Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2062. Masters of being fucked up


Królowa Katastrofy i Inspektor Gadżet

przedstawiają
Super szybką, spontaniczną notkę, gdzie każdy dostaje po twarzy, Sebastian nazywany jest od najgorszych i okazuje się niezbyt wspaniałomyślnym gliną, a Olivia wtrąca się w nie swoje sprawy, przez co kończy ze śliwą pod okiem oraz przykuta do słupa razem ze swoim partnerem. Enjoy!
Taksówkarz zatrzymał się przy wyjątkowo starej kamienicy, oddalonej od centrum miasta o jakieś dobre trzydzieści kilometrów. Sebastian rozejrzał się dookoła, wypatrując jakiejkolwiek żywej duszy, jednak jedyne co rzuciło mu się w oczy to miejscowe malowidła na budynku, ostrzegające każdego przed wejściem do środka. Westchnął, niezbyt pewien okolicy, do której właśnie dojechali. Przecież nie mógł się pomylić. To właśnie tutaj doprowadziły go wszelkie ślady i poszlaki, które zdążył zebrać badając całą sprawę. Kamienica pod którą podjechali stanowiła centrum terenu na którym poruszał się kartel narkotykowy, a do tego wszystkiego, ktoś niedawno dał im znać, że to właśnie tutaj widziano samochód, który pojawiał się przy najlepiej prosperujących miejscach zbytu.
— Jest pan pewien, że to tutaj? — spytał niepewnym głosem taksówkarz, jakby sam bał się stawać w tak opustoszałej okolicy.
Murillo kiwnął delikatnie głową, chociaż wcale nie był przekonany co do tego miejsca. Jednak wiedział, że musi je sprawdzić, nawet jeśli okazałoby się jedynie kolejnym, ciemnym zaułkiem ze zdechłymi szczurami i śmieciami sprzed dziesięciu lat. Miał zamiar powstrzymać krążący po Nowym Jorku gang. Ten, który sprzedawał te śmieci każdemu, kto nawinął im się na palec na zwykłej imprezie czy nawet ulicy. Tak, oni byli na tyle bezczelni żeby robić to pod samym nosem gliniarzy i uciekać, kiedy tylko nadchodziło niebezpieczeństwo. Kilka morderstw na koncie, pozbywanie się konkurencji, no i przemyt nielegalnych towarów, czyli wszystko to co powinien w swojej historii zawierać kartel narkotykowi. A przynajmniej tak to wyglądało w Nowym Jorku.
Wyciągnął z kieszeni czterdzieści dolarów i rzucił na siedzenie zaraz obok kierowcy, dziękując grzecznie za przejazd oraz dając mu do zrozumienia, aby resztę zatrzymał dla siebie. Sebastian pospiesznie wyczołgał się z samochodu, po czym ruszył w kierunku starej kamienicy, coraz bardziej obawiając się tego co tam znajdzie. A przecież istniały tylko dwie opcje. Albo nie znajdzie nic, albo coś co wreszcie pozwoli mu zakończyć tę cholerną sprawę.
Przełknął głośno ślinę, stając dokładnie przed drzwiami wejściowymi. Kiedy tylko miał nacisnąć klamkę, poczuł jak ktoś łapie go za ramię, przez co podskoczył w miejscu i pospiesznie się odwrócił, automatycznie cofając się w tył. Jednak drewno drzwi, najwyraźniej mocno przestarzałe, pękło pod jego ciężarem, otwierając przejście do środka. Murillo stanął na jednej nodze, gdy jego ciało zaczęło kiwać się w przód i w tył. I kiedy myślał już, że utrzyma równowagę, runął do tyłu, klnąc pod nosem jak na policjanta przystało. Wyraźnie zdenerwowany, zacisnął zęby i poprawił włosy, teraz pełne kurzu oraz drobinek drewna, po czym spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę. W tej chwili naprawdę nie był zadowolony, że ją widzi.
— Co ty tu kurwa robisz? — spytał, wyraźnie wściekły i delikatnie niezadowolony przez fakt, że to przez młodą dziennikarkę wylądował na zimnym cemencie. — Jaja sobie robisz? I... Czy ty mnie śledzisz? Naprawdę tak bardzo zależy ci na dobrej historii do tego Twojego radyjka? Jestem bardzo zły i niepocieszony!
— Tak, Sebastian, jesteś moim całym, cholernym życiem — wywróciła oczami i pokręciła głową. — Nawet jeśli, ktoś z twoim doświadczeniem powinien się skapnąć, że śledzi go gówniara.
Pospiesznie wstał z miejsca, czując jak zimno podłogi powoli przeszywa jego ciało, sprawiając, że wszystkie włoski na ciele stanęły nagle dęba. Otrzepał się z kurzu, po czym zakaszlał niczym ten stary dziad, który powoli umiera od swojego papierosowego nawyku. Teraz kurz pomieszczenia był niemal wszędzie. Na jego kurtce, dżinsach, włosach, w nosie i w buzi. Westchnął, wyraźnie niepocieszony towarzystwem dziewczyny, po czym wyprostował plecy, próbując sobie wmówić, że wcale nie czuje bólu w kościach.
— Idź sobie, dobrze ci radzę — powiedział, zaraz odwracając się do niej plecami i wchodząc do środka kamienicy, przez dziurę, którą sam przed chwilą zrobił.
— Chciałbyś, co? Po moim trupie, panie policjancie — odpowiedziała pospiesznie, dając mu tym samym do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera.
Opuścił ramiona, zrezygnowany zachowaniem dziewczyny. Doskonale słyszał jak idzie za nim. Jak stawia cicho kroki, jakby bała się, że jeszcze ktoś ich usłyszy, chociaż przed chwilą Sebastian wywołał lawinę stukotu na całą okolicę. Naprawdę nie rozumiał jakim cudem ta dziewczyna jest tak zawzięta. Chociaż jej stan nie pozwalał na wiele, ona i tak robiła swoje, cały czas znajdując się w centrum wydarzeń, próbując pospiesznie wyłapać świeżą sensację, z którą mogłaby wreszcie spokojnie dać do radia coś swojego. W jakimś stopniu to rozumiał. W końcu to właśnie była jej praca. Jednak Sebastian i tak miał dziennikarzy już zwyczajnie dosyć. Ich ciągłego przeszkadzania, wtrącania się w nie swoje sprawy. Czasem zastanawiał się czy bez nich społeczeństwo żyłoby w chorym kłamstwie, czy może chociaż raz poczuliby się bezpiecznie we własnym mieście.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że to niebezpieczne? — spytał, dalej próbując otrzepać się z osiadłych na ubraniach drobinek kurzy. — Żeby nie było, że cię nie ostrzegałem
— Kpię sobie z niebezpieczeństwa — mruknęła, przywołując tym samym cytat ze swojej ulubionej bajki.
Stanął w jednej chwili, podnosząc rękę do góry, aby Olivia przypadkiem nie wpadła prosto w jego plecy. Usłyszał jak dziewczyna się zatrzymuje, kiedy roznoszący się po pomieszczeniu stukot butów ucichł w jednej chwili. Teraz jedynie brzęczący gdzieś w oddali wentylator zdawał się przeszywać ciszę tego miejsca. Sebastian skrzywił się w jednej chwili, kiedy do jego nosa dotarł specyficzny zapach siarki. Skręcił w pokój na lewo, skąd jak mu się wydawało, pochodził nieprzyjemny odór. Ostrożnie i wolnym krokiem przybliżył się do ramy drzwi i kiedy zauważył, przez małe, szklane okienko, że nie ma nikogo w środku, wszedł przy akompaniamencie otwieranej starej, metalowej blachy.
Nieprzyjemny zapach kumulujący się w małym pokoju od razu uderzył nozdrza. Sebastian przyłożył dłoń do nosa, wchodząc do pokoju i stając na samym środku. Rozejrzał się dookoła, zauważając pułki zasypane wszelkiej maści opakowaniami i butlami oraz stojące zaraz obok niego biurko. Skręcił w prawo, stając zaraz przed drewnianym blatem, na którym leżała zardzewiała skrzynka. Murillo bez chwili namysłu pociągnął za wieko, jednak zaraz zaprzestał wszelkich starań, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że stojące przed nim pudło jest szczelnie zamknięte. Przeszukał wszystkie zakamarki biurka, jednak kiedy nic nie udało mu się znaleźć, Olivia stanęła zaraz obok niego, znów niemal przyprawiając go o zawał.
— Myślałam, że uczą detektywów jak radzić sobie z takimi zamkami. Chociaż nie, pewnie za każdym razem kazali po prostu wykopać drzwi, co? — spytała, uśmiechając się półgębkiem.
Niezadowolony, skrzyżował ręce na klatce piersiowej, dokładnie przypatrując się dziewczynie. Olivia wyjęła z kieszeni płaszcza wsuwkę, po czym sprawnie ją wyprostowała, tworząc z niej wystarczająco równy kawałek metalu. Wreszcie włożyła ją do zamka i chwilę ruszając nią we wszystkie strony, stała tak, próbując otworzyć stojącą przed nimi skrzynkę. Wreszcie jednak usłyszeli jak zamek przekręca się i pełna dumy dziewczyna, odwróciła się w jego stronę, uśmiechając się szeroko.
— Nieźle — powiedział Sebastian, otwierając pospiesznie skrzynkę. — W sensie jak na dziewczy... Okej, to nie jest fajne — detektyw skrzywił się zaraz po tym, kiedy zauważył co znajduje się w środku. — Obrzydliwe wręcz. Czego ja się właściwie spodziewałem...
— Czy to czyjś palec? — spytała dziewczyna, obserwując jak Sebastian bierze go do ręki.
— Owszem. I wiesz co, kobiecy do tego wszystkiego. Chcesz potrzymać?
— Wsadź go sobie w dupę najlepiej — odpowiedziała, wyraźnie niezadowolona jego zachowaniem.
— Tak mówiła do mnie niedoszła żona, kiedy krzyczałem z innego pokoju, że chcę banana do pracy. A naprawdę lubię banany. W każdym razie... — przerwał, wyciągając z kieszeni małą, foliową torbę. Wrzucił do niej palec, po czym zamknął ją pospiesznie i schował, jakby sam miał dosyć patrzenia na martwy kawałek ciała. — Chociaż mamy jakiś dowód.
— To jest chore — fuknęła dziewczyna, dalej przyglądając mu się z pewnym obrzydzeniem. — Jesteś chory.
Sebastian wzruszył jedynie ramionami, słysząc komentarz kobiety. Olivia oddaliła się od niego wolnym krokiem, zbliżając się do leżącej na przeciwnej ścianie półce, pełnej zardzewiałych narzędzi i przezroczystych worków. Skrzywiła się szybko, gdy poczuła dolatujący do niej zapach. Po chwili sunęła już palcem po drewnianym regale, zbierając żółty proszek wysypujący się z opakowań. Dokładnie mu się przyjrzała, sprawdziła dwoma palcami grubość ziarenek i przybliżyła go do twarzy, jakby chciała się przekonać czy nie znalazła przypadkiem źródła tego specyficznego zapachu. Zaraz jednak pospiesznie oddaliła dłoń, próbując zrzucić z palców resztki proszku.
— Co to je... — miała spytać, jednak Sebastian przerwał jej w odpowiedniej chwili.
— Siarka. Zapach było czuć już na korytarzu. Wiesz, to bardzo dobrze się pali — odpowiedział, podchodząc w jej stronę.
I kiedy chciał już wyjść z ciasnego pomieszczenia, do jego uszu dotarły niewyraźne rozmowy. Głębokie głosy odbijały się od ścian za drzwiami, z każdym krokiem nieznajomych stając się coraz bardziej głośniejszymi. Olivia miała już spytać detektywa o co dokładnie chodzi, jednak ten uciszył ją pospiesznie, przykładając palec do ust. Stali jeszcze chwilę w miejscu, kiedy Sebastian próbował wyłapać gdzie mniej więcej znajdują się nadchodzący nieznajomi. Szybko złapał dziewczynę za rękę, ciągnąc ją do ściany obok, gdzie nikt nie mógł ich zauważyć w małym okienku drzwi.
Murillo otworzył delikatnie wejście, próbując nie wywoływać przy tym żadnych, niepotrzebnych dźwięków. Wysunął głowę i rozejrzał się dookoła, aby upewnić się co mogło im zagrozić. Jednak usłyszane przed chwilą rozmowy ucichły jakby po drugiej stronie, co mogło wskazywać jedynie na to, że nieznajomi ominęli pokój, w którym znajdowali się intruzi. Sebastian odetchnął, wyciągając w tej samej chwili broń z kabury przy pasku. Odblokował naładowany już dawno pistolet, po czym otworzył szerzej wejście do pokoju, aby mogli wreszcie wyjść na korytarz.
— Przysięgam, gdybyśmy tak szybko dali się złapać, uznałbym to za najgorszą akcję w moim wykonaniu — oświadczył, stając na samym środku korytarza i wpatrując się w wychodzącą z pokoju dziewczynę. Opuścił ręce, rozluźniając całkowicie całe ciało. — A mało akcji wychodzi mi źl...
— Ty idioto! — wykrzyknęła zdenerwowana dziewczyna, wpatrując się w przestrzeń za jego plecami.
Zanim Sebastian zdążył się odwrócić, ktoś chwycił go od tyłu za gardło, tworząc na jego karku dźwignię i próbując zwalić go z nóg. Stojąca przed nim dziewczyna, zaczęła powoli oddalać się w tył, jednak kiedy tylko spojrzała w stronę wyjścia, pięść drugiego osiłka wylądowała na jej twarzy, tym samym powalając ją na ziemię. Murillo warknął wściekle, gdy Olivia odbiła się od zimnego betonu. Pospiesznie przybliżył dłonie w okolice ręki napastnika, bezskutecznie próbując wyrwać się z silnego uścisku. Dopiero gdy doszło do niego, że nie ma żadnych szans z siłą przeciwnika, wycelował swoim pistoletem ślepo w podłogę, mając jedynie nadzieję, że pocisk trafi w wyznaczone przez niego miejsce. Wystrzał przytłumił głośny krzyk stojącego za jego plecami osobnika. Nieznajomy pospiesznie rozluźnił mięśnie, kiedy cały ból w jednej chwili zaczął kontrolować się w okolicach jego prawej stopy. Sebastian rozdzielił dźwignię napastnika i oddalił się od niego o parę kroków, aby zauważyć jak ten podskakuje w miejscu na jednej nodze, kiedy próbuje zatamować dłońmi ranę na stopie.
— Pierdolony dupku! — wykrzyczał w stronę przestępcy, po czym odwrócił się za siebie, aby sprawdzić jak radzi sobie dziewczyna.
I chociaż był niemal pewien, że znajdzie ją dalej leżącą na ziemi, ta stała naprzeciwko swojego wroga w pozycji boksera. Podskakiwała jeszcze chwilę w miejscu, kiedy ten wolnym krokiem zbliżał się w jej stronę. Kiedy jednak był już wystarczająco blisko, Olivia wycelowała swoją nogą prosto w kroczę napastnika. Pewnie nieznajomy wiłby się teraz z bólu, gdyby w ułamku sekundy nie zatrzymał jej ciosu, chwytając tym samym dziewczynę za kostkę. Kowalewski spojrzała na niego ze zdziwieniem w oczach, a on, dalej uśmiechając się półgębkiem, rzucił kończyną w swoje lewo, znów odsuwając kobietę na bok.
Sebastian pospiesznie wycelował w jego stronę, mając go w tej chwili na muszce. Mężczyzna, zauważając jak detektyw mierzy do niego z broni, podniósł do góry ręce w akcie poddania się, jednak jego wyraźnie denerwujący uśmiech dalej objawiał się na okrągłej, pulchnej twarzy. Kiedy tylko Murillo zaczął powoli kierować się w jego stronę, zraniony w stopę osiłek wyskoczył zaraz obok niego, uderzając go prosto w prawy policzek. Sebastian pod wpływem siły uderzenia, odleciał kilka metrów w bok, przysuwając wolną rękę do swojej twarzy. I kiedy już miał znów powrócić do walki, nie zdążył nawet wyprostować pleców, kiedy poczuł jak twardy metal odbija się od jego czaszki. Nieprzytomne ciało padło na podłogę, pozostając w bezruchu. 
Dmuchnęła w przydługą, kręconą grzywkę, a gdy to nie przyniosło efektu, spróbowała odrzucić ją za pomocą samej głowy. Jedyne, co jej się przy tym udało, to przydzwonić potylicą w słup na tyle mocno, że zgrzytnęły jej zęby. Jęknęła cicho, gdy tępy ból rozlał się w miejscu uderzenia, żałując, że nie może nawet rozmasować skóry. Skute z tyłu dłonie w niczym nie pomagały, a i bezwładne ciało Sebastiana opadające z jednej strony na jej plecy też nie było zbyt wygodne w tej sytuacji.
— Obudź się, Inspektorze Gadżet — warknęła, trącając go łokciem w żebra, najpierw delikatnie, ale w następnego kuksańca włożyła więcej siły. Niepotrzebny był jej nieprzytomny facet, zwłaszcza, że w jej blond główce krystalizował się już plan ucieczki. — Kurwa, Sebastian, wstawaj! — powiedziała nieco głośniej i po raz kolejny uderzyła go w bok. Do jej uszu dotarł cichy jęk i odgłos gramolenia się, zapewne bliżej słupa, bo i tak nie mieli większego pola manewru. — Nareszcie księżniczka raczyła się obudzić — mruknęła bardziej do siebie, niż do niego i z ciężkim westchnieniem odchyliła głowę do tyłu. 
Była wściekła, choć to za słabe słowo na opisanie towarzyszących jej w tej chwili emocji. Miała ochotę roznieść to pomieszczenie w drobny mak, a sam wygląd piwnicy, w której się znaleźli, tylko potęgował to pragnienie. Żółto-brązowe, obdrapane ściany, metalowe drzwi, które powoli zjadała rdza, podłoga ze zwykłej betonowej wylewki, gdzieniegdzie ślady krwi, prawdopodobnie przeoczone podczas sprzątania. I smród. Niewyobrażalny smród, który wżerał się aż do wnętrza czaszki. Gdyby nie adrenalina, Olivia pewnie już dawno wymiotowałaby gdzieś w kącie.
Choć nie wykluczała, że wkrótce się to stanie, zważywszy, że hormon ucieczki powoli opadał. Do jej mózgu powoli docierały bodźce bólowe, z których istnienia dotychczas nie zdawała sobie sprawy. Czuła, jak z kącika warg sączy się krew, lewe oko nieznośnie pulsowało i mogłaby przysiąc, że zęby po prawej stronie stały się dziwnie chwiejne. Miała ochotę utłuc tych damskich bokserów, ale pozostało jej tylko dziękować wszelkim nieistniejącym bogom, że nie celowali w brzuch.
— Masz kluczyk do kajdanek? — spytała cicho, ale nie na tyle, by Sebastian jej nie usłyszał.
— Co się stało? — odpowiedział pytaniem na pytanie, a Olivia wywróciła oczami. Nie było czasu na opowiadanie całej historii.
— Masz, czy nie? — ponowiła pytanie i zacisnęła zęby, by nie zacząć się na niego drzeć, żeby się ogarnął.
— Mam. Na dupie — wymamrotał Murillo. Czuła, jak porusza ich nadgarstkami, zapewne, żeby sprawdzić, jak bardzo byli w tej sytuacji bezradni.
— Wyjmiesz go, czy sama mam to zrobić? — rzuciła nieco ostrzej niż zamierzała i odepchnęła się nogami od ziemi, by przysunąć się jeszcze bliżej słupa i przycisnąć do metalu całe plecy. Przy okazji sięgnęła dłońmi do tyłu, przygotowując się na małą porcję gimnastyki związanej z wyjmowaniem kluczyka. — Jeśli myślisz, że nie zrobię tego tylko dlatego, że będę musiała przy okazji cię zmacać, to się grubo mylisz. Lojalnie cię ostrzegam — mruknęła.
Wygięła się, gdy sięgnął dłońmi do kieszeni spodni. Zabolały ją pociągnięte nieco zbyt gwałtownie ramiona, ale nie pisnęła nawet słówkiem. To nie był dobry moment na granie wrażliwego dziewczątka.
— Współpracuj — warknął mężczyzna, a Olivia prawie zakrztusiła się powietrzem z oburzenia.
— Zamknij twarz. Gdybyś nie był ofiarą losu, nie bylibyśmy tutaj! — jęknęła, ale posłusznie dała pociągnąć swoje posiniaczone już nadgarstki jeszcze bardziej. Chwilę później usłyszała ciche kliknięcie, a jej ręka opadła bezwładnie na posadzkę. Po następnych kilku sekundach to samo stało się z drugą ręką. Blondynka odetchnęła głęboko i rozmasowała obolałe przeguby.
— Gdybyś nie była głupia, nie byłabyś głupia — fuknął brunet i Olivia odwróciła się gwałtownie, patrząc ze złością na jego, jak się okazało, kolana. Chyba szybko wrócił do żywych, skoro teraz stał nad nią, wyciągając dłonie, żeby pomóc jej wstać. Kowalewski skorzystała z okazji i zaraz potem otrzepywała materiał spodni z kurzu. Tak, spodni, nie kurtki, bo kurtki została pozbawiona przed przykuciem jej nadgarstków do nadgarstków policjanta. Liczyła, że kiedy się wydostaną adrenalina zrobi swoje i nie będzie odczuwała takiego zimna, jakie sobie wyobrażała. 
O ile w ogóle się wydostaną. 
— Ile ty masz lat, pięć? — mruknęła i skierowała swe kroki pod ścianę, gdzie spojrzała w górę na niewielkie okno.
— No, więcej niż ty. Przynajmniej na tyle, że ogarnąłem podstawowe działanie antykoncepcji — prychnął, a Kowalewski po raz kolejny zmierzyła go zniesmaczonym i urażonym spojrzeniem.
— Czy ty czasami milczysz? Poza tymi przypadkami, kiedy jesteś nieprzytomny...
— Nie. Ale się nie przyzwyczajaj. Jeśli wyjdziemy stąd żywi, sam cię ukatrupię i nic już nie usłyszysz.
W odpowiedzi wywróciła jedynie oczami i po raz kolejny spojrzała na niewielkie okienko. Przez chwilę zastanawiała się, co z tym zrobić, aż w końcu podeszła do słupa, obok którego wciąż leżały kajdanki i bez wahania rzuciła nimi mocno, zbijając szybę. Hałas rozszedł się po pomieszczeniu, a w obecnych warunkach jego natężenie można było spokojnie porównać ze startującym samolotem. Usłyszeli w oddali kroki i jednocześnie spojrzeli na zardzewiałe drzwi.
— Podsadź mnie! Szybko! — pisnęła, a gdy Sebastian uformował ze swoich rąk podnóżek, bez wahania oparła na nim stopę i wciągnęła się za niewielki parapet. Znalazłszy się na zewnątrz, podała ręce brunetowi, żeby pomóc mu się wydostać, ale jedyny efekt był taki, że wypuściła ze świstem powietrze i wytrzeszczyła oczy. — Ja pierdolę, Murillo, masz zakaz jedzenia serników — jęknęła i spróbowała jeszcze raz.
— Jak upuszczą ze mnie krwi, będę lżejszy, nie martw się — prychnął, gdy wydostał się na zewnątrz.
W tym samym momencie metalowe drzwi się otworzyły, a barczyste osiłki wpadły do pomieszczenia.
Z braku innych opcji, Kowalewski i Murillo rzucili się do ucieczki, zostawiając za sobą siarczyste przekleństwa mężczyzn.
Wbiegłszy w ciemny przesmyk między dwoma budynkami, Olivia oparła dłonie na swoich kolanach, pochylając się tym samym do przodu i oddychając głęboko. Do kondycji olimpijki było jej daleka, zwłaszcza, że ze sportem od zawsze była na bakier, ale adrenalina napędzała ją na tyle, że nie czuła się jeszcze, jakby miała za chwilę paść na zawał.
Wrzasnęła, gdy do jej uszu dotarł huk pierwszego wystrzału, zaś spojrzenie padło na żebra po prawej stronie Sebastiana, gdzie materiał koszuli w mgnieniu oka stał się zdecydowanie ciemniejszy, niż był w oryginale. 
Brunet jedynie zamrugał i znowu rzucił się do ucieczki, a nie mając innego wyjścia, dziewczyna ruszyła za nim.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim zgubili dwóch osiłków i znaleźli się na niego bardziej ruchliwej ulicy. W pierwszej chwili umknął jej uwadze nawet fakt, że Sebastian oparł się o stojący najbliżej budynek i osunął się po nim, zostawiając na zimnej, szarej ścianie krwawy ślad.
A potem wszystko przyspieszyło. Dopadła do niego, zaciskając drobne, trzęsące się dłonie na obydwu ranach, wlotowej i wylotowej. Prosiła przechodniów, żeby ktoś im pomógł, ale widząc ich stan zapewne twierdzili, że mają do czynienia z przestępcami i po prostu szli dalej. W końcu ktoś jednak zobaczył w Olivii przerażoną dziewczynę, a nie seryjną morderczynię i wezwał karetkę. A nawet dwie, choć nie czuła się jak osoba, która potrzebuje jakiejkolwiek pomocy medycznej.
To Sebastian jej potrzebował. Już, teraz, natychmiast.
— Nie zasypiaj! — wrzasnęła, słysząc w oddali syreny i potrząsnęła mężczyzną, jednak na tyle, by nie uszkodzić go bardziej.
— Zamknij twarz — wymamrotał, ale nie była pewna, czy to właśnie te słowa padły z jego ust, zanim głowa opadła luźno na ramię. 
— Wstawaj, Gadżet, kurwa mać! Nie zostawiaj mnie! — wyjęczała, a piekące łzy przesłoniły jej wzrok. Zdążyła przyzwyczaić się do jego obecności w swoim życiu i ani myślała dawać teraz umierać jednej z niewielu tak bliskich jej osób. Choć w myślach czasami życzyła mu, żeby przejechała go ciężarówka lub żeby ktoś z kolegów detektywów spuścił mu potężny łomot, nie przewidziała, że wszechświat odbierze te prośby na poważnie.
Poddając się coraz większej panice, kolejny raz potrząsnęła Sebastianem, tym razem na tyle mocno, że otworzył oczy i spojrzał na nią nieprzytomnie.
— Możesz przestać mną potrząsać, uszanuj moją ostatnią prośbę.
— Nie waż się znowu mdleć, bo nawet w piekle będę cię za to dręczyć! — warknęła i uniosła nieznacznie jedno ramię, by otrzeć z twarzy łzy. Charakterystyczne sygnały karetki rozbrzmiewały coraz bliżej i mimo, że Olivia z całego serca nienawidziła tego dźwięku, nie mogła być bardziej szczęśliwa.
Gdyby mogła, wpadłaby razem z sanitariuszami na blok, ale ktoś, nie zarejestrowała kto, zatrzymał ją tuż przed wejściem, zamykając w uścisku swoich silnych ramion. Wciąż cała się trzęsła, głośno płacząc, ale to akurat w tym momencie zdawało się do niej nie docierać. Nie wiedziała też, że całe ręce, ubranie i część twarzy pokryte miała krwią. Nie swoją, ale ten obraz po wszystkim i tak miał prześladować ją zarówno w snach, jak i na jawie.
Ten ktoś, kto do tej pory przyciskał jej ciało do swojego ciała, po jakimś czasie zaprowadził ją do sali segregacji, gdzie pielęgniarka zajęła się rozciętą wargą i podbitym okiem. Ten ktoś po założeniu dwóch szwów i odkażeniu pozostałych ran przykrył ją kocem, pytając, czy wszystko w porządku.
Ale Olivia nie umiała odpowiedzieć. Potrafiła jedynie siedzieć i wbijać nieobecne spojrzenie w przeciwległą ścianę. Czas tym razem zdawał się zatrzymać. A ruszył w momencie, gdy ten ktoś powiedział, że będzie dobrze.
Wszystko go bolało. Każdy kawałek skóry, każda kończyna. Nie chciał otwierać oczu, będąc niemal pewnym, że nawet samo podniesienie powiek przeciągnie przez całe ciało falę bólu. Ostatecznie jednak postanowił nie słuchać zdrowego rozsądku, przez co ujrzał śnieżnobiały sufit oraz jasną lampę, która raziła w oczy nieprzyjemną, zimną poświatą. Spróbował podnieść dłoń, chcąc przetrzeć zmęczony wzrok, jednak kiedy tylko miał pociągnąć ją w stronę twarzy, coś zatrzymało go w miejscu. Jeszcze raz szarpnął dłonią. Znów nic. Podniósł delikatnie głowę, by dojrzeć, że prawa ręką przyczepiona jest do stojącej zdecydowanie za daleko kroplówki. Spanikował jednak dopiero, kiedy zauważył wbitą w żyłę igłę. Zacisnął zęby, podniósł pospiesznie plecy i pociągnął drugą dłonią za przezroczystą rurkę, odczepiając się od worka z płynem. Igła jednak dalej pozostawała w jego ręce. Cholera, a przecież Sebastian Murillo nienawidził igieł.
Jedna z pielęgniarek szybkim krokiem przekroczyła próg pokoju najnowszego pacjenta, słysząc na korytarzu hałasy dochodzące zza drzwi. Spojrzała na Sebastiana, lekko zaskoczona i zmierzyła go dokładnie, jakby sama chciała wydedukować co mężczyzna tak właściwie próbuje zrobić. Dopiero kiedy wyrwał ze swojego ciała kolejną rurkę, kobieta podeszła do niego i złapała za ręce, próbując go powstrzymać. Murillo podniósł wściekły wzrok, gdy ta stanęła zaraz obok niego.
— Proszę pana — zaczęła pielęgniarka, jednak zaraz przerwała, kiedy detektyw spróbował wyrwać się z jej uścisku. — Proszę pana! Proszę się uspokoić! Potrzebuje pan tej kroplówki.
Kiedy jednak usłyszał jej głos, szybko przyłożył dłonie do uszu i zaczął coś podśpiewywać pod nosem.
— Nic nie słyszę — odpowiedział śpiewnie i dopiero gdy pielęgniarka zdjęła z niego swojego ręce, postanowił przejść do rzeczy. — Wyjmijcie mi to coś z ciała, bardzo proszę.
— Kiedy nie możemy tego zrobić, bo...
— Mam to gdzieś czy możecie, czy nie możecie — Murillo robił się coraz bardziej czerwony ze wściekłości. Naprawdę chciał się pozbyć tych igieł. — Nie chcę tego w sobie, a jako obywatel Ameryki, mam swoje prawa!
— Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że został pan postrzelony? — spytała kobieta, wyraźnie zirytowana jego zachowaniem. Złożyła ręce na piersiach, wpatrując się w niego złowrogim spojrzeniem. — Ledwo pan przeżył, więc chyba lepiej nie marnować pracy naszych lekarzy na marne!
— Pf, ledwo... — wyszeptał Sebastian, kręcąc oczami. — Zwykłe draśnięcie...
— Pan chyba siebie nie sły...
— Zresztą — przerwał jej, podnosząc do góry palec wskazujący. — Nikt się mnie nie pytał o zdanie czy w ogóle chcę być ratowany.
Pielęgniarka ścisnęła dłonie w pięści i zamknęła oczy, najwidoczniej próbując zatrzymać falę napływającej furii. Podskoczyła parę razy w miejscu, po czym wydała z siebie coś podobnego do dźwięku frustracji. Sebastian spojrzał na nią lekko zaskoczony i powoli opuścił palec, jakby bał się, że jakikolwiek gwałtowny ruch, włączy odliczanie do wybuchu stojącej przed nim bomby. 
— Dobra, wiesz co? Okej — powiedziała pielęgniarka i podeszła do pacjenta, aby zaraz wyrwać mu z dłoni igłę przy niewyobrażalnej sile.
Sebastian pisnął zdecydowanie za głośno. Złapał się za zranioną dłoń, próbując powoli rozmasować miejsce bólu. Kobieta odeszła od łóżka, powoli kierując się w stronę drzwi.
— A reszta? — spytał Sebastian, kiedy ta była już przy wyjściu. Nie dostając żadnej odpowiedzi, spojrzał zaraz w dół, zauważając, że ma na sobie jedną z tych szpitalnych koszul. Westchnął głęboko, po czym krzyknął, mając nadzieję, że usłyszy go pielęgniarka stojąca na korytarzu. — I czy mogę dostać piżamę, w której nie będę świecić tyłkiem?
— I tak nie ma na czym oka zawiesić — stwierdziła Olivia, przekraczając próg pomieszczenia. Z nią nie było tak źle, jak z Sebastianem. Jedynymi pamiątkami po feralnej zabawie w detektywa był blednący siniak pod okiem i wciąż piekąca, rozcięta warga. Nie wspominając o obrazach, które wciąż ją prześladowały. Wszędzie widziała krew policjanta, a zanim zmyła tę prawdziwą z rąk, minęła dobra godzina. Ubrania natomiast nadawały się wyłącznie do wyrzucenia. Tak samo, jak jej zwichrowana psychika. — Wyglądasz, jak gówno — skwitowała i postawiła na stoliku zawiniątko, które ze sobą przyniosła, po czym usiadła na niewygodnym krześle obok łóżka.
— Ty tak zawsze wyglądasz — odgryzł się mężczyzna, a Olivia uśmiechnęła się szeroko. Może i doprowadzał ją do szału takimi komentarzami, ale cieszyła się, że w ogóle je słyszy.
— Jak będziesz niegrzeczny, to nie dostaniesz sernika — spojrzała przelotnie na zawinięte w papier ciasto, a potem spoważniała. — Jak się czujesz?
— Jak ktoś, kto zarobił kulkę — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Nie powiem, że bywało gorzej, ale nie jest tragicznie.
— Cieszę się, że nie umarłeś — westchnęła w końcu, choć przyszło jej to z niemałym trudem. Kowalewski nie była najlepsza we wszelkiego rodzaju wyznaniach, dlatego nie dopuszczała do siebie ludzi. Ale, szczerze mówiąc, gdyby miała poznać Sebastiana jeszcze raz, zapewne wplątałaby się w taką samą relację. Lubiła tego faceta, mimo że był niesamowicie wredny i uszczypliwy, a uzyskanie od niego jakichkolwiek informacji na interesujące ją tematy graniczyło niemal z cudem. 
— Cieszę się, że nie dałaś mi umrzeć — usłyszała w odpowiedzi i uniosła brwi, gdy poczuła jego palce na swojej dłoni. Nie przywykła do takiego zachowania z jego strony, ale odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się lekko, choć w tym uśmiechu nie było wesołości. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać jak by to wyglądało, gdyby jednak karetka przyjechała za późno; czy byłaby w stanie jakoś sobie poradzić, gdyby brunet umarł jej na rękach. Gdyby nie odzyskał przytomności, kiedy go o to prosiła...
Chrząknęła i wyprostowała się, rozwiewając tę miłą, a przez to niepokojącą, atmosferę.
— Nie rób tego więcej. Dziwnie się czuję — mruknęła i wzdrygnęła się. Z ulgą zauważyła, że Sebastian zrobił to samo.
— Dawaj mi sernik, kobieto — zażądał, a blondynka prychnęła, wywracając oczami, po czym położyła na jego kolanach paczuszkę. Przez chwilę przyglądała się, jak odwija papier, a następnie mruczy pod nosem i po raz kolejny się uśmiechnęła. 
Przekręciła się na krześle, by pogrzebać w torbie zawieszonej na oparciu krzesła i wyjąć z niej telefon. Szybko znalazła w aplikacjach dyktafon i wyprostowała się, zakładając nogę na nogę.
— A teraz z wdzięczności za to, że gnałam po to ciasto aż na Bronx, odpowiesz mi na kilka pytań — oznajmiła, a Murillo jęknął głośno, choć dźwięk był nieco zniekształcony przez jego usta zapchane sernikiem.
Ale odpowiedział. Nie miał innego wyjścia. A Olivia, szczerząc się triumfalnie stwierdziła w myślach, że w końcu wygrała tę ich małą zabawę w „pytanie-nieodpowiedź”.
Hope the cringe didn't kill you!

2 komentarze

  1. No i Olivia sobie grabi, oj grabi sobie... Herbaty się pić boi ze względu na swój stan, ale biegać za policjantem to już nie!
    Z pewnością będzie miała przechlapane z Danielsem teraz :D
    A post umilił mi wczorajszy wieczór, choć nie miałam jak go już wtedy skomentować :D
    W ogóle Dead Soul... Te Twoje wszystkie graficzne ozdobniki, jeju, ja tak nie umiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie oni są tylko best friends forever, nawet jeśli w głębi duszy się nienawidzą i wyzywają od najgorszych, więc Daniels nie ma się czego bać, izi pizi lemon skłizi. Zresztą Sebastian nie jest na tyle nieznośny aby wyrywać komuś laskę, on sam po prostu czeka aż przyjdzie do niego ta jedyna miłość, bo sam dupy nie ruszy.
      Cieszymy się, że post się spodobał i poprawił wieczorny nastrój, a co do graficznych ozdobników to bardzo dziękuję, ale mówię Ci, nic w tym trudnego! ♥

      Usuń