Miała dziewiętnaście lat, kiedy znalazła się w Stanach Zjednoczonych z tymczasową wizą, przeszłością, o której wolałaby nie pamiętać, i zupełnym brakiem perspektyw. Szczęście Mei polegało na tym, że przygarnęli ją ludzie ze społeczności koreańskiej. Dali pracę, dach nad głową. Oczywiście obdarzyli ją również całkiem pokaźnym workiem zobowiązań i presji, ale to była w stanie znieść. Tak jej się przynajmniej wydawało, kiedy wciskała się w sukienkę ślubną, żeby stanąć u boku starszego od siebie mężczyzny. Powtarzała sobie, że jest silna i wszystko przetrzyma, kiedy musiała dostosowywać się do kaprysów dwunastoletniego syna swojego męża, Jake'a. Ze spokojem przyjmowała role, które jej narzucano, ale czasami zastanawiała się, czym to się różni od jej wcześniejszej niewoli.
Miała dwadzieścia osiem lat, kiedy pochowała męża. Mężczyzna zginął w wypadku samochodowym, który sam spowodował. Przewrotny los ponownie wyrzucił Mei na nieznany brzeg, ale tym razem miała przynajmniej część spadku, stałą pracę i jakiś byt. Jake był na studiach, więc po sprzedaniu mieszkania, po prostu podzielili zysk. Mei wystarczyło na maleńki lokalik w chińskiej dzielnicy Nowego Jorku, skąd miała beznadziejny dojazd do pracy, ale za to spokój, że pieniędzy wystarczy jej na dłuższy czas.
Miała dwadzieścia dziewięć lat, kiedy poczuła się naprawdę wolna. Prawie rok zajęło jej oswojenie się z tym, że nikomu nie musi się tłumaczyć, dokąd idzie, na co wydaje pieniądze i z kim się spotyka. Musiała dojrzeć do myśli, że jest panią swojego losu. Naprawdę zasmakować w wolności. Nie szalała po klubach, nie wydawała na zakupy każdego zarobionego dolara. Nadal pozostała oszczędna i zorganizowana, ale... nauczyła się sprawiać samej sobie drobne przyjemności i cieszyć się tym, że wstaje z łóżka każdego dnia.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz