Była sobota, trzeba dodać, że wolna sobota od niepamiętnych czasów. Nawet Jacksona nie miał w ten weekend pod swoją opieką, bo ten pojechał z Natalie do dziadków na ich 40 rocznicę ślubu. Dlatego też postanowił nic nie mówić Lottcie i wyskoczył na zakupy, po czym tuż przed dziesiątą rano, przekroczył próg mieszkania blondynki.
    — Oto jestem! — rzucił, unosząc siatki do góry, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha — Jest, co świętować! Kupiłem nawet szampana dla dzieci. No może to nie mój gust, ale poświęcę się dla ciebie — roześmiał się, odkładając na moment papierowe torby na bok. Zdjął buty, po czym wszedł głębiej do mieszkania — Mam cały wolny weekend, więc możesz mi rozkazywać do woli.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  33. To chyba był świetny dowód na to, że czas nieubłagalnie płynął do przodu, a one zaczynały dorastać. Ich priorytety się zmieniały, nawet jeżeli niektóre wydarzenia nie były w pełni przez nie zaplanowane, to miały wpływ na zachowanie dwóch młodych kobiet. Carlie nigdy nie planowała zostania mamą dwójki dzieci, nawet o jednym nie myślała, ale wystarczyło, że pojawiła się odpowiednia osoba i zmieniła zdanie, chciała tego. Była też na tyle zorganizowana, aby w tym wszystkim nie zapomnieć o sobie i mieć trochę czasu tylko sama ze sobą. Przecież inaczej można było zwariować. Z niedoświadczonej nastolatki, która przyjechała do Nowego Jorku niemal zaraz po ukończeniu liceum stała się teraz młodą kobietą, żoną i matką, kimś kogo w sobie przez długi czas nie widziała, a teraz miała wrażenie, że ta Carlie zawsze w niej była, tylko trzeba było czasu, aby wyszła na światło dzienne i się pokazała ludziom.
    Miała teraz naprawdę sporo szczęścia, że przy swojej pracy mogła pracować zdalnie, a gdy musiała być w biurze pracę zaczynała od dziesiątej, czasem nieco później. Wszystko zależało od tego, jak wiele rzeczy było do zrobienia. Nie lubiła zostawiać spraw na ostatnią chwilę. Choć i to się zdarzało, bo była w końcu tylko człowiekiem. W dodatku czasami bardzo leniwym, ale kto nie lubił siedzieć przed telewizorem z lodami karmelowymi i oglądać Lucyfera?
    — Wydaje mi się, że nie ma osoby na tym świecie, która nie byłaby przerażona myślą zostania rodzicem — zauważyła z lekkim uśmiechem. W końcu, gdy widziało się te dwie kreseczki na teście oznaczało to, że całe życie się wywróci do góry nogami. Trzeba było pomyśleć o tylu rzeczach, tak wiele ich kupić, przygotować pokój i niejako podporządkować swoje życie noworodkowi, a gdy jeszcze ciąża nie okazywała się być najłatwiejsza i przyjemna, było jeszcze trudniej. — Będę mogła cię mieć dość jedynie wtedy, kiedy zacznie ci odwalać od dziecka i staniesz się jedną z tych mamusiek, których nie da się znieść — zażartowała. Sama się z początku bała, że ciąża może ją w kogoś takiego zmienić, ale całe szczęście pozostała wierna swoim przekonaniom i nie uległa temu, co otoczenie od kobiet oczekuje. Pewnie zostałaby zlinczowana za te zmodyfikowane mleko, które dzieciaki piły w nocy, gdy budziły się i chciały jeść.
    — Pewnie, mam tego naprawdę całe mnóstwo. Wiesz, nakupiłam więcej niż było potrzebne, ale zawsze lepiej mieć coś w zapasie niż potem nie mieć w co włożyć dzieciaka — powiedziała i wzruszyła lekko ramionami — a w zasadzie… wiesz już może jakiej będzie płci? — spytała zerkając na koleżankę z lekkim uśmiechem.
    Hesford uśmiechnęła się do blondynki z wdzięcznością, kiedy ta jej pogratulowała. Jeszcze nie do końca przyzwyczaiła się do pracowania tam, choć miała w firmie miejsce jeszcze zanim skończyła studia. Udało się jej tam złapać na staż, a po nim już tam została. A jeżeli czas jej pozwalał przyjmowała tez prywatne zamówienia, choć z tych, póki co musiała zrezygnować, ale przecież dla Charlotte mogłaby zrobić wyjątek i nawet chciała.
    — Nigdy nie projektowałam pokoju dla dzieci, nie licząc tego dla moich, ale to zupełnie co innego — przyznała — ale jestem całkiem dobra z projektami łazienek — zaśmiała się.
    Naprawdę bardzo chętnie pomoże Charlotte z urządzeniem pokoju dla dziecka. Ciekawiło ją czy mają podobny gust czy może jednak będą miały zupełnie inne zdania? Oczywiście Carlie zamierzała tylko jej doradzać, a nie swoje zdanie narzucać.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  34. Rogers popatrzył tylko na Buiscuita, który na jego widok zaczął podskakiwać wokół jego nóg. Najwyraźniej pies Charlotte już przywykł do jego obecności w swoim otoczeniu. Bez problemu dawał się brać na spacer, ale chyba najchętniej lubił podkradać Colinowi kiełbaski z ręki, gdy ten po kryjomu rozpieszczał pupila, tak, aby jego właścicielka niczego nie zauważyła.
    Uniósł nieznacznie brwi, widząc niezadowolenie, wypisane na twarzy blondynki.
    — Ktoś tu wstał lewą nogą — zacmokał teatralnie, po czym roześmiał się. On już przywykł do tego, że w środku tygodnia zwlekał się z łóżka naprawdę wcześnie, dlatego i w weekend nie miał zamiaru marnować dnia. Zapewne jeszcze w swoim życiu będzie miał czas na to, aby porządnie się wyspać. Zapewne nie nastąpi to w przeciągu najbliższych pięciu lat, ale podjął wyzwanie.
    — Jest już dziesiąta, szkoda dnia na spanie — oznajmił tylko i skinął głową na okno w mieszkaniu Lotty, przez które wpadały promienie słoneczne do środka — Szkoda takiej pogody. Lepiej korzystać póki chodzisz o własnych siłach — zażartował uszczypliwie, spoglądając na dziewczynę, nie tracąc z twarzy tego swojego szelmowskiego uśmiechu.
    Nie robiło na nim wrażenia to, że panna Lester chodziła od rana zła czy naburmuszona. Przywykł do jej humorów już dawno. W końcu na samym początku ich znajomości nie pałała do niego zbyt dużą sympatią i podobne zachowanie była dla niego czymś normalnym w wydaniu Charlotte. Po prostu się nim nie przejmował, a… A nawet czasami wykorzystywał, aby wbić jej jakąś drobną szpileczkę. W końcu uwielbiał to, jak ta się na niego wkurzała i w tym względzie niewiele się zmieniło.
    — Trenuję przed nocnym wstawaniem — zagryzł dolną wargę, aby przypadkiem nie zdradzić się śmiechem. Oczywiście, że żartował i nie była to prawda — Widzisz. Nie piję prawie, nie imprezuję całe noce… Śpię normalnie, to kurczę ile można spać. Tak, tak… — mówił, w międzyczasie szykując tosty do upieczenia ich w tosterze. Wyciągnął świeże owoce z toreb, jakieś powidła i jogurty — Ja wiem, że masz mnie już za starego zgreda, ale może… To twoja wina? — uniósł brew, uśmiechając się pod nosem, odwracając się do niej, gdy stała tak oparta o kuchenny blat ze skrzyżowanymi rękami na piersi — Może za słabo się starasz? — przybliżył się do niej, dociskając ją delikatnie do mebla, choć uważał na to, aby przypadkiem za bardzo nie napierać na sam jej brzuch. Pochylił się nad jej twarzą, spoglądając jej przy tym prosto w oczy.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  35. Uniósł brwi, słuchając jej słów naprawdę uważnie. Jednak jej groźby nie spowodowały u niego żadnego przerażenia.
    — Nie zrobiłabyś tego, bo później sama byś tego żałowała — odpowiedział jedynie, będąc tego stuprocentowo pewnym. Tak, jak kiedyś jeszcze mogła grozić mu podobnymi rzeczami, tak teraz nie miały one racji bytu. Wcześniej ich relacja nie była kompletnie zdefiniowana i można było przypuszczać, że blondynka może mieć ochotę się go pozbyć, a teraz? Teraz nie wierzył w to, że sama chciałaby się pozbawić pewnego rodzaju przyjemności.
    — Równouprawnienie, równouprawnienie — podkreślił, celując w jej kierunku swoim uważnym spojrzeniem. Miał zamiar pomagać Charlotte i nie myślał o wymigiwaniu się. Jednak sam nie planował przerwy w pracy. Owszem, miał zamiar zrezygnować z realizacji dźwięku jeszcze przed rozwiązaniem, ale prawdopodobnie nie będzie miało to ogromnego wpływu na to, że zaraz przybędzie mu więcej czasu. Miał firmę, miał zobowiązania, których cały czas będzie musiał dotrzymywać. Dlatego zapewne nie zawsze będzie miał siłę wstać do dziecka za każdym razem, bo prawdopodobnie na drugi dzień byłby człowiekiem zombie, a to w jego pracy mogłoby być naprawdę niebezpiecznie.
    — A nie gadaj! Sama zasypiasz zaraz po mnie — obruszył się, bo dobrze wiedział, że Lotta również, póki co robiła wiele rzeczy na raz, aby pewne sprawy dopiąć do końca i nic dziwnego w tym, że po prostu była zmęczona i padała na twarz. Oboje w środku tygodnia byli zabiegani i weekendy czasami wcale nie wyglądały lepiej. Dopiero teraz mieli czas wyluzować i spędzić ze sobą te dni na spokojnie. Nie miał jeszcze żadnego planu, prócz tego, aby zjeść śniadanie.
    Uśmiechnął się zadziornie, gdy kobieta jednak zmiękła, a jej zły humor gdzieś uleciał. Z zadowoleniem odwzajemnił jej pocałunek, który choć krótki, był nad wyraz przyjemny. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie pozwalał sobie na taką ilość czułości w tak krótkich ostępach czasu, ale dzisiaj już jakoś wiece mu one nie przeszkadzały. Może sam nie prowokował ich zbyt często, jako pierwszy… Ale chyba można było mu wybaczyć to, że raczej nie leżało to w jego naturze?
    — Kawy, zdecydowanie. Jeszcze dzisiaj żadnej nie piłem — pokiwał głową, zabierając się z powrotem za przygotowywanie śniadania. Nie mógł się powstrzymać, więc zaraz po posmarowaniu pierwszej bułki dżemem, wpakował ją sobie do ust.
    — A Jackson dzisiaj i jutro baluje u dziadków na imprezie — wzruszył lekko ramionami, ponownie wgryzając się w kanapkę, milknąć przy tym na moment — A masz jakieś specjalne życzenia, co do tego jak możemy spędzić ten weekend? — przekręcił się nieco, aby oprzeć się plecami o blat — Jedziemy gdzieś?

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  36. — Jeszcze — burknął w odpowiedzi pod nosem, mając nadzieję, że Charlotte go nie usłyszy, było to jednak mało prawdopodobne i pozwolił sobie na podobną uwagę tylko dlatego, iż wiedział, że blondynka miała podobne poczucie humoru do jego własnego i nie miała go zganić za podobny żart. To dlatego ponownie odezwał się wciąż w żartobliwym tonie.
    — No, nie taki pierwszy, przede mną jest jeszcze Colin… — wymruczał z udawanym niezadowoleniem, jakby z wielkim trudem przychodziło mu podzielenie się Charlotte z jeszcze jednym mężczyzną i, kto wie, może było w tym ziarnko prawdy? Przez cały czas trwania ich znajomości naprawdę zdążyła się między nimi zrodzić siostrzano-braterska więź i teraz Jerome zachowywał się trochę jak ten starszy brat, który czuł się zobowiązany, aby dobierać chłopaków swojej młodszej siostrze i pilnować, by żaden z nich jej nie skrzywdził. Z tą różnicą jednakże, że Jerome nie miał realnego wpływu na to, z kim blondynka zamierzała się spotykać, ba!, nawet nie chciał mieć takiego wpływu, nie posiadał też takiej mocy, by ochronić ją przed całym złem tego świata. Może właśnie z tego względu nie dość, że bardziej się martwił, to też czuł się odrobinkę zazdrosny? Jednakże jak bardzo skomplikowane i zagmatwane by to nie było, wszystko sprowadzało się do tego, że po prostu życzył przyjaciółce jak najlepiej.
    — Będziesz wiedziała — zapewnił ją, uśmiechając się ze spokojem. — Może nie od razu, ale bardzo szybko nauczysz się to rozpoznawać. A przynajmniej podobno właśnie tak to wygląda — dodał i mrugnął do niej porozumiewawczo, bo choć nie miał okazji przekonać się o tym na własnej skórze, to tego dnie nie zamierzał się już więcej smucić i przez to roześmiał się wesoło, kiedy kontynuowali temat o kupie. — Wydaje mi się, że nic tak nie łączy ludzi, jak ogarnianie kupy własnego dziecka — zażartował, wtórując Charlotte śmiechem. Może to faktycznie było dużo, bowiem nie dość, że kobieta spodziewała się dziecka, to jeszcze wraz z Colinem zdecydowali się spróbować i być razem, przez co ich związek od razu zostawał wystawiony na jedną z największych, możliwych prób… Jeśli zatem uda im się to przetrwać, już nic więcej nie powinno stanąć im na przeszkodzie.
    — To dobrze. Widać była żona Colina naprawdę dobrze go wychowuje — przyznał z zadowoleniem, mając nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której to Natalie nastawiałaby Jacksona przeciwko ojcu czy Charlotte. W życiu przecież różnie bywało, prawda? Jerome mógł tylko trzymać kciuki za to, by bez względu na to, z jakiego powodu ona i Rogers się rozstali, ta obca dla niego kobieta miała wystarczająco oleju w głowie, by nie robić głupot.
    W odpowiedzi na kolejne słowa przyjaciółki nie pozostało mu nic innego, jak tylko serdecznie się roześmiać. Chichotał długo i głośno, przez co nawet Biscuit na chwilę się obudził i uniósł głowę, rozglądając się ze swojego miejsca pod stołem. Nie trzeba dodawać, że pozostali goście kawiarni przypatrywali im się tym intensywniej, ale Jerome nic sobie z tego nie robił i jedynie wierzchem dłoni otarł z kącików ust łzy wyciśnięte rozbawieniem.
    — To o torcie i tańcu pozwolę sobie zostawić bez komentarza — oznajmił, spoglądając znacząco na blondynkę, a następnie zamyślił się wyraźnie, zastanawiając się nad odpowiedzią na jej pytanie. — Nie mam popisowego dania — odezwał się w końcu. — Gotuję tylko po to, żeby nie zginąć z głodu — wyjaśnił z lekkim rozbawieniem. — Ale właściwie mam pewien pomysł, związany nie z samym jej powrotem… Dwudziestego ósmego marca Jen ma urodziny i pomyślałem, że w okolicy tego terminu moglibyśmy wybrać się do Tajlandii, do azylu dla słoni, w którym byliśmy dwa lata temu. To właśnie w Tajlandii jej się oświadczyłem i pomyślałem, że dobrze będzie wybrać się tam, gdzie poniekąd wszystko się zaczęło. Co o tym myślisz? — spytał, wlepiając uważne spojrzenie w przyjaciółkę, ponieważ naprawdę zależało mu na jej opinii. — Nie jest to słaby pomysł? Sam nie wiem…

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  37. Jerome Marshall zaprosił Cię na wydarzenie Zmiana kodu na 3 z przodu! 🤴

    Jerome Marshall zaprasza Cię: Wezmę udział 🔔 Może 🔔 Nie wezmę udziału 🔔

    👥 Wydarzenie Jerome'a Marshalla
    📍 Nowy Jork
    ⏰ Sobota, 17 kwietnia 2021 o 18:00
    🔒 Prywatne ▪ Tylko zaproszone osoby

    Moi drodzy, zapraszam Was gorąco do wspólnego świętowania moich trzydziestych urodzin – trzeba wykorzystać moment, póki jeszcze nie zaczęło łamać mnie w krzyżu 😉 Koniecznie zabierzcie ze sobą osoby towarzyszące - mężów i innych towarzyszy życia, kozy i świnki morskie również są mile widziane 🦄 Dzieci niekoniecznie (Charlotte, dla Nektarynki zrobię wyjątek), a to ze względu na lejący się alkohol i inne planowane (bądź nie) ekscesy 💃🎸🍕🥂
    Impreza odbędzie się w naszym mieszkaniu, adres znajdziecie poniżej. Nie musicie przynosić ze sobą niczego, poza dobrym humorem i gotowością do zabawy do białego rana 🍹 Nie obowiązuje też żaden dress code, więc generalnie niczym się nie przejmujcie tylko przychodźcie! 🍺 Na wszelkie dodatkowe pytania chętnie odpowiem 🍸

    101 8th Ave
    Park Slope
    Brooklyn, NY


    Odautorsko: Takie cudo sobie wymyśliłam i mam nadzieję, że również Wam ten pomysł przypadnie do gustu. Zdecydowałam się na Discorda (który także dla mnie jest nowością) ze względu na liczbę osób – wydaje mi się, że tak pisanie będzie nam szło zdecydowanie sprawniej, choć nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie ^^ W razie pytań zapraszam na hg (panienkazokienka92@gmail.com), a tymczasem mam nadzieję, że do zobaczenia na czacie! Naszym miejscem zbiórki jest kanał #odautorsko i oczywiście przekażcie link (https://discord.gg/kHZZEvmfAA) swoim blogowym osobom towarzyszącym 🧡

    OdpowiedzUsuń
  38. — Wiem, żartuję sobie przecież — oznajmił i mrugnął do niej porozumiewawczo. — Choć nie ukrywam, będę potrzebował troszeczkę czasu, żeby się przestawić, skoro jeszcze nie tak dawno temu Misiek był tylko Miśkiem, a teraz… — mruknął, wymownie zerkając na jej brzuszek, lecz na myśli miał nie tylko ciążę, a całokształt. W końcu Charlotte i Colin nie tylko mieli zostać rodzicami, ale też zdecydowali się być razem i odważyli się określić, co ich łączy, przez co był to wręcz krok milowy, zważywszy na to, że niegdyś kobieta uważała, że nie potrafi być w związku. Był to zwrot o sto osiemdziesiąt stopni nie tylko dla niej, ale również dla samego Marshalla i to nie tak, że się z tego powodu nie cieszył, bo cieszył się bardzo, co najprawdopodobniej było po nim widać, lecz najzwyczajniej w świecie potrzebował czasu na obycie się z nowym – dla niego – stanem rzeczy.
    — Może być, ale naprawdę nie musisz się tak bardzo tym przejmować — podkreślił i zaśmiał się krótko, kiedy już spostrzegł jej minę. — Musisz pamiętać, że się zgrywałem. To twoje dziecko, twoja córka. Twoja i Colina, więc to do was należą wszystkie decyzje, a ja mogę być tylko ulubionym wujkiem, któremu mimo wszystko będzie bardzo miło, jeśli będzie mógł często widywać swoją… — urwał i zmarszczył brwi, ponieważ najzwyczajniej w świecie zabrakło mu odpowiedniego słowa. Ostatnio jednak całkiem nieźle szło mu wymyślanie nowych tworów i tak stworzył jednogaza, który był połączeniem jednorożca i pegaza, więc dlaczego nie miałby spróbować i tym razem? Musiałby tylko wykombinować coś z przyjaciółką i siostrzenicą, co chyba jednak miało okazać się trudniejsze, niż w przypadku jednorożca i pegaza, ponieważ to połączenie nie było takie oczywiste i nie mogło być byle jakie.
    — Przyjanicę? Nie, nie ma w tym nic ładnego — cmoknął i z niezadowoleniem pokręcił głową, a następnie sięgnął zdrową ręką do brody i pogładził ją w zamyśleniu. Jeszcze przez chwilę bawił się krótkim zarostem, ale nic ciekawego nie przyszło mu do głowy. Może gdyby pili rum zamiast herbaty, albo chociaż herbatę z rumem, wena bardziej by mu dopisywała.
    — Nie wiem! — poddał się z ciężkim westchnieniem. — Ale do naszego następnego spotkania może uda mi się coś wymyślić — stwierdził, uśmiechając się wesoło. Po trochu zazdrościł Lotti i Colinowi, ponieważ czekał ich wspaniały czas, a przynajmniej właśnie tak malował się on w jego wyobrażeniach, choć gdyby sam musiał babrać się z taką ilością kupy, na pewno nie byłby zadowolony.
    — Nie chcę cię martwić, ale chyba będziecie jakoś musiały się dogadywać… — przyznał niechętnie, zerkając na blondynkę z pewnym żalem, ale miał rację. Skoro Charlotte związała się z Colinem, życie na pewno miało wymusić na niej sytuacje, w której ona i Natalie nie będą miały innego wyjścia, jak tylko w pewnych sprawach się porozumieć. Co innego, gdyby Colin i Natalie nie mieli syna, ten jednak na pewno miał u nich bywać, jeśli już młoda para kiedyś zdecyduje się zamieszkać razem. — Mam podobnie z bratem Jennifer. Może to nie tak, że nie cierpię gościa, ale też nie jestem jego wielkim fanem i mam ku temu swoje powody… Ale to wciąż bart Jen — podsumował i wzruszył ramionami. Był uprzedzony do Noah i nic nie mógł na to poradzić, nie po tym, co opowiadała mu żona i jak bardzo się przez niego wycierpiała, goniąc za nim po całym świecie. Z drugiej strony, gdyby nie to, że Jen szukała brata, nie przyleciałaby na Barbados i Jerome nie miałby szansy, aby ją poznać, więc też poniekąd zawdzięczał temu mężczyznę najważniejsze, co miał w życiu. Taka przewrotna sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kiedy masz urodziny? W listopadzie, prawda? — spytał z rozbawieniem, knując już niecny plan. Ciekawe czy faktycznie byłby w stanie wyskoczyć z tortu i odstawić taki sexy dance, że wszyscy pospadaliby z krzeseł? To wymagało dużego dystansu do siebie, a tego raczej mu nie brakowało.
      Ucieszył się, kiedy Lotti tak pozytywnie zareagowała na jego pomysł, to bowiem oznaczało, że być może reakcja Jen będzie bardzo podobna, a przynajmniej taką miał nadzieję.
      — Czasem mi to wychodzi! — zaśmiał się, kiedy przyjaciółka wypomniała mu romantyzm, a następnie lekko wzruszył ramionami, jakby stając się odrobinę speszonym. — Najpierw Jen musi wrócić i mam nadzieję, że już nic się nie przeciągnie. A powiedz mi, co porabiasz siedemnastego kwietnia? — zagadnął niby to od niechcenia, ponieważ już niedługo Charlotte miała dostać zaproszenie na najlepszą imprezę w całym jej życiu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  39. Siostrzółka! — podchwycił natychmiast i aż klasnął w dłonie, tak bardzo to określenie mu się spodobało i chyba nie było już odwrotu, Nektarynka, jakkolwiek miała mieć na imię, miała być dla niego Siostrzółką i naprawdę już nie mógł się doczekać, kiedy ta pojawi się na świecie. Może dlatego, że kiedy jego własna siostra urodziła, nie mógł być przy niej? Nie widział, jak Yoel dorasta i był na bieżąco tylko dzięki licznym zdjęciom, które wysyłała mu Ivana. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że omija go coś ważnego, ale sam wybrał życie w Nowym Jorku i cóż, to również tutaj miał rodzinę.
    Nie wiedział, jakie relacje łączyły Natalie i Charlotte, ale po słowach kobiety wywnioskował, że te nie były najlepsze i jeśli była żona Colina faktycznie tak oceniła blondynkę, to faktycznie nie było się czemu dziwić. Uznał jednakże, że nie będzie zadawał więcej pytań, nie chcąc wchodzić w ten skomplikowany układ. Oczywiście jeśli Lester miała mieć z kobietą jakiś problem, zawsze mogła się do niego zwrócić, ale póki po prostu za sobą nie przepadały, lecz jednocześnie nie miały ze sobą większego konfliktu, Jerome nie zamierzał się wtrącać, a to z jednego prostego powodu – na pewno byłby stronniczy. Tymczasem, choćby ze względu na dobro Jacksona, dorośli na pewno nie powinni myśleć wyłącznie o sobie i wyspiarz nie chciał, choćby niechcący i nieświadomie, podburzać Lotty przeciwko matce chłopaka.
    — A to, że nie będziesz błogo leniuchować, tylko szaleć na moich urodzinach — oznajmił z dumą, a potem przedstawił jej szczegóły.
    Tym sposobem niedługo potem faktycznie bawili się na jego urodzinach, i to bawili doskonale! Kiedy nadszedł siedemnasty kwietnia, kilkanaście osób zebrało się w mieszkaniu państwa Marshall na Brooklynie, a impreza trwała do białego rana. Tylko cudem film mu się nie urwał i wytrwał do samego końca, padając bez życia dopiero, kiedy mieszkanie kompletnie opustoszało i odchorowywał tę imprezę przed dwa dni, ale jednego był pewien – miał zapamiętać ją na długo. Dawno tak dobrze się nie bawił i równie dawno nie czuł tak ogromnej wdzięczności za to, jak wielu wspaniałych przyjaciół posiadał. Jeśli o to chodziło, był prawdziwym szczęściarzem i wielu mogło mu pozazdrościć. Był tym naprawdę szczerze wzruszony i poniekąd zaskoczony, w końcu jak udało mu się zgromadzić wokół siebie tylu świetnych ludzi? Wolał chyba nie rozwiązywać tej zagadki; wystarczyło tylko, by to grono nigdy się nie uszczupliło.
    Z Charlotte spotkał się jakiś tydzień po urodzinach. Umówili się w centrum handlowym na małe zakupy, na miejscu mieli pewnie już coś przekąsić. Był weekend, więc ludzi było sporo, lecz znowu nie tak dużo, by trzeba było się pomiędzy nimi przeciskać. Jerome czekał na swojego, ponownie, ulubionego rudzielca w umówionym miejscu, oparty o barierki przy ruchomych schodach. Klikał coś na telefonie, ale kontrolnie co jakiś czas unosił głowę, by sprawdzić, czy panna Lester przypadkiem już się nie zbliża.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  40. Zmrużył oczy, słysząc jej kolejne słowa. Uśmiechnął się przy tym, ale mimo to gdzieś tam z tyłu głowy miał ten wieczór na urodzinach Jerome’a, na których zagotowało się w nim na widok tej bliskości między przyjaciółmi. Nic nie mógł poradzić na to, że wolałby tego po prostu nie widzieć. Zdawał sobie sprawę, że rudowłosa była blisko ze swoim przyjacielem. Ba… Tamten miał nawet żonę, więc w gruncie rzeczy nie było się niby o co martwić. A jednak. To było silniejsze. Dlatego też komentarz o tym, że nie tylko on miał to, co trzeba w spodniach ukuło nieco mocniej niż może zrobiłoby to kilka tygodni temu. Faktycznie zachowanie to nie było do niego podobne i prawdę mówiąc sam chwilami nie poznawał swoich reakcji. No, ale co mógł poradzić na to, że się zaangażował… Emocjonalnie.
    — Ja na swoje usprawiedliwienie mam to, że mamy wiosnę. Robi się coraz cieplej, więc na naszym polu jest teraz coraz więcej roboty i coraz więcej chętnych klientów — przyznał zgodnie z prawdą.
    Gdyby mógł i gdyby David by mu na to pozwalał pewnie spędzałby za miastem całe dnie, jednak przyjaciel czasami na siłę wykopywał go do domu, gdy sam przyjeżdżał rano, po południu robił przerwę i wracał tylko po to, aby właśnie wyciągnąć Rogersa za fraki do domu. Brodacz jednak zawsze tłumaczył mu swoje zasiedzenie w firmie poprzez dopilnowanie pracowników, naprawę sprzętu czy chociażby posprzątanie tu czy ówdzie. No cóż, lubił mieć wszystko pod kontrolą.
    — Czarna, gorzka — rzucił w odpowiedzi na jej pytanie, gdy sam zabrał się za przygotowywanie kanapek na wycieczkę. On sam może i wytrzyma bez jedzenia parę godzin, ale podejrzewał, że Lotcie może się przypomnieć w najmniej oczekiwanym momencie. I wcale nie miał jej tego za złe, bo sam w ciąży nie był, więc wolał się nie wdawać w dyskusje o czymś o czym ma naprawdę średnie pojęcie. Była głodna to była, przecież kanapka czy dwie więcej jej zaraz nie zaszkodzą.
    Po kilkudziesięciu minutach w trójkę siedzieli w samochodzie gotowi do podróży. Faktycznie dwie godzinki w samochodzie nie było to aż tak długo, aby później faktycznie spędzić wczesne popołudnie w naprawdę pięknych okolicznościach natury. Życie w parku zaczynało powoli budzić się do życia. Można było dostrzec pierwsze pączki na drzewach, niektóre z nich pięknie kwitły, a wokół nich można było dostrzec skupiska dzikich kwiatów. Coś niesamowitego.
    A gdy dochodziło się do jeziora, aż dech zapierało w piersiach. Promienie słoneczne odbijały się od tafli wody, chwilami oślepiając ich, jednak to nie przeszkadzało w tym, aby usiąść na pobliskiej skale i zrobić sobie krótką przerwę. Buiscuit radośnie biegał tam i z powrotem, ciesząc się nawet z tego, że może zamoczyć łatki w zimnej wodzie.
    — Szkoda, że Jacksona nie ma dzisiaj z nami — przyznał, odwracając spojrzenie od tafli jeziora, aby móc spojrzeć na pannę Lester. Kto by pomyślał te kilka lat temu, że ta dwójka, która na początku znajomości tylko potrafiła pić, imprezować i uprawiać seks, że będzie spokojnie spacerować po lesie, aby na chwilę przysiąść i napawać się pięknem natury w oczekiwaniu na ich potomka, który miał się niedługo pojawić na świecie.
    — Co? Będziemy się powoli chyba zbierać? Trzeba by było jeszcze skoczyć do sklepu po jakiś obiad — klepnął dłońmi o uda, jednak nie wstał tylko pochylił się nad dziewczyną, aby niespodziewanie wsunąć rękę w jej długie włosy i przyciągnąć jej głowę bliżej siebie. Złapał jej dolną wargę między swoje zęby, po czym popatrzył jej prosto w oczy, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Musnął jej wargi, aby po chwili odsunąć się, jak gdyby nigdy nic.
    — O deserze też można by było pomyśleć…

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  41. Powrót po czterech miesiącach do Nowego Jorku był dla Noah nie do końca przewidziany. Liczył, że nie będzie go przynajmniej pół roku i niemal wszystko ułożył sobie właśnie z myślą o takim okresie. Kiedy więc pojawił się dwa miesiące przed czasem, stwierdził, że spróbuje wykorzystać ten czas najlepiej, jak tylko może. Przede wszystkim na pisanie – w końcu redaktorka i tak głowę mu urwie za ten wyjazd, więc lepiej przywitać się z porządnie opracowanym szkicem w łapce. Po drugie mógłby podrasować trochę swojego bloga. A po trzecie… wziąć urlop i odpocząć. Choć w odpoczywaniu stanowczo przeszkadzało mu to, że wynajął swoje mieszkanie na pół roku i nie miał, gdzie się podziać. Ostatecznie sam wynajął pokój za niewielkie pieniądze, byle nie płacić za hotel. Jego dochody nie były tak imponujące, żeby mieszkać sobie przez dwa miesiące w hotelu. Nawet po tym, jak Gregory opłacił mu lot do Japonii i z powrotem. Poza tym Jen niewiele się odzywała i Noah nie wiedział, co o tym sądzić.
    To wszystko sprawiło, że jego powrót do Nowego Jorku przeszedł bez echa i informowania kogokolwiek. I dzięki temu mógł być sobą. Poza tym pomagał swojej gospodyni w remoncie kuchni. A czas między pracą spędzał w kawiarniach i galeriach, gdzie mógł spokojnie pisać. Tak, był tym dziwnym człowiekiem, który za komfortowe warunki do pisania uważał głośny, ale anonimowy tłum.
    Tego dnia obudził się bardzo wcześnie i dlatego od samego rana pisał. Kiedy wreszcie otworzono sklepy, uznał, że najwyższa pora na przerwę i wybrał się na wycieczkę po zakupy. Pomyślał, że odwiedzi galerię, żeby przy okazji zajrzeć do sklepu ze sprzętem elektronicznym i nabyć nową myszkę. Właśnie wychodził z siatką pełną jedzenia, gdy usłyszał swoje imię i drgnął nerwowo. Nie wiedział, czy kiedykolwiek na ten dźwięk nie podniesie alarmu wszystkich swoich systemów obronnych. Rozejrzał się gwałtownie i zobaczył zmierzająca w jego kierunku kobietę. Nie od razu rozpoznał w niej Lottę. Nie powinna mu się dziwić. Ludzie od tak nie połykają arbuza.
    - Lotta! Nie spodziewałem się cię tu spotkać… - zauważył. Przecież nie mógł przyznać, że to spotkanie wcale nie jest mu na rękę. Nie chciał, żeby w jakimiś pokrętnymi drogami do redaktorki dotarła wiadomość, że wrócił do miasta i się nie odezwał. Potrzebował jeszcze kilku dni dla siebie.
    Skinął głową, kiedy usłyszał propozycję Lotty.
    - Jasne. Właśnie miałem szukać kawiarni – odparł, a potem ponownie przebiegł wzrokiem po sylwetce kobiety. – Widzę, że sporo się u ciebie pozmieniało od naszego ostatniego spotkania – zauważył. Nie bardzo wiedział, czy powinien jej gratulować czy współczuć… Zupełnie nie znał się na takich sytuacjach. A od poronienia Jen w ogóle przestał myśleć o dzieciach jako istotach ludzkich. Stały się dla niego… czymś na kształt idei o nieokreślonych kształtach. Niekiedy głośnych i kłopotliwych, ale tylko teoretycznych.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  42. To, że mu zależało to nie uchodziło wątpliwościom. Bo przecież gdyby tak nie było, to nie odważyłby się na tak szalony w jego mniemaniu krok, aby przyznać przed sobą i przed nią, że w jakimś stopniu był gotowy wejść w związek. Był dojrzalszy niż te kilkanaście lat temu, gdy zaczął spotykać się z Natalie i cała ta relacja wyglądała zdecydowanie inaczej. Z brunetką połączyli go znajomi i właściwie gdy ci zniknęli, oni też zaczęli się od siebie oddalać, czego później nie było łatwo z powrotem połączyć. Nie zależało mu… Choć czasami się zastanawiał nad tym czy może powinno ze względu na Jacksona?
    Odwrócił głowę w jej kierunku, uśmiechając się pod nosem, gdy wpadło mu coś do jego łepetyny.
    — Najwyżej ty byś nam zastąpiła piłkę — rzucił ze śmiechem, oczywiście żartując. Nie był tak chorym psychicznie człowiekiem, aby coś podobnego zrobić. Jednak czy istnieli ludzie, którzy mieli aż tak niepoukładane w głowie, aby posunąć się do czegoś podobnego?
    To nie do końca było tak, że skopali mu tyłek, bo on trochę też poluzował i dawał im fory. Pewnie gdyby tylko chciał, dałby im popalić i strzelił kilka bramek więcej. Chciał nauczycie Jacksona, że czasami też się przegrywa, ale akurat tamtego dnia uznał, że na tego typu nauki przyjdzie jeszcze czas.
    — Ja mam gotować? — uniósł nieznacznie brwi, po czym podrapał się po swoim policzku — Dobrze wiesz, że szczytem moich możliwości kulinarnych to naleśniki i TV Dinners.
    Wzruszył ramionami, bo naprawdę nie był zdolnym kucharzem. Ba… Właściwie żaden z niego kucharz, bo po prostu nic nie potrafił sensownego ugotować. Nigdy nie odczuwał potrzeby, aby to zmienić, bo częściej jadł jedzenie na wynos, a jeśli nawet nie to w marketach był tak szeroki wybór, że nie trzeba było sobie podobnymi sprawami zaprzątać głowy.
    — Za słodkim jestem średnio, ale tutaj nie umiem odmówić — przyznał, nie mając nic przeciwko temu, aby w pełni wykorzystać tą piękną pogodę. Wokół nich faktycznie nie było żywego ducha, a nawet jeśli to dodatkowy aspekt w postaci niechcianych gapiów dodawał nieco więcej pikanterii, jakiejś takiej adrenaliny. Nie odpowiedział już jej nic, tylko przeszedł do dalszego działania. Odwzajemniał jej pocałunki, przybliżając się tym samym bliżej jej ciała. Rozsunął jej nogi, będąc wdzięcznym matce naturze, że kamień na którym siedziała Charlotte należał do tych bardziej płaskich i gładkich, więc może nie było to wygodne łóżko, ale zdecydowanie lepsze miejsce aniżeli piasek, który potem mógł znaleźć się w nieodpowiednich miejscach czy ostre krawędzie głazu, których tu na szczęście nie uświadczyli. Dlatego też mógł skupić się jedynie na płynącej przyjemności z tej bliskości.
    Sięgnął ręką pod sukienkę Lotty, aby zsunąć z niej dolną partię jej bielizny, bo bądź, co bądź inaczej nie był w stanie zagwarantować sobie i jej pełnej swobody w kwestii dawania sobie dzisiaj niesamowitej przyjemności.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  43. Jemu było wszystko jedno. Nigdy nie był wybredny pod względem jedzenia. Jadał już różne rzeczy w swoim życiu i nie zawsze one należały do tych z wysokiej półki. Były takie momenty, że kilka tygodni jechał na noodlach zalewanych wrzątkiem. Szybko, tanio i prosto, a to było najważniejsze. Czasami w trasie nie miał na nic innego możliwości. Z biegiem czasu ktoś odpowiadał za catering, ale gdy zaczynał swoją pracę to wcale tak kolorowo nie było. Dlatego dzisiaj mógł zjeść cokolwiek, choć domyślał się, że Charlotte wcale nie byłaby z tego powodu zadowolona.
    — Hm… To jeszcze powinnaś spróbować łódki — rzucił, przerywając na moment to, co działo się między nimi. Jednak tylko po to, aby popatrzyć jej prosto w oczy i uśmiechnąć się zawadiacko.
    Mieli swoje doświadczenia na karku i z tym problemu nie miał. Mógł rozmawiać o przeszłości. Ba… Mogłoby być to nawet bardzo interesujące. Będzie musiał kiedyś faktycznie zagadać o jej najbardziej szalony seks, jaki udało jej się w swoim życiu przeżyć. Sam też miałby to i owo do opowiedzenia, w co z pewnością Lotta nie wątpiła. W końcu od samego początku ich znajomości oboje mówili otwarcie o tym, że raczej prowadzili dość szalony i otwarty na nowe doznania tryby życia.
    Cóż… Sytuacja jednak nieco zmusiła ich do tego, aby trochę przystopować. Nie oznaczało to jednak tego, że mają całkowicie zdziadzieć i nie pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa w postaci seksu na świeżym powietrzu. Ot… To całkiem nawet zdrowe. Nawdychają się czystego powietrza poza miastem, a przecież wysiłek zwiększał organizmowi jego zapotrzebowanie, prawda?
    — Dobrze, że nie ma upału, bo pewnie nie wysiedziałabyś na tej skale, gdyby ta się porządnie nagrzała — odparł, po czym niespodziewanie znów wpił się w jej wargi, jednocześnie bez większego ostrzeżenia, wchodząc w nią swoim przyrodzeniem. Objął ją mocniej swoim ramieniem, aby przypadkiem się nie ześlizgnęła i nie wylądowała na ziemi. Jeszcze tego by im brakowało, aby zrobiła sobie krzywdę podczas zbliżenia na łonie na tury. Pewnie wyglądaliby przekomicznie, tłumacząc okoliczności zdarzenia na pogotowiu, gdzie mieliby się zająć obitą kością ogonową ciężarnej kobiety.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  44. — Nie, ale pokombinować zawsze można — odparł, naprawdę w to wierząc.
    Nie posiadał żadnej łódki ani motorówki, ale mógł przecież popytać. Miał znajomości, więc wierzył w to, że ktoś był posiadaczem takiego środka lokomocji. Zwłaszcza, że w Nowym Jorku też było gdzie popływać. Weźmy chociażby taką East River, gdzie na pewno można było poszaleć za dnia i w nocy.
    On sam też nie miał problemu, aby poopowiadać historie związane z jego jednorazowymi przygodami. Czy natomiast miał jakieś miejsce, które chciałby przetestować? Aktualnie nie przychodziło mu nic konkretnego do głowy, ale z pewnością gdyby się głębiej zastanowił, to coś by mu do tej głowy wpadło.
    Świat w tym momencie przestał się liczyć dla Rogersa. Śpiewające ptaki, jakby zamilkły, wiejący wiatr, jakby zniknął, a szumiącą woda, jakby ustała. Teraz był skupiony tylko i wyłącznie na Charlotte – na jej jękach, przyspieszonym oddechu i… przekleństwa, które wyrwały się z jej ust. Tego się nie spodziewał, ale do jego uszu nawet nie dotarł głos obcej kobiety, która ewidentnie była zażenowana tym, co zobaczyła. No cóż… Wcześniej zdołał podciągnąć spodnie na tyle, że wcale nie świecił gołym tyłkiem na całą okolicę. Więc to, co ich zdradzało to wzmożone sapnięcia i posuwiste ruchy, których się dopuszczali. No cóż… Pewnie nawet gdyby jakieś dziecko ich dojrzało dałoby się to wszystko wytłumaczyć bez jakiś specjalnych kombinacji. Ot, tańczyli sobie.
    Nieocenionym plusem ciąży był fakt, że tym razem faktycznie nie musieli martwić się o prezerwatywę ani o to czy powinni zastosować stosunek przerywany. Dwukrotnie nie dało się spłodzić potomka, dlatego też Rogers nie miał zamiaru się hamować i nie przerywał do samego końca. Nie rozproszyła go nawet nieznajoma kobieta, ponieważ i tak był już blisko finału. Zacisnął mocniej szczęki, aby tylko nie sapnąć byt głośno, a po wszystkim odetchnął głęboko. Wyprostował się i zapiął spodnie oraz pasek, patrząc przy tym błysnącymi oczami na rudowłosą.
    — Chyba nawet musimy, bo jeszcze będzie nas gonić jakaś leśna straż — odparł z lekkim rozbawieniem, starając się unormować swój niespokojny oddech. Przeczesał palcami swoje włosy, po czym przywołał Buiscuta do nich, aby mogli wszyscy ruszyć w drogę powrotną.
    — Zapomniałem, jaka z ciebie diablica — powiedział, gdy już zasiedli w samochodzie i ruszyli w stronę Nowego Jorku. Podróż powinna im zająć około dwóch godzin z hakiem, więc i jemu zaczynało burczeć w brzuchu. Może mogliby zastanowić się nad tym czy by nie załatwić obiadu w drodze do domu? Po drodze mijali Little Caesars, a pizza nigdy przecież nie była złym wyborem.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  45. Ciekawe, jak zaczęliby się tłumaczyć przed Jacksonem, który przypadkiem wpadł im do sypialni. Albo przed ich własnym dzieckiem, gdy to będzie już nieco bardziej rozumne i też mu się zdarzy przyłapać rodziców na pitu-pitu. Takie prawdopodobieństwo przecież istniało, ale w sumie po, co sobie zawracać sobie tym głowę, gdy właściwie jeszcze nic takiego nie miało miejsca? Nawe gdyby dziś wymyśliliby sensowną odpowiedź to pewnie zapomnieliby jej w momencie, w którym akurat byłaby potrzebna.
    — Jeżeli ktoś kto by cię choć trochę znał to by uwierzył, bo jesteś szalona — odparł z lekkim rozbawieniem, poprawiając jeszcze swoją kurtkę zanim wrócili do samochodu. Posłał w jej kierunku rozbawione spojrzenie, gdy ta mu oznajmiła, że to nie jest wszystko na co ją tak naprawdę stać. Wiedział to doskonale i wcale nie musiał o tym dyskutować. Była nieprzewidywalna, więc akurat w to, że mogła go zaskoczyć w sprawach łóżkowych nie było niczym dziwnym. Poza tym on też nie był facetem, który uważał, że ma takie doświadczenie w tych względach, jak nikt inny. Raczej podchodził do seksu normalnie. Może i w przeszłości miał sporo partnerek seksualnych, ale czy odstawał jakoś od średniej? Pewnie nie. Na pewno byli tacy, co mieli ich mniej, ale też byli i tacy, co mieli ich dużo, dużo więcej.
    Jechał spokojnie, nawet nie myśląc za bardzo o tym, że rudzielec nie będzie w stanie dotrwać bez jedzenia do domu. Te jej napady głodu czasami bawiły go niezmiernie, bo chwilami wyglądało to tak, jakby zaraz miała zejść mu, bo nie ma czegoś w ustach.
    — Musisz wytrzymać jakieś piętnaście minut — powiedział ze śmiechem, stukając pałacami o kierownicę w rytm lecącej z głośników muzyki — Masz szczęście, że mówisz teraz, bo jak byśmy już minęli Little Ceasar to już nic innego by nie było do samego miasta — odparł po krótkim zastanowieniu.
    I tak, jak obiecał po kilkunastu minutach zajechali pod okienko restauracji, gdzie mogli złożyć swoje zamówienie. Rogers wziął sobie jakąś zwykłą pizzę, krążki cebulowe, frytki i colę. Pizzy jeść, prowadząc nie mógłby za bardzo, więc przynajmniej pocieszy się krążkami i frytkami, aby w domu zjeść na spokojnie, nawet jeśli i zimne jedzenie.
    Dzięki temu krótkiemu przystankowi zaoszczędzili przynajmniej czas na zamawianie jedzenia do domu, pod którym zaparkował półtorej godziny później. Dobrze, że skorzystali z pięknego dnia, bo mimo wszystko wiosna bywała zdradliwa i już chmury zwiastowały zbliżającą się wiosenną burzę.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  46. Musiał się z nią zgodzić, bo i jemu ta wycieczka dobrze zrobiła. Odpoczął mentalnie, nie myśląc cały czas o pracy i podejrzewał, że resztę dnia spędzi na dalszym relaksie. Niestety nie miał bladego pojęcia o tym, jak bardzo się myli.
    Dzierżył w dłoni opakowanie z pizzą, wchodząc niespiesznie na górę. Nawet nie zwrócił uwagi, jak Buiscut wyrwał do przodu.
    — No jakoś nie widzę się wśród tatuśków, gładzących swoje partnerki po ciążowych brzuszkach — przyznał jej rację. Chyba nie dałby się namówić na coś podobnego. A nawet jeśli pewnie musiałaby mu długo wynagradzać fakt, że tak bardzo się poświęcał, aby wysłuchiwać rady obcych ludzi. Wychodził z założenia, że skoro Jackson jako tako przetrwał to przecież oni też sobie z małym dzieckiem poradzą. A w razie problemów mieli przyjaciół, którzy na pewno chętnie im pomogą. On zawsze mógł się zwrócić do Davida, u którego paczki z pampersami nadal schodzą tonami.
    — A właśnie… W czwartek David z Lisą robią grilla u siebie na ogródku. Może Natalie pozwoli mi zabrać Jacksona. Co myślisz? — zapytał zanim jeszcze pies zaczął ujadać, jednak nie doczekał się już odpowiedzi. Sam zmarszczył brwi, pnąc się coraz wyżej po schodach.
    Nie spodziewał się tego, co zobaczył przed drzwiami, a raczej kogo. Zacisnął palce na kartonowym pudełku i nawet wysilił się na lekki uśmiech, który jednak szybko zniknął z jego twarzy.
    — Wyjdę jeśli Charlotte będzie sobie tego życzyła — odparł, nawet nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie był dzieciakiem, który dałby się czymś takim zbyć. Miał swoje lata i postawienie się starszemu sobie mężczyźnie nie było niewykonalne.
    Zmarszczył brwi, wchodząc za nimi do mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i odłożył pudełko z pizzą na bok. Pozwolił Anthony’emu się wykrzyczeć i wyrzucić z siebie to, co leżało na sercu. Nie oznaczało to jednak tego, że Rogersa nie ubodło to, co usłyszał. Jednak starał się zachować stoicki spokój, bo trzecia osoba, która zaczęłaby się awanturować niczego dobrego by tym nie wniosła.
    Już chciał ich uspokoić, już miał podejść do rudowłosej, aby położyć swoje ręce na jej ramionach, ale zatrzymał się, gdy usłyszał ostatnie zdanie. Tego kompletnie się nie spodziewał. Mimo, że starali się, jak mogli. Weszli na grunt, którego najwyraźniej oboje nie znali i dopiero się go uczuli… I żadne z nich nie odważyło sobie wyznać słowem tego, co tak naprawdę do siebie czuje. Wiadomym było, że się kochali. Na swój dziwny i pokręcony sposób i nawet Rogers to okazywał, choć może nie do końca to dostrzegał, ale nie odważył się jeszcze tego powiedzieć wprost.
    Odetchnął głęboko i faktycznie podszedł do kobiety, aby stanąć tuż za nią, tak aby czuła, że cały czas ma w nim swoje oparcie. Podniósł powoli ręce, które położył na jej ramionach, które wydawały się być napięte. Chciał ją uspokoić, chociażby swoją obecnością, ale i spokojnym tonem głosu:
    — Zdaję sobie sprawę, że nie jestem wymarzonym partnerem dla żadnego z rodziców. Jednak uważam, że to fakt, iż mam dziecko niczego nie zmienia. A może wręcz przeciwnie? Charlotte wie, że potrafię sprostać zadaniu bycia ojcem. Nie jestem idealny, nie byłem, ale staram się — mówił spokojnie, choć pilnował się, aby przypadkiem za bardzo nie marszczyć brwi w zdenerwowaniu — Jestem Amerykaninem i nie wstydzę się tego. Są ode mnie lepsi ludzi, ale i gorsi. Nieważne czy mieszkają w Anglii, na Litwie czy w Rosji — wzruszył ramionami, nie odrywając uważnego spojrzenia od ojca Lotty — Nie mogę obiecać, że nam się uda, ale… Mogę obiecać, że nigdy nie pozwolę na to, aby Charlotte wychowywała dziecko samotnie i jestem gotowy na to, aby cokolwiek się wydarzyło szanować i wspierać pańską córkę… Choć dziś myślę, że… — uśmiechnął się lekko i wychylił się nieco do przodu, aby widzieć choć profil twarzy rudowłosej — Nic nie zwiastuje tego, aby musiała myśleć o samotności.
    Nie był gotowy powiedzieć jej tego samego. Kochał ją, to pewne… Jednak czegoś mu brakowało, aby móc to powiedzieć na głos. Może po prostu odpowiedniej chwili? Kłótnia z Anthony’m ewidentnie nią nie była.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  47. Kiedy Noah usłyszał, że Lotta jest chętna na odpoczynek w kawiarni, skierował ich oboje w odpowiednią stronę. Szczególnie, że kobieta po prostu szła przed siebie, a on już miał swoje upatrzone miejsce.
    - Musi być ci niełatwo... W sensie z dodatkowym balastem - odpowiedział jakoś dziwnie. Skąd miał wiedzieć, jak rozmawiać z ciężarną? - Jak... no... ile jeszcze to... wam zostało? Takiego chodzenia? - zapytał głupio i modlił się w duchu, by kobieta nie odpowiedziała mu tygodniami, ponieważ zupełnie nie wiedział, co to oznacza. Istota ludzka chodzi w ciąży 9 miesięcy, więc po cholerę liczą to w tygodniach?
    - A życie popchnęło mnie daleko od domu - odparł. - Wyjechałem jeszcze przed końcem kampani... i redaktorka jeszcze nie wie, że wróciłem, więc pewnie zabije mnie, gdy tylko się dowie... - przewrócił oczami. Lotta miała okazję poznać jego kata i wiedziała, że można być jednocześnie miłą, troskliwą kobietką i tyranem równocześnie.
    - W ogóle dziękuję, że podjęłaś się tej reklamy... mam nadzieję, że nie miałaś z tego powodu żadnych nieprzyjemności - spojrzał na nią ze szczerą troską i uwagą. Nie chciał, żeby miała przez niego jakieś kłopoty, szczególnie w tym stanie.
    W końcu weszli do jednej z kawiarni i zajęli miejsce na uboczu. Kiedy podeszła do nich kelnerka i przyjęła zamówienia, Noah rozparł się wygodnie w fotelu.
    - Opowiadaj, co tam u ciebie ciekawego... Jak tam szczur... piesek? - zapytał i uśmiechnął się lekko. Podejrzewał, że to Lotta ma więcej do opowiedzenia. Z resztą większość jego przeżyć nie nadawała się do referowania komukolwiek.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  48. Ostatecznie Jerome przestał się rozglądać, pochłonięty artykułem, który niespodziewanie rzucił mu się w oczy na jednej ze stron. Rozprawianie się z tekstem tak go zajęło, że po chwili zamknął się na dźwięki z otoczenia i nic dziwnego, że kiedy Lotta się zbliżyła i krzyknęła wprost do jego ucha, przestraszył się nie na żarty. Do tego stopnia, że podskoczył, wypuścił telefon i podniósł te cholerne ręce tak, jakby właśnie ważyło się jego życie. Dopiero kilka następnych sekund pozwoliło mu uświadomić sobie, co tak naprawdę się dzieje i kiedy rudowłosa stanęła przed nim, posłał jej groźne spojrzenie. Schylił się też po telefon, który na szczęście nie ucierpiał w wyniku tego niespodziewanego zajścia i prostując się, niby to przypadkiem szturchnął kobietę biodrem, chcąc tym samym dać jej do zrozumienia, co myślał o takim straszeniu go.
    — Lotti, chcesz mnie przyprawić o zawał? — zażartował, nawiązując tym samym do swoich urodzin i do tego, które dokładnie urodziny to były. — Kilka minut — odparł, odwzajemniając jej uścisk, co jednak zrobił ostrożniej, niż zazwyczaj. Nie chciał przecież zgnieść ani Charlotte, ani tym bardziej Nektarynki, swojej jedynej siostrzółki. Podejrzewał również, że dla kobiety w ciąży takie ściskanie niekoniecznie musiało być komfortowe, choć nie przypominał sobie, by Jen szczególnie narzekała i mimo że pomyślał o ciąży żony, myśl ta nie potoczyła się dalej i nie pociągnęła za sobą kolejnych – uśmiech wyspiarza nie przygasł choćby na ułamek sekundy.
    — Tak jest! — Zasalutował pokracznie. — Aczkolwiek wielu nowojorczyków nie miałoby nic przeciwko — pozwolił sobie zauważyć, uśmiechając się tylko odrobinę bezczelnie i wystawił ramię, tak by kobieta mogła się pod nie złapać i by tym samym mogli rozpocząć szalony rajd po sklepach.
    — I jak tam z Colinem? — zagadnął, kiedy już obrali za cel pierwszy ze sklepów, w którym prawdopodobnie mieli znaleźć coś, co pomieści Charlotte. Ale nie, żeby podczas ich ostatniego spotkania Marshall opowiadał coś o słoniach, wcale jej przecież tego nie wykrakał… Poza tym, te kilka kilogramów na plusie dodało jej uroku i wcale nie sprawiło, że Lester wyglądała gorzej.
    — Mam nadzieję, że po urodzinach wyjaśniliście sobie, co trzeba? — dopytywał, ponieważ był tym naprawdę przejęty i ostatnim, czego chciał było przyczynianie się do sprzeczek czy też kłótni pomiędzy tą dwójką. On i Charlotte zdążyli jeszcze porozmawiać, ale nie miał pojęcia, jak przedstawiała się sytuacja z drugim brodaczem. Próbował postawić się na miejscu mężczyzny i cóż… Potrafił sobie wyobrazić, że sam, w podobnej sytuacji raczej nie byłby zadowolony, nawet pomimo tego, że ufał Jennifer. Człowiek był jednakże już tak skonstruowany, że pewne emocje budziły się w nim wbrew zdrowemu rozsądkowi i racjonalnym tłumaczeniom, za co nie można było nikogo winić.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  49. Zmarszczył brwi, bo wcale nie podobało mu się to, co słyszał z ust Anthony’ego. Jasne, zdawał sobie sprawę z tego, że sam nigdy nie był idealnym ojcem. Jednak cisnęło mu się na usta, że mężczyzna, która przed nim stał też nim nie był. Każdy z nich popełnił swym życiu błędy, których nie powinno sobie wytykać. Jak poczułby się ojciec Charlotte w momencie, w którym Rogers zarzucił mu, że jakim cudem ktoś kto niby był przy swojej córce cały czas nie zorientował się, że jego dziecko musiało podjąć się pracy, której wcale podjąć nie chciało? Nie zauważył, że jest nieszczęśliwa? Nieważne czy ktoś był weekendowym tatusiem czy takim, który jest zawsze. Rogers późno oprzytomniał, to fakt… Jednak był zawsze, gdy tylko Jackson go potrzebował. Może sześciolatek był jeszcze za mały, ale póki co, miał pewność, że jego syn nie bałby mu się powiedzieć najgorszej prawdy i zwrócić się o pomoc. Jak będzie później? Colin za wszelką cenę będzie starał się o to, aby tego nigdy nie zatracić.
    — I ja wcale się za niedzielnego ojca nie uważam. To, że rozstałem się z jego matką nie oznacza, że nie uczestniczę w wychowywaniu dziecka, jednak o czym my tutaj rozmawiamy — pokręcił lekko głową, już chcąc coś dodać ostrzejszego, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał — Ale musi pan pamiętać o tym, że pańska córka jest już dorosła i nie może jej pan zmusić do powrotu. To jest tylko i wyłącznie jej decyzja — dodał na zakończenie od siebie, zanim jeszcze rudowłosa zdołała się odezwać. Popatrzył na dziewczynę, która wydawała się być bardziej blada niż zwykle. Bez słowa ruszył do aneksu kuchennego, gdzie wyciągnął szklankę z szafki i nalał do niej chłodnej niegazowanej wody, którą jej podał.
    — Nauczyłem się już nie obiecywać czegoś czego nie jestem w stanie sprostać — pokręcił lekko głową i zwrócił się spojrzeniem do Lotty, która w końcu zdołała się odezwać. Nie do końca podobał mu się fakt, że chciała zostać sama, ale nie chciał się kłócić. Wystarczyło, że wymiana zdań z jej ojcem wyprowadziła go z równowagi i mógł się jedynie domyślać, że na nią podziałało to ze zdwojoną siłą. Westchnął, po czym podszedł bliżej, aby pochylić się nad kobietą i musnąć wargami jej czoło. Nie powiedział nic więcej i tylko wyszedł z mieszkania, przepuszczając w progu mężczyznę w średnim wieku. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Rogers wsunął dłonie do kieszeni spodni i popatrzył na ojca Charlotte.
    — To nie powinna być ani moja, ani pana decyzja. Dobrze pan o tym wie — powiedział, powoli kierując się w stronę — Czy niechęć do mnie jest tak duża czy może jednak skusi się pan na kufel piwa w moim towarzystwie? — zapytał, choć podejrzewał, że usłyszy odmowę. Wcale by go to nie zdziwiło, bo sam nie był pewny, jak dalsze spotkanie by się potoczyło, gdyby jednak wylądowali naprzeciwko siebie bez Charlotte.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  50. Noah miał swoje ulubione kawiarnie i miejsca, gdzie dobrze mu się pisało. A kiedy znajdował taki kąt, to niechętnie go porzucał, dlatego nic dziwnego, że nogi poniosły go w stronę z góry upatrzonego miejsca.
    Mężczyzna był wdzięczny Lotcie, że nie wchodziła z szczegóły ciąży. Zupełnie się na tym nie znał i właściwie nie planował zapoznawać się z tym tematem bliżej w nadchodzących miesiącach. Miał cichą nadzieję, że życie nie spłata mu okrutnego figla w tym temacie.
    - Ale masz kogoś… kto ci pomaga? – zapytał. Nie chciał pytać o ojca dziecka, bo w końcu może Lotta nawet nie wiedziała kto to? Z resztą to stanowczo nie była jego sprawa. Ale może miała kogoś z rodziny lub przyjaciół, kto mógł jej pomagać w trudnych chwilach. Sam raczej nie kandydował na to stanowisko.
    - To nie tak, że to planowałem – odparł, gdy Lotta potwierdziła, że zauważyła jego zniknięcie. Potem westchnął dramatycznie. – Nooo nie da się ukryć, że poważnie ją wkurzyłem – przyznał. – Co, zapewniam, nie było moim zamiarem. To był raczej… niefortunny zbieg okoliczności – dodał, a widząc, że jego wymówki nieszczególnie działają na rozmówczynię, westchnął. – Zwyczajnie dostałem zlecenie, a że policja jakoś mało ochoczo brała się do swojej pracy, to niektórzy chcieli mi „podziękować” za popsucie interesu. Nie chciałem dać się zbić na kwaśne jabłko, więc przyjąłem ofertę i wyjechałem – wyjaśnił.
    Ucieszył się, gdy Lotta stwierdziła, że promocja jego książki przyniosła jej i jej wydawnictwu pewne korzyści.
    - Ale pracujesz jeszcze, czy ciąża cię uziemiła? – zapytał. Uśmiechnął się mimowolnie, kiedy oburzyła się, że nazwał jej psa szczurem. Przecież znała jego zdanie na temat takich małych i niezbyt groźnych piesków, które głośno szczekają, często gryzą, ale niewiele mogą naprawdę zrobić.
    - Zero imprez… i alkoholu . Musi być ci naprawdę niełatwo – powiedział ze współczuciem. To akurat potrafił sobie wyobrazić i odczuć.
    - Ja? – zdziwił się. – Nie… niezbyt ciepłe. Wpadłem do Japonii – odparł. – Ale zimową porą, to i tam nie jest za ciepło -dodał

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  51. Odetchnął z ulgą, gdy Anthony jednak nie przyjął jego zaproszenia. Nie miał pewności czy ci kiedykolwiek się ze sobą dogadają. Oboje mieli swoje racje i wszystko wskazywało na to, że prędko ich nie zmienią.
    — W takim razie życzę miłego popołudnia — rzucił jeszcze na odchodne, po czym zszedł po schodach. Na zewnątrz wsunął dłonie do kieszeni swoich ciemnych spodni i skierował swe kroki do samochodu. Miał zamiar pojechać do siebie, a później faktycznie zaszyć się w jakimś okolicznym barze z kuflem piwa w ręce. Miał czas, aby przemyśleć wszystko to, co miało dzisiaj miejsce. Czy przejmował się wizytą ojca Lotty? Skłamałby, gdyby powiedział, że nie. Jednak nie miał zamiaru pokazywać nad wyraz, jakim to dobrym partnerem jest dla jego córki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale tak nie było. Robił wszystko, jak najlepiej potrafił, a co najważniejsze… Zależało mu na Charlotte i na ich dziecku, które było w drodze i wbrew pozorom było mu już bliżej na ten świat, aniżeli dalej. A co do wyznania rudowłosej, to je doceniał, jednak nie potrafił odpowiedzieć tym samym. Czuł, że jest dla niego bardzo ważna. Ba, nie jeden bez zawahania powiedziałby, że Rogers jest zakochany, ale on sam nie potrafił tego przyznać. Nawet przed samym sobą, a co dopiero przed panną Lester.
    Resztę sobotniego wieczoru spędził w barze, sącząc kilka piw. Jednak po wszystkim, koło północy wrócił grzecznie do domu. Wziął szybki prysznic i położył się spać.
    W poniedziałek pojechał z samego rana do pracy, aby załatwić to, co było najbardziej pilne w danym momencie. Musiał zabrać jakieś papiery i odwiedzić jeszcze urząd po drodze na badanie. Na szczęście nie złapały go żadne kolejki i kilkanaście minut przed umówioną wizytą zjawił się pod przychodnią. Poprawił swoją skórzaną kurtkę na ramionach i ruszył w kierunku kobiety, która czekała przed wejściem. Na jej widok jego twarz od razu rozpromieniała, gdy tylko zauważył, że ich outfity były praktycznie takie same. Najwyraźniej wiele ich łączyło i to chociażby ubrania. Pokręcił z rozbawieniem głową, chwytając nagle jej dłoń i zmuszając do tego aby się obróciła wokół własnej osi.
    — I nie powiesz mi, że robimy to specjalnie — zaczął się śmiać, bo pewnie z boku wyglądali niczym para, która miała na swoim punkcie takiego fioła, że pewnie mówią o sobie Rogester lub Charlin z połączenia nazwisk lub imion.
    — Gotowa? — popatrzył jej prosto w oczy, jednocześnie ściskając nieznacznie jej dłoń, którą cały czas trzymał — A jak tatusiek, ochłonął trochę? — zapytał, choć miał wątpliwości czy aby na pewno jest to dobry temat przed badaniem. Jednak ciekawość zwyciężyła i miał cichą nadzieję, że właśnie tak było. Może przemyślał parę spraw i dał Charlotte więcej swobody i możliwości decydowania o sobie samej?

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  52. — I co? Będziesz mi wywalać koszule z szafy? Nie ma mowy — odparł, cały czas nie kryjąc rozbawienia z zaistniałej sytuacji — Już prędzej dam się namówić na porannego mmsa z aktualizacją tego, co masz na sobie — dodał, uśmiechając się pod nosem — Albo, gdy nie masz… — tutaj zbliżył się do jej ucha, którego płatek chwycił między zęby, zanim jeszcze ruszyli do środka.
    On sam dzisiejszym dniem nie był zestresowany. O dziwo cały sobotni stres zszedł z niego całkiem szybko, ale może to dlatego, że zdołał go rozładować, będąc w barze. A dzisiejsza wizyta raczej wywoływała u niego podekscytowanie. Już nie mógł się doczekać tego, gdy dowiedzą się o płci dziecka. Też nie był za niespodziankami i nie do końca rozumiał tą modę na gender reval, które tak chętnie przyszli rodzice umieszczali w internecie. Już sam fakt, że możliwe, iż będzie musiał przeżyć baby shower w tych wszystkich pastelowych kolorach z dodatkiem wszystkiego, co malutkie, słodkie i dziecięce.
    Nie powiedział już nic na temat jej ojca, ale wiedział doskonale, że na dzisiaj to jeszcze nie koniec. Teraz jednak wolał się skupić na tym, co przed nimi. Wszedł zaraz za rudowłosą do gabinetu i zajął miejsce obok kozetki, starając się, jak najmniej zawadzać lekarzowi. Starał się być na każdej wizycie, ale jak wiadomo czasami obowiązki były siłą wyższą. Ale opuścił tylko jedno badanie! Więc powinno się to cenić, albo i nie… Zależy czy ktoś znał Rogersa sprzed kilkunastu miesięcy czy też nie.
    Nie wtrącał się, nie wyrywał się z pytaniami, bo ta chwila kompletnie nie należała do niego. Nie mógł przecież odpowiedzieć za Lottę, nie wiedział, jak się czuła w ciąży. Zmarszczył tylko brwi, gdy ta wspomniała o tym sobotnim incydencie. Zapewne gdyby o tym wiedział nie poddałby się tak łatwo i nie wyszedłby z jej mieszkania, ale możliwe, że wtedy pogorszyłby jedynie sytuację. Zupełnie nieumyślnie.
    Zacisnął mocniej wargi, gdy na ekranie aparatury mogli już dostrzec zarys ludzkiej postaci. Uśmiechnął się szeroko i mimowolnie chwycił dłoń dziewczyny, aby zacisnąć na niej swe palce. To było coś niezwykłego, co przeżywał pierwszy raz. Może akurat w tej chwili o tym nie myślał, ale miewał wyrzuty sumienia, że nie doświadczył tego wszystkiego, gdy Natalie była w ciąży z Jacksonem. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej?
    Gdy tylko usłyszał, że będą mieli córkę, miał wrażenie, jakby cały świat na moment stanął. Niedowierzał, a w środku czuł, że rozpiera go ogromna radość. Prawda była taka, że cieszyłby się równie mocno z syna, ale córka… Będzie miał córkę! Coś niesamowitego!
    Popatrzył na Charlotte z wypisanym niedowierzaniem na twarzy i nagle pochylił się nad nią i w przypływie dziwnej czułości, musnął jej wargi swoimi.
    — Kocham cię — szepnął jej prosto w usta ledwie słyszalnie i chyba sam się tego nie spodziewał. Najwyraźniej oboje potrafili coś takiego powiedzieć w przypływie nagłych i naprawdę silnych emocji.
    Odetchnął głęboko i przeczesał palcami swoje włosy, czując jak nagle zrobiło mu się cholernie gorąco. Pokręcił jeszcze głową, a następnie prychnął z rozbawienia, na komentarz Charlotte o wdanie się córki w nią samą.
    — A ja mam nadzieję, że dowiozę cię do niego na czas, bo lekarz ze mnie raczej marny — powiedział, gdy zbierali się już do wyjścia. Otworzył przed kobietą drzwi, aby mogła wyjść przodem i pożegnał się z lekarzem.
    Wyrównał krok z rudowłosą i popatrzył na nią uważnie.
    — No już jest dużo większą dziewczynką niż Nektarynka — przyznał jej racje, wsuwając dłonie do kieszeni spodni — A myślałaś już nad imieniem?

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  53. Odetchnął, Kiedy Lotti powiedziała, że po jego imprezie urodzinowej ona i Colin wyjaśnili sobie co nieco, ale też wciąż miał w pamięci ich rozmowę telefoniczną i to, co kobieta niemalże wykrzyczała podczas kłótni z ojcem. Dostał jednakże wyraźny sygnał, że nie powinien tak od razu ciągnąć jej za język i cóż, skrzywił się lekko, kiedy rudowłosa tak sprawnie odbiła piłeczkę.
    — Musimy… na nowo poukładać pewne rzeczy — przyznał, tracąc odrobinę na dobrym humorze. Chyba żadne z nich nie zakładało, że od razu po jej powrocie wszystko będzie dobrze, a wręcz idealnie, a raczej… Jennifer tego nie zakładała i się z tym liczyła, Jerome natomiast brutalnie, ale słusznie zderzył się z własnymi wyobrażeniami i pogodził się z tym, co mimo wszystko czuł gdzieś pod skórą. Że nie miało być tak, jak kiedyś, miało być inaczej, ale wcale nie oznaczało to, że miało być tym samym gorzej, bo też któż mógł wiedzieć, co na nich czekało? Szkoda tylko, że nim ujrzał tę prostą prawdę, musiał doprowadzić do nieprzyjemnej kłótni i to właśnie najbardziej ciążyło mu na sercu, ale też już nie mógł nic na to poradzić i cóż, wolał takie starcie od zamiatanych pod dywan niedomówień.
    Podążał za kobietą jak cień i spoglądał na to z nieco innej perspektywy, bo ucieszył się, że już w drugim sklepie znaleźli coś, co mogłoby na nią pasować.
    — Daj spokój, ten materiał będzie miał się na czym układać i to wcale nie oznacza, że będziesz wyglądać jak słonica. Twoje ciało musi wyprodukować małego człowieka w szalenie krótkim czasie, bo co to jest dziewięć miesięcy, więc bądź dla niego trochę bardziej wyrozumiała — skarcił ją łagodnie, nim zniknęła w przymierzalni, a kiedy zobaczył wystawioną pod zasłonką stopę, parsknął serdecznym śmiechem.
    — Do czego to doszło! — zawołał rozbawiony i bez zawahania padł na kolana, by tym sposobem wygodniej mu było uporać się ze sznurówkami trampek. W tej pozycji, pochylonego nad butem i majstrującego przy supełkach, zastała go ekspedientka, która z wrażenia aż szerzej otworzyła oczy. Szybko jednak się opamiętała i przywołała na twarz uprzejmy uśmiech, który zapewne miał jej zagwarantować lepszą sprzedaż.
    — Może w czymś państwu pomóc? — zaproponowała, mówiąc nieco głośniej, tak by również skryta za zasłoną Lester wyraźnie ją słyszała. — Może pokazać panu jeszcze jakieś ubrania, które spodobałyby się żonie? Pani mogłaby się w spokoju przebrać, a pan poszedłby ze mną — zaproponowała i wyglądało na to, że wcześniej wypatrzyła, iż rudowłosa była w ciąży.
    Jerome tymczasem uporał się z jednym trampkiem i poklepał podłogę, dając tym samym znak, by Charlotte wystawiła drugą stopę. Usłyszawszy słowo-klucz żona parsknął śmiechem, ale chyba nawet nie miał siły protestować i wszystkiego tłumaczyć. A kto wie, może miało mu się udać załatwić jakiś rabat dla żony? W końcu mieli jeszcze tyle wydatków. Wózek, łóżeczko, tony pieluch… Tak, rozwiązując drugą sznurówkę, Jerome już układał w głowie chytry plan.
    — To jak, skarbie? — zaświergotał. — Chcesz, żeby pani pokazała mi jeszcze trochę ubrań dla ciebie?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  54. W końcu musiał nadejść ten czas, kiedy człowiek wydorośleje. Carlie nie sądziła tylko, że w jej przypadku ten czas pojawi się tak szybko, ale cieszyła się nawet z tego. Z początku bała się tych zmian. Małżeństwo, dzieci, to wszystko to było bardzo dużo, ale z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przekonywała się, że to właśnie jest to i nie zamieniłaby tego co ma na nic innego. Musiała się do tych wszystkich zmian naprawdę przyzwyczaić, ale ostatecznie się jej udało i było teraz zwyczajnie cudownie. Może byłoby tylko lepiej, gdyby bliźnięta miały za sobą już ząbkowanie, nieprzespane nocki i budzenie się co dwie godziny. Widać pewnie po niej nawet było, że jest zmęczona i choć używała swoich najlepszych kosmetyków do maskowania nieprzespanych nocek i cieni pod oczami to niekoniecznie dawały one radę przy podwójnym zapieprzu w nocy. Budziło się jedno, zaraz drugie i tak od miesięcy, choć na szczęście z każdym kolejnym dniem będzie w końcu coraz lepiej i jakoś sobie to wszystko odeśpi. Kiedyś.
    — Zdradzę ci, że po porodzie wcale za wiele się nie zmienia i ten dział wygląda jak dla kosmitów — przyznała. Ciekawe, jak wiele matek teraz by się za to oburzyło? Carlie naprawdę kochała swoje dzieci, nigdy nikogo ani niczego tak mocno nie kochała, jak tej dwójki, ale czasem zwyczajnie miała dość i co tu dużo mówić, ale mali ludzie czasem wyglądali, jakby pochodzili z innej planety. I te wszystkie rozmiary były dziwne, wciąż się ich uczyła, a nie każde ciuszki miały to ułatwienie i nie pisało na jaki wiek są śpioszki czy inne ubranka. — Moja mama ma to chyba we krwi. I mąż, a ja… wydaje mi się, że wszyscy dookoła wiedzą, jak się nimi zajmować, a ja tylko muszę je rozgryzać kawałek po kawałku, aby wiedzieć czego chcą, czy im ciepło.
    Teraz było o wiele łatwiej, ale z początku te wszystkie dziecięce rzeczy, przedmioty ją naprawdę przerażały.
    Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech, gdy zdradziła jakiej płci będzie dziecko. Nie, aby dyskryminowała chłopców, bo sama w końcu miała malucha u siebie, ale jednak dziewczynki to dziewczynki!
    — To świetnie naprawdę — zaszczebiotała z uśmiechem — mam ochotę zasypać cię masą pytań, przepraszam, jakbym zadawała zbyt dużo pytań to możesz mnie śmiało walnąć — zaśmiała się. Była podekscytowana myślą, że kolejna osoba z jej otoczenia będzie miała dziecko, naprawdę. Same mamuśki dookoła, nie ma co. — Taaa, znalezienie czegoś w tym mieście graniczy z cudem. Sami ostatnio się przeprowadzaliśmy i naprawdę ciężko coś znaleźć.
    Nie dało się jednak ukryć, że dzieci potrzebowały sporo przestrzeni. Niby taki mały człowiek, a miał wiele rzeczy i samo łóżeczko nie wystarczy. Carlie z początku myślała, że przecież pokój dla dzieci będzie w sam raz i wyszło tak, że ich rzeczy były dosłownie wszędzie.
    — Mam skłamać? — spytała z lekkim uśmiechem. Jakie życie byłoby proste, gdyby na tym się kończyło, a tymczasem tych rzeczy było setki. Jak nie tysiące.
    Spojrzała w stronę psiaków, ale te zbyt dobrze bawiły się w swoim towarzystwie, aby teraz zwracać uwagę na Carlie i Charlotte. Trochę jak z dziećmi. Pilnować, aby się nie zgubiły, nie pogryzły i bawiły grzecznie.
    — Babe tutaj by pasowała świetnie, ale świnka w parku dla psów to byłby koszmar — zaśmiała się — wyobrażasz sobie co mogłoby się tu dziać — dodała i pokręciła głową.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  55. Wiedział, że zawsze może liczyć na Lottę i że ta zawsze go wysłucha, niezależnie od tego, czy miałby do powiedzenia coś mądrego, czy akurat gadałby głupoty, ponieważ czasem człowiek naprawdę potrzebował jedynie się wygadać, nie oczekując przy tym żadnych światłych rad. Tym razem jednakże Jerome nie miał do powiedzenia niczego konkretnego; nawet nie potrafiłby ubrać w słowa tego, co się działo, ponieważ nie były to proste, łatwe do opisania wydarzenia, które można było zamknąć w konkretnych ramach. Więcej działo nie na tym materialnym polu, a w sferze uczuciowej, wręcz na poziomie metafizycznym, przez co nie tylko niuanse, ale i te duże zmiany były trudne do opisania. Stąd wyspiarz jedynie uśmiechnął się z wdzięcznością, nie zamierzał jednak kontynuować tego tematu; być może obydwoje potrzebowali chwili beztroski i oderwania się od problemów?
    — Nie kuś tym rumem, bo jeszcze długo się razem nie napijemy — wypomniał jej z rozbawieniem. — Chyba że chcesz się katować i patrzeć, jak ja piję? — zażartował, lecz dobrze wiedział, że nie miałby z tego żadnej frajdy. O wiele przyjemniej było raczyć się alkoholem w towarzystwie Charlotte, kiedy język rozwiązywał im się w podobnym tempie, niż gdyby sam musiał zmagać się z przyjemnym szumieniem w głowie.
    Widać Marshall faktycznie miał coś do tych słoni. Nie marudził jednakże, tylko pomógł przyjaciółce w ściągnięciu obydwu trampków i nieomal parsknął wesoło, kiedy ta nazwała go misiaczkiem. Udało mu się nie roześmiać, ale na jego ustach i tak wykwitł szeroki uśmiech, który sprzedawczyni śmiało mogła zinterpretować jak tylko żywnie jej się podobało.
    — Dobrze, to my niedługo wrócimy! — poinformował i skinął młodej ekspedientce głową na znak, że mogą się oddalić. Dziewczyna od razu poprowadziła go w głąb sklepu, gdzie, jak się okazało, znajdował się cały dział dla pań w ciąży, tej mniej i bardziej zaawansowanej.
    — Który to tydzień? — pozwoliła sobie zagadnąć, przebierając pomiędzy wieszakami i zerknęła krótko na Marshalla, który wyraźnie speszony, uniósł dłoń i podrapał się po głowie.
    — Zadaje pani bardzo trudne pytania — rzucił zakłopotany, starając się kupić sobie trochę czasu, podczas gdy w głowie zaczął dokonywać skomplikowanych obliczeń. — Wie pani, że mężczyźni nie ogarniają tych całych tygodni? Powiem tak, początek piątego miesiąca — strzelił, mniej bądź bardziej trafnie, przypominając sobie, kiedy mniej więcej dowiedział się o ciąży.
    Ekspedientka uśmiechnęła się w odpowiedzi, skinęła głową i przesunęła o krok w prawo, zaczynając przebierać w ubraniach o odpowiednim rozmiarze. Jerome tymczasem uznał, że jeśli chcieli coś ugrać, powinien zacząć ją urabiać już teraz.
    — Wie pani, moje słoneczko nie mieści się już w większość wiosennych i letnich ubrań… A jeszcze tyle wydatków przed nami — westchnął. — Wózek, przewijak, łóżeczko… Zaczęliśmy też przygotowywać pokój i sam remont kosztuje. Nie spodziewałem się, że wiąże się z tym tyle wydatków. A teraz jeszcze te ubrania! — westchnął po raz drugi. — Ale czego się nie zrobi dla ukochanej, prawda? — rzucił, podczas gdy kobieta z naręczem ubrań gotowa była powrócić do przymierzalni, w której zostawili Lotti.
    — Ma pan rację, to na pewno sporo pieniędzy — zgodziła się, ostrożnie zerkając na powiewające to tu, to tam metki, aż uniosła wzrok i rozpromieniła się na widok paradującej przed przymierzalnią rudowłosej. — Chyba znaleźliśmy coś odpowiedniego! — zawołała. — Proszę przymierzyć coś z tego. Powinny podkreślić, co trzeba i jednocześnie nie krępować ruchów — poinformowała, podsuwając Charlotte kilka sukienek.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  56. Jeszcze sam chyba nie był gotowy na to, aby zastanawiać się nad tym, jak będzie to wszystko wyglądało w momencie, w którym przyjdzie im zmierzyć się z wyzwaniem porodu. Miał tylko nadzieję, że będzie wtedy w pobliżu i los nie sprawi, że nie będzie w stanie jej towarzyszyć w tak ważnej i zarazem trudnej chwili. Po temperamencie Charlotte obawiał się też tego, że sam mógłby nie wyjść z tego wyzwania cało. A nóż dostałby jakimś talerzem, miską czy czymkolwiek w głowę, ale może wcale nie będzie tak źle? Nieważne, mieli jeszcze trochę czasu.
    Większym problemem może okazać się sam powrót ze szpitala, bo przecież musieliby ustalić czy decydują się na wspólne mieszkanie, a jeśli tak to gdzie? Gdzie mieliby stworzyć kąt dla ich córki? Wbrew pozorom powinni już zacząć myśleć nad tego typu rzeczami. A fakt, że Anthony był aktualnie w Nowym Jorku wcale tego wszystkiego nie ułatwiał.
    — Niee… Ale wychodzi na to, że musimy już zacząć się nad tym zastanawiać — przyznał zgodnie z prawdą, układając jedną dłoń na swojej potylicy, zastanawiając się nad wyborem imienia, a raczej w ogóle nad momentem, w którym będą musieli usiąść i znaleźć jakiekolwiek sensowne propozycje. Nie miał żadnego poglądu na to, jakie imię byłoby odpowiednie dla dziewczynki.
    — Resztę dnia mam wolnego, więc możemy się gdzieś rozsiąść — uśmiechnął się do niej, wsuwając przy tym dłonie do kieszeni spodni. Stali aktualnie przed budynkiem przychodni, a na tej samej ulicy, nieopodal, znajdowały się różnego rodzaju knajpki. Dlatego też ruszył powoli przed siebie, spoglądając na rudowłosą — Może emocje trochę opadły, co? Myślisz, że pogadasz dzisiaj z ojcem? Sam na sam? Czy wolisz bym był obok? — uniósł nieznacznie brwi.
    Podejrzewał, że chyba pierwsza ich rozmowa po całym zajściu powinna odbyć się tylko w cztery oczy, ale może Lotta miała zupełnie inny pogląd na to wszystko? Miał jednak nadzieję, że rodzina panny Lester w końcu zaakceptuje fakt, że ich córka zaczęła układać sobie życie na własny sposób. Zdawał sobie sprawę, że nie jest wymarzonym partnerem w oczach jej rodziców, ale… Czy naprawdę było aż tak źle?

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  57. Rum będą musieli zamienić na mleko modyfikowane, ale Marshall nie miał nic przeciwko. Poza tym czas płynął tak szybko, że ani się obejrzą, a będą świętować roczek Nektarynki i wtedy Charlotte powinna już móc się napić, prawda? Oczywiście to zależało od tego, jak długo zamierzała karmić, lecz raczej nie był to temat, którym akurat Jerome powinien się interesować. Mógł chodzić na zakupy i rozwiązywać przyjaciółce trampki, lecz pewna tajemna wiedza powinna pozostać przeznaczona jedynie dla Colina. Tym sposobem wyspiarz doskonale sprawdzał się jako niby-mąż i miał nadzieję, że faktycznie uda mu się wywalczyć dla nich jakiś rabat. Bez wątpienia mieli dużo szczęścia, że trafili na tak miłą i pomocną ekspedientkę, w końcu ileż to razy człowiek miał do czynienia z nieprzyjemnymi paniami, które zdawały się nienawidzić swojej pracy. Jerome zawsze się wtedy zastanawiał, dlaczego takie osoby nie poszukają czegoś, w czym czuły by się dobrze i może niekoniecznie musiałyby mieć kontakt z klientem?
    Tymczasem skupił się na rudowłosej, która faktycznie nie prezentowała się dobrze w sukience, którą akurat miała na sobie, a to ze względu na jej fason. Zdawało się, że ktoś po prostu zszył ze sobą dwa prostokątne kawałki materiału, pozostawiając otwory odpowiednio na głowę i ręce – absolutnie nikt nie wyglądałby w tym dobrze, no może poza chudymi i wysokimi modelkami, które kształty miały podobne do tejże sukienki.
    — Odpada, musisz być ładną ciężarną — zażartował, obserwując, jak ekspedientka wręcza Lotti sukienki i jak ta znika w przymierzalni. Obserwował tę scenę bezwiednie, z szerokim uśmiechem na ustach i ramionami skrzyżowanymi na piersi, aż coś mocno zakuło go w sercu. Nagle i niespodziewanie przyszła do niego myśl, że nigdy nie nacieszył się podobnymi zakupami z Jennifer i okazało się to tak przykre, że Marshall musiał na chwilę odejść i zniknąć między ubraniami. Nie spodziewał się, że to tak bardzo zaboli, ale nie mógł niczego na to poradzić. Nie mógł zatrzymać wracających do niego wspomnień i zapanować nad przytłaczającym poczuciem straty. Nie zamierzał jednak wybiec ze sklepu. Ot, potrzebował chwili sam ze sobą i wyłonił się spomiędzy wieszaków z ubraniami akurat, kiedy Lester opuściła przymierzalnię.
    — Bardzo ładnie! — skomentował. — Wreszcie nie wyglądasz, jakbyś miała na sobie worek po ziemniakach — zażartował i mrugnął do niej porozumiewawczo, a później obejrzał ją w każdej kolejnej sukience. Trzeba było przyznać, że obsługująca ich sprzedawczyni miała naprawdę bardzo dobre oko do ludzi i gust, niemożliwym bowiem było wyłonienie z tych czterech sukienek ledwo dwóch.
    — Ja wziąłbym wszystkie — stwierdził, podchodząc bliżej. Bokiem oparł się o ściankę przymierzalni i popatrzył po rozwieszonych na haczykach sukienkach. — Ale nie możemy sobie na to pozwolić — dodał cicho, niby tak, żeby usłyszała go tylko małżonka, lecz mówił wystarczająco głośno, by jego słowa dotarły również do uszu stojącej nieopodal ekspedientki.
    — To może te dwie? Nie… A może jednak ta i ta? Ta z tamtą? Cholera, nie potrafię wybrać, we wszystkich wyglądałaś cudownie! — jęknął z żalem i choć właśnie odgrywał małe przedstawienie na potrzeby ewentualnego rabatu, wypowiedziany komplement wcale nie był kłamstwem.
    — Szanowni pastwo… — odezwała się niespodziewanie dziewczyna i Jerome natychmiast odwrócił się w jej stronę. — Rzeczywiście wyglądała pani ślicznie we wszystkich czterech sukienkach — przyznała, uśmiechając się odrobinę nieśmiało. — Mogę zaproponować rabat, dwa plus dwa. Te cztery sukienki w cenie dwóch najdroższych — podkreśliła, nie chcąc zapewne dostać nagany od szefostwa.
    — Naprawdę? Ale co to za promocja? — zdziwił się wyspiarz, nadal ją podpuszczając. — Nie widziałem, żebyście mieli tu wyprzedaż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To taki specjalny rabat, tylko dla przyszłych mam — odparła gładko i uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie zadowolona ze skleconej prędko odpowiedzi.
      Jerome wyżej uniósł brwi i spojrzał na Charlotte. Diabełek siedzący na jego ramieniu, podszeptujący mu do ucha złe rzeczy, właśnie zacierał rączki i musiał bardzo się pilnować, by samemu nie wykonać podobnego gestu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  58. Nie był za bardzo przekonany do pomysłu z pójściem do szkoły rodzenia, ale kto wie… Jeśli Charlotte użyje jakiegoś podstępu, on nie będzie mógł się już wywinąć. Jednak i tak nie wyobrażał sobie siebie, siedzącego z innymi przejętymi przyszłymi rodzicami. Czy kazano by mu ćwiczyć oddechy razem z rudowłosą? Czułby się idiotycznie – to na pewno. Ale może i kurs pierwszej pomocy, który zazwyczaj też można odbyć w takim miejscu nie był wcale najgłupszym pomysłem? W końcu to, że Jacksonowi potrafiłby pomóc, nie oznacza, że zawsze wiedziałby, jak to zrobić w przypadku nowonarodzonego dziecka. Te były tak malutkimi istotami i tak kruchymi, że chyba sam jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
    Popatrzył na kobietę i prychnął pod nosem rozbawiony.
    — Tutaj w punkt. Na pewno nie Natalie, ale podejrzewam, że tobie też by to imię nie odpowiadało — przyznał, przesuwając dłonią wzdłuż swojej brody, pozwalając sobie przy tym na ironiczny uśmiech pod nosem.
    Pogoda była coraz przyjemniejsza i tylko zachęcała do pozostania na świeżym powietrzu. Uniósł wzrok na lokal, który wybrała panna Lester i nie pozostawało mu nic innego, jak zgodzić się na przyjemną restauracyjkę, okraszoną ogromną ilością kwiatów, które aż ciążyły na ogródkowych płotkach i pojawiały się praktycznie na każdym ze stolików.
    Uniósł pięść do ust, aby ukryć swoje rozbawienie, gdy Charlotte złożyła swoje słodkie i dość pokaźne zamówienie. Nie miał zamiaru jej ograniczać. W końcu jadła za dwoje, więc niech szaleje. Sam nie wiedział, na co miał stąd ochotę. Dlatego też wziął mrożoną kawę, a do tego NY Cheesecake. Z przyjemnością napiłby się czegoś mocniejszego. To pewne, ale przecież przyjechał tutaj samochodem i nie mógł sobie na to pozwolić.
    W końcu zasiedli przy jednym z bardziej słonecznych stolików i mogli się napawać spokojem i wolnym popołudniem, które było poprzedzone naprawdę dobrymi nowinami.
    — Nigdzie się nie wybieram i ty mam nadzieję też nie — odpowiedział, gdy wrócili do tematu jej ojca. Zgadzał się z tym, że lepiej byłoby, aby dziewczyna porozmawiała z nim w cztery oczy, choć prawdę mówiąc Rogers byłby spokojniejszy, gdyby mógł w tej rozmowie uczestniczyć. Nie chciał też, aby cały czas uchodził za najgorsze zło, które spotkało jego córkę. Może dwa lata temu przyznałby Anthonemu rację, ale… Nie dzisiaj. Był innym człowiekiem i trzeba tutaj dodać, że miała w tym swój udział również i Lotta.
    — Za różowego diabełka, który rośnie ci w brzuchu — odparł ze śmiechem, gdy sama uniosła swój koktajl do góry, gdy tylko otrzymali swoje zamówienie.
    Czy nie mógł się już doczekać rozwiązania? Niekoniecznie, bo czuł niedosyt tego, że jeszcze nie zdążyli z Charlotte zrobić wielu rzeczy bez dzieci, ale… Kto powiedział, że będzie im to odebrane? Mieli super przyjaciół, którzy z pewnością nie odmówią im pomocy w momencie, gdy oboje będą potrzebowali detoksu od pieluch, mleka i płaczu.
    Sam również nie zwrócił większej uwagi na fakt, że telefon rudowłosej zawibrował i oznajmił, że ma jakąś nową aktywność na portalu społecznościowym. Żadna nowość, ani nic podejrzanego, choć pewnie gdyby tylko się dowiedział… Już raz zazdrość wzięła górę nad brodaczem i nic nie wskazywało na to, aby nagle miałoby się to zmienić. Zależało mu na Charlotte i dlatego też reagował w tak emocjonalny sposób, gdy czuł się zagrożony. Nawet jeśli wcale to nie była prawda.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  59. Noah pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. Chociaż nic specjalnego nie łączyło go z Lottą, to nie życzył kobiecie źle. Jeśli zdecydowała się urodzić to dziecko, to dobrze, że chociaż miała jakieś wsparcie. A jeśli za pomoc ma odpowiadać ojciec bachorka, to chyba dobrze, prawda? W końcu nawet jeśli nie będą razem, to dzieciak będzie miał oboje rodziców. Jeśli oboje będą się w przyszłości tak samo angażować jak obecnie.
    - To dobrze. Przynajmniej sprowadzisz na świat dziecko z perspektywą szczęśliwego życia – odpowiedział spokojnie. Nie był jakimś wielkim fanem dzieci. Raczej nie planował własnych. Jedyne, jakie brał pod uwagę, to potomek Jen, ale jak na razie siostra nie miała szczęścia. Podejrzewał, że minie jeszcze trochę czasu, nim Jen zdecyduje się na kolejną ciążę.
    - Oj tak… - westchnął. – Wiem, że mi nie odpuści. Mam nadzieję, że dożyję publikacji kolejnej książki. Inaczej będzie to wydanie posthuma… - pokręcił głową. Mówiąc to, nie wiedział jeszcze, że o śmierć przyjdzie mu się dość mocno otrzeć.
    - Cóż… Będziesz szalejącą emerytką. Gdy już odchowasz dziecko – zauważył żartobliwie. – Wiesz… dużo osób uważa, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce. – Może nie chciał być złośliwy, ale.. cóż… Nie znał Lotty długo i wiele o niej nie wiedział, ale zdążył zauważyć, że ma imprezową duszę i raczej nie było możliwe, by całkiem zrezygnowała z tego typu życia. Może w zaawansowanej ciąży nie zacznie tańczyć na stole, ale kto wie, co będzie po porodzie?
    - Nie mój wybór. Praca wezwała – przyznał. – Czy polecam? Nie wiem… to dość specyficzne środowisko. Ma pewne zalety… i jeśli lubisz porządek i jasne pozycje społeczne, to spoko, ale dla mnie przystosowanie się nie było łatwe. Nie wiem, czy potrafiłbym tam mieszkać na stałe. Wakacje? Zwiedzanie? Jasne. Ale tak na amen? Chyba wolę wolnego ducha Nowego Jorku.
    Noah

    OdpowiedzUsuń